043

495 22 1
                                        


-Mamo?

Kobieta uśmiechnęła się szerzej a w jej oczach można było zauważyć lampki, które mimowolnie się pojawiły.

-Spodziewałam się ciebie.-głos delikatnie się złamał.-Wiedziałam ,że w końcu przyjdą te dobre dni. Wejdź proszę.

Wpuściła mnie do budynku ,który pomimo zewnętrznej małej postury okazał się ogromny w środku, zdjęłam buty w przejściu i udałam się za kobietę ,która chyba jest moją matką.

-Proszę zaczekaj tutaj.-jak powiedziała tak zrobiłam, usiadłam na sofie o kremowym kolorze ,na której się zapadało.

Czułam się niekomfortowo z tej sytuacji ,a przez moją głowę co chwilę przelatywała myśl ucieczki, jednak coś mnie zatrzymywało, czego nie potrafiłam opisać, jakaś siła kazała mi siedzieć na tej sofie i czekać aż coś się stanie.

-Już jestem, zrobiłam kawę, nie jestem pewna ile słodzisz i czy dolewasz mleka więc wszystko przyniosłam.-drżały jej ręce, ona również musiała się stresować.-Ponadto musiałam powiedzieć żeby nikt nam nie przeszkadzał.

Ulżyło mi na myśl ,że również czuję się jak ja i nie jestem jedyna oraz ,że w spokoju będziemy mogły sobie wszystko wyjaśnić.

Pomimo mojego ciągłego milczenia postanowiła mówić.

-Wiem ,że stresujesz.-położyła swoją dłoń na mojej.-Ale uwierz ,że ja również.

Patrzyłam jej głęboko w oczy, jakbym gdzieś widziała już je, wydawały mi się znajome a wspomnienia z nimi miałam przyjemne a przynajmniej tak czułam. Pełne matczynej miłości ,na której zawsze można polegać.

-Co jest prawdą?-wyszeptałam.

-Napewno nie to co ojciec ci mówił.-podniosła się.- Fakt odeszłam od was by być z Kimem ,ale chciałam zabrać ciebie ze sobą. Ojciec zaczął nam grozić.- opowiadała wściekle.-Mówił , że prędzej zabije ciebie...-wskazała na mnie palcem.-...niż mu cie zabiorę, za wszelką cenę chciał zrobić z mojej małej dziewczynki swoją maszynę.

Zrobiła przerwę na łyk swojej kawy, a ja nie wiedziałam jak mam reagować, byłam w szoku.

-A on, jaki był naprawdę?- mój wzrok utkwił w podłogę.- Zawsze był taki podły?

-Oh nie, kiedy się poznaliśmy to nigdy w życiu nie powiedziałabym ,że jest tym kim jest, był kochany, opiekuńczy, powtarzał ,że dla swojej kobiety może zrobić wszystko, a po małżeństwie, zaczął pokazywać swoją prawdziwą twarz.

-Już nie jest taki.-spojrzałam na nią.

-Zmienił się? Nie uwierzę.

-Jest martwy.- ponownie spuściłam wzrok.

-O w końcu jednen z jego wrogów go dopadł.-zaśmiała się ironicznie.

-To ja go zabiłam.- w tym momencie poczułam wstyd, ponownie zaczęłam się bać rekacji.

-Co zrobiłaś?-wstała.-Czyli jednak dokonał swojego planu.-siadła załamana.

-Zabiłam go bo groził osobie , którą kocham.-z powrotem zwróciła na mnie uwagę.-Chciałam żyć normalnie, a on... on... nie chciał mnie wypuścić na wolność.

Przytuliła mnie, tak mocno mnie przytuliła, a ja chyba czekałam na to całe życie bo wraz z uściskiem poczułam jakbym mogła już umierać, jakbym znalazła coś czego szukałam całe życie.

-Cieszę się ,że przejrzałaś na oczy.-powiedziała cicho.-Próbowałam się z tobą skontaktować, przez ten czas ale nigdy nie dostawałam odpowiedzi.-usłyszałam ,że płacze.-pomimo tego nie poddawałam się, próbowałam cię nawet znaleźć by zobaczyć jak się miewasz.-docisnęła mnie mocniej do siebie.-I tak znalazłam się tutaj w Korei, aż w końcu, trafiłaś na mojego męża.-wyciągnęła mnie na długość swoich rąk.-ja wiem ,że nie powinnam tak robić ,a on tym bardziej, ale nie mogłam pozwolić ,żebyś siedziała w więzieniu nie ze swojej winy.

-Jak to nie z mojej, przecież to ja ich wszystkich zabiłam.-złapała mnie za rękę.

-Tak ,ale to ta bestia zrobiła ci pranie mózgu.-uniosła się.-Rozumiem ,że możesz nie chcieć należeć do naszej rodziny ,ale jednak proszę postaraj się mnie polubić.

Na te słowa wtuliłam się w nią, a łzy mimowolnie zaczęły spływać po moich policzkach.

-Tęskniłam.- wyszeptałam.-Brakowało mi kogoś takiego jak ty przez te lata, przepraszam ,że byłam wściekła na ciebie ,ale nikt mi nigdy nie powiedział.-załamał mi się głos.-że robiłaś te wszystkie rzeczy dla mnie.

Płacząc i wyżalając się jeszcze przez dobre parę godzin, przyzwyczaiłyśmy się już do swojej obecności. Poznałam się z ojczymem poza salą sądowa , który był przesympatyczny, zabawny i bardzo uroczy, nie był Koreańczykiem w pełnej krwi, nie urodził się tutaj ale urodę właśnie taką miał.

Okazało się ,że na górze w pokoju siedzi moją przybrana siedmioletnia siostra.

Gdy weszłam do pokoju, od razu znalazła się w moich ramionach, co mnie zdziwiło, bo to ona w nie wskoczyła.

-Mam śliczną siostrę.- wykrzyczała, widocznie musiała już wiedzieć.

-No hej.-uklękłam by być na jej wysokości.-Jestem Shea.- podałam jej rękę.

-Jestem Rose, mam siedem i pół lat.- liczbę pokazała mi palcami ,a na jej uroczość zaśmiałam się.

Przez następne godziny poznawałam małą, było naprawdę słodka i miła. Jej nieporadność przyprawiała o ciepło na sercu ,bawiąc się z nią, okazało się ,że idzie do pierwszej klasy i jest bardzo dobrze na to nastawiona, nie ma w niej ani trochę strachu. Mama zawsze jej mówiła o jej siostrze, która musiała wyjechać, zawsze mówiła jej dobre rzeczy , a ona chciała być jak ja. Lepiej ,żeby jednak wybiła jej z głowy ten pomysł, bo na pewno nie jestem tą osobą, którą przedstawiła jej matka.

Gdy mała już zasnęła po przeczytanej bajce przeze mnie, mogłam spokojnie wpatrywać się w jej niewinną twarz, nikt nie będzie miał prawo jej skrzywdzić ,a osoby odpowiedzialne za choćby jedną łzę na jej dziecięcej twarzy odpowiedzą przede mną za każde źle słowo.

-Będę nad tobą czuwać moje słoneczko.-powiedziałam cicho.-nie pozwolę cię skrzywdzić.-pocałowałam ją w czoło.

Wyszłam z pokoju małej i udałam się na dół do mamy i ojczyma.

-Polubiłyście się?-podała mi kubek z gorącą czekoladą.

-Jest niezwykła.- uśmiechnęłam się wspominając godziny zabawy z nią.

-Jak jej siostra.-rodzicielka pogłaskała mnie po policzku.

Uśmiechnęłam się i spojrzałam na Kima uśmiechającego się do całej sytuacji, musi być zadowolony z szczęścia żony, opowiadał mi o jej nocnych płaczach z tęsknoty, nie potrafił nic zrobić z tym, ich córka uśmierzyła ból po stracie naprawdę dobrze, jednak w głębi serca ból nie dawał o sobie zapomnieć.

-Będę się zbierała, pewnie Jungkook się martwi.-wstałam z krzesła.

-Poczekaj.-mężczyzna zatrzymał mnie jednym słowem.-Zostań na noc, jutro rano pojedziesz.

Spoglądając na matkę nie mogłam odmówić, zatelefonowałam do Kookiego mówiąc mu by rano po mnie przyjechał, zgodził się mówiąc ,że jest szczęśliwy iż możliwe,że odnalazłam spokój ducha.

Przekonałam mamę ,że nie potrzebuje spać w ich sypialni i na spokojnie zasnęłam w salonie na kanapie.

_______________________________________

Czyżby w końcu Shea była szczęśliwa?

Cieszycie się z odnalezienia przez nią swoją mamę?

Zapraszam do zostawienie gwiazdki jeśli się podobało, a co najważniejsze do komentowania ,spokojnie staram się odpowiadać na komentarze 💕

Uwielbiam was 😍

Two Faces ||JK•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz