Quills do mnie zadzwonił.
No okej, może i nie byłoby w tym niczego dziwnego – w końcu zdarza mu się do mnie wydzwaniać, zwłaszcza ostatnio, a sama przecież zaczęłam się zastanawiać, czy nie oczekuje po mnie czegoś więcej – ale...
Nie, dobra, jeszcze raz.
Quills napisał mi smsa. Sms brzmiał: „ZADZWOŃ!!!". Tak jest, potrzebował caps locka i trzech wykrzykników, by być spokojnym, że wiadomość dotrze. Dotarła. Oddzwoniłam z awanturą, chciałam ochrzanić go z góry na dół, ale...
Kurde, on nie zachowywał się normalnie. Był, jeśli mogę użyć takiego zwrotu, posrany ze strachu. Nie znam lepszego określenia. A już samo to, że nie chciał mi przez telefon zdradzić, o co chodzi, sprawiło, że mi też się nieco udzieliło.
Wyjście z domu okazało się nieco problematyczne. Wszelkie argumenty z Wiktorią w głównej roli przepadły mi już jakiś czas temu, w końcu od zawsze melduję o wszelkich takich rzeczach rodzicom, a użyć do tego Gabrysi... No cóż. To mogło z kolei oznaczać, że mama uzna, że się z nią przyjaźnię, i sama bym sobie narobiła jeszcze więcej kłopotów. Tylko mi tego brakowało, by uznała ją za moją przyjaciółkę...
No więc posłużyłam się dziadkiem. Nie wiem, czy to był dobry pomysł – równie dobrze mogli zadzwonić do niego od razu po tym, jak zamknęły się za mną drzwi – ale jakoś tak perspektywa karczemnej awantury po tym, jak ponownie przekroczę próg mieszkania, wydaje mi się niczym przy bliżej niezidentyfikowanym czymś, co doprowadziło Quillsa do takiego stanu. Przecież tego albinotycznego choleryka naprawdę ciężko przestraszyć.
Zamieniłam się w wilka od razu pod blokiem, nie przejmując tym, że ktoś mógł mnie zobaczyć. Niby było już ciemno i pojawiały się miejscami pierwsze pasma nocnej mgły, lecz wciąż w okolicy kręciło się całkiem dużo osób. Było jeszcze wcześnie – nie wiem, czy minęła dwudziesta – więc pierwszym, co musiałam zrobić, gdy rzuciłam się do biegu właściwie na oślep, było wyminięcie hamującego z piskiem opon auta, przed którego maską przebiegłam. Kurde, centymetry, a zostałaby ze mnie całkiem ciekawa ze względu na rozmiary mokra plama. Kierowca za to pewnie prawie dostał zawału...
A zresztą, jego wina. Nie jeździ się tak szybko po jednokierunkowych osiedlowych uliczkach.
– Co jest? Co się dzieje?! – wołałam w eter, lecz minęła dłuższa chwila, nim ktoś mi odpowiedział. Wyglądało na to, że pojawiłam się pierwsza.
– Sam jeszcze nie wiem – odezwał się wreszcie Jared. Znajdował się daleko lub był bardzo zmęczony, przez co jego myślowy głos okazał się bardzo słaby i niewyraźny. – Quills zadzwonił do mnie w panice, każąc natychmiast się pojawić, więc oto jestem. Nie mam pojęcia, o co może chodzić.
– Świetnie – parsknęłam. – Może już go coś zjadło?
– Co? Dlaczego miałoby go coś zjadać? – nie zrozumiał. Jednak był zmęczony, znajdował się gdzieś całkiem blisko, choć nie mogłam jeszcze powiedzieć, gdzie konkretnie. Byłam tak zdenerwowana, że nie potrafiłam tak po prostu znaleźć tego w jego myślach.
– Nie wiem, jak u ciebie, ale jak ze mną gadał, to brzmiał tak, jakby miało go zaraz coś zjeść. Albo wystrzelono właśnie głowice atomowe. Albo... Jezu, nie rozumiem, okej? Tobie też nic więcej nie powiedział?
– Nie. Wspominałem o tym. – Niby wykończony, a i tak miał siłę, by wysłać w moją stronę nieco politowania. – Czekam na resztę, może Embry coś wie. Chyba był z nim teraz na patrolu.
– Niech ci będzie. – Sterczałam na samym środku placu zabaw pod blokiem, próbując się uspokoić. Zamknięta w niewielkiej kwadratowej przestrzeni między blokami – moim, dwoma punktowcami i jednym opuszczonym – czułam się bezpieczniej, choć niepokój nie zamierzał odpuszczać. Skupiałam się na głębokim oddychaniu, próbując uspokoić bijące szaleńczo serce. Oglądałam otoczenie, mając nadzieję, że to zdoła mnie odrobinę wyciszyć...
![](https://img.wattpad.com/cover/126553972-288-k646949.jpg)
CZYTASZ
Uszkodzona dusza 1: LONER
WerewolfJak to jest być wilkołakiem w wielkim mieście? Ano trudno... Leah ma szesnaście lat, fobię społeczną włączającą się jedynie w zależności od pogody, zespół Aspergera, obsesyjne skrzywienie feministyczne i kilkoro niecodziennych przyjaciół. Razem ze s...