- Chodź tu, tylko spróbuj nie spaść na drugą stronę- mruknął Irys, wskakując na płot oddzielający od siebie dwa domy stworów bez sierści, których kocur nazywał domownikami.
- W lesie też wspinamy się i skaczemy- wyjaśniła mu uprzejmie Mżąca Łapa, choć słowa pieszczocha trochę ją uraziły.- Potrafię wejść na płot.
Irys wzruszył ramionami i przesunął się w bok, by zrobić kotce więcej miejsca. Po chwili oboje byli już na górze, patrząc na mknące przed nimi potwory. Mżącej Łapie sierść na karku jeżyła się, gdy tylko jeden z nich zachowywał się głośniej od pozostałych lub gdy dyszał bardziej niż inne, wydzielając chmury czarnego pyłu.
- To gdzie jest ten kot, o którym mówiłeś wczoraj wieczorem?- zapytała, starając odwrócić swoje myśli od Drogi Grzmotu i przemierzających ją potworów. Kot, do którego wziął ją poprzedniego dnia, okazał kompletnie bezużyteczny, więc teraz Irys miał ją zapoznać z innym, być może takim, który wie cokolwiek.
- Tutaj- oznajmił długowłosy kot, wskazując ogonem podwórko za nimi.- Musimy tylko poczekać, aż jego domownicy go wypuszczą.
Uczennica skrzywiła się lekko, słysząc jego słowa. Pieszczochy były całkowicie podporządkowane tym stworom, nie mogły polować ani wychodzić na zewnątrz z własnej woli. Na myśl o tym, kotka poczuła wdzięczność do Klanu Gwiazdy, za to, że urodziła się w lesie wśród dzikich kotów. Nie zniosłaby takiego życia!
Irys przeciągnął się i zaczął czyścić swoje brązowe futro długimi pociągnięciami języka. Wschodzące słońce grzało przyjemnie, rozpraszając chłód panujący w nocy i gdyby nie smród, hałas i brak ptaków, Mżąca Łapa czułaby się jak w domu.
- Myślisz, że on nam coś powie?- zagadnęła cicho, nie będąc pewna, czy może się odezwać.
- Nie wiem- stwierdził po chwili Irys, nie przerywając mycia.- Pewnie nie, ale warto spróbować.
- Optymistycznie- mruknęła jeszcze ciszej i wbiła wzrok w drzwi.
Pod ścianami rosło bardzo dużo jakichś kolorowych kwiatów, których Mżąca Łapa nigdy jeszcze nie widziała. Pewnie nie było ich w lesie. Drzewa były natomiast tylko dwa, jedno o grubym pniu i szerokiej koronie, w porze zielonych liści dające dużo cienia, a drugie cienkie i chyba powoli usychające. Ogród przecinała prosta i równa ścieżka z płaskich kamieni, po bokach której stały krzewy.
- Powiesz mi coś o tym kocie?- przerwała ciszę, zerkając niepewnie na Irysa. Nie czuła się komfortowo, siedząc obok niego w kompletniej ciszy.
- No... jest kotem- wyjawił Pieszczoch, ale słysząc zawiedzione westchnięcie kotki mruknął coś pod nosem i po chwili kontynuował swoją wypowiedź.- Trafił tu chyba nie aż tak dawno temu, ale nie jestem pewien. Mieszkam zbyt daleko i trudno mi określić, kiedy pojawia się jakiś nowy kot, w każdym razie słyszałem, że zaraz po przybyciu uciekł. Znaleźli go szybko, ale może podczas tych kilkunastu godzin wolności się czegoś dowiedział.
Mżąca Łapa skinęła głową i znowu nabrała nadziei. Może jednak nie będzie musiała wracać do obozu sama. Pewnie razem z Pierzastą Łapą dostaną jakąś karę za opuszczenie terytorium na aż tak długi okres, ale było to o wiele lepsze, od straty najlepszej przyjaciółki. Po krótkiej chwili z zamyślenia wyrwał ją dźwięk otwierania drzwi. Szybko odwróciła głowę i widząc domownika wychodzącego na podwórko, od razu zeskoczyła na ziemię i najszybciej jak potrafiła, ukryła się wśród małych krzaczków.
Ze zdziwieniem zauważyła, że na Irysie domownik nie zrobił większego wrażenia. Kocur bardziej zaskoczony był jej nagłą ucieczką, niż stworem, który powoli zmierzał w jego stronę z wyciągniętą przed siebie łapą. Uczennica zamarła, myśląc, że istota chwyci Pieszczocha i zrobi mu coś złego, jednak nic takiego nie nastąpiło. Domownik przyłożył łapę do jego głowy, a Irys nie zamierzał się odsuwać. Przylgnął łbem do ręki stwora, mrucząc głośno i zamykając na chwilę oczy.
CZYTASZ
Wojownicy: Spadające Gwiazdy
FanfictionTom I Zakończony Przepowiednie to coś, czego można się bać. Zazwyczaj zwiastują wielkie niebezpieczeństwo, coś, co zagraża jednemu z klanów, lub co gorsza, wszystkim klanom. Na szczęście Klan Gwiazdy, który te wizje zsyła, czuwa nad dzikimi kotami...