Rozdział 46

128 26 6
                                    

Biała wilczyca zbliżała się do mnie niespiesznie, jakby od niechcenia. Delikatnie stawiała łapy, dokładnie i z wyczuciem, zupełnie jakby zastanawiała się nad każdym ruchem, by móc wykonać go idealnie, by nie przemycić w nim żadnego okruchu niedoskonałości, która tak bardzo do niej nie pasowała. W gruncie rzeczy drobny pysk był gładki, nikt z zewnątrz nie doszukałby się w jego wyrazie ani postawie całego smukłego ciała oznak gniewu... Tylko błękitne oczy były lodowate, otwarte szeroko i tak przerażające, że aż miałam gęsią skórkę.

Była ode mnie większa. Nie jakoś przesadnie, ale wystarczająco, bym poczuła się nieswojo. A mój nos się nie mylił – ostry, kręcący zapaszek potężnej magii był niemożliwy do przegapienia, zwłaszcza gdy znalazło się tak blisko jej źródła. I było celem jej właścicielki.

Rozumiesz, czarna? – Jej głos był cichy i spokojny, graniczący z szeptem, ale i tak słyszałam w nim coś przerażającego. – Ja sama myślałam, że będzie można tego uniknąć. Myślałam... Nie wiem, jak to możliwe, że tak cię ukryli. Odpowiednie osoby powinny wytropić cię o wiele wcześniej.

– Bez obrazy, ale o czym ona pieprzy? – denerwował się Embry. – Leah? Słówko wytłumaczenia?

– Naprawdę myślisz, że jest pora na wytłumaczenia? – jęknęłam.

Twój Beta jest wyjątkowo mało spostrzegawczy. – Zaśmiała się szczerze. – Oj, potężny wilkołaku, to jeszcze nie wiesz? Nie wiesz, kim jest twoja wilcza koleżanka?

– Jest moją wilczą siostrą i tyle mi wystarczy, by złoić ci skórę, jak tylko ją tkniesz – warknął.

Najpierw musiałbyś tu przyjść – prychnęła. – Co, czarna? Ciekawa jestem, co na to wszystko powie twój braciszek. Wygląda na to, że niedługo nacieszy się siostrzyczką... Ach, jaka szkoda.

Przez chwilę w jej myślach błysnęło mi coś dziwnego, jak echo dawnego, duszonego w sobie wspomnienia. Skupiłam się na nim, spróbowałam odgrzebać, jednak to nie okazało się takie proste. Odgrodziła się ode mnie bez żadnego trudu, uśmiechając szyderczo. Walczyłam, drążyłam – do cholery, tam było coś ważnego! – ale czułam się tak, jakbym za każdym razem odbijała się od niewidzialnego muru.

Nikt cię jeszcze nie nauczył, że nie wciska się nosa w cudze sprawy? – spytała pozornie uprzejmie.

Mogłabym ciebie posądzić o to samo. – Miałam wrażenie, że jeszcze chwila, a stopię się z betonową ścianą w jedno, tak mocno się w nią wciskałam, wciąż mając bezsensowną nadzieję, że w ten sposób uda mi się od niej odsunąć.

Bezczelna – warknął Roman. Wilkołaczy Alfa wciąż szczerzył kły, jego brązowe ślepia błyskały nienawiścią, której kompletnie nie potrafiłam zrozumieć. – Nie rozumiesz? – Zorientował się, że zbyt mocno się nim zainteresowałam, i również zbliżył o kilka kroków. Trzęsłam się coraz mocniej. – Ja sam paru kwestii nie rozumiem. Na przykład tego, jak twój dziadek mógł zataić przed nami coś takiego.

– Ja nie rozumiem, jak to możliwe, że nie zorientowaliście się od razu – odparowałam szybko.

A czy to jakaś różnica? – Aurelia wywróciła oczami. – Grunt, że wreszcie do tego doszło. No, zakończmy to. – Otrząsnęła się z gracją. – Ciekawa jestem, co będzie z twoim braciszkiem. Tylko jego mi w tym wszystkim szkoda. Co poczuje, gdy okaże się, że nie zdołał cię ochronić?

– Prawdopodobnie to samo, co poczułaś ty, gdy nie ochroniłaś własnego brata – wycedziłam.

Zatrzymała się. Dosłownie zamarła w miejscu, jakby ktoś nagle wcisnął pauzę na pilocie.

Uszkodzona dusza 1: LONEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz