"Uszkodzona dusza 1: LONER" jest po korekcie. Dopieszczony i (mam nadzieję) doskonały maszynopis liczy sobie 255, 229 słów i 455 stron A4, a liczba wyświetleń do momentu napisania podsumowania wyniosła 2,721.
Pomimo tego, że cholernie długo przygotowywałam się na tę chwilę (a przede wszystkim w przypadku tej powieści nie prowadzę jej przecież pierwszy raz), jak zwykle gdy przyszło co do czego kompletnie nie wiem, co powinnam tutaj napisać.
„Uszkodzona dusza" jest ze mną już od bardzo długiego czasu. Wersję pierwotną zaczęłam pisać na początku pierwszej klasy gimnazjum – nosi ona tytuł „Syndrom apodyktycznego wilkołaka", dla ciekawskich figuruje na Wattpadzie pod linkiem, który wkleję w komentarz, i jest... beznadziejna. Poważnie. Zrobiłam jej korektę, przez co mogę śmiało powiedzieć, że była po prostu rakiem. I to takim kompletnym, którego już nie wypada mi się nawet wstydzić, bo jest do tego zbyt śmieszny. Nie pamiętam dokładnie, dlaczego zaczęłam ją pisać. Nie wiem po prostu. Być może pod wpływem przeczytania „Zmierzchu" i chęci poprowadzenia tego po swojemu... jednak nie zrobiłam tam jednej rzeczy: nie wprowadziłam fabuły. Cóż...
„Uszkodzona" w mniej więcej takiej formie, jaką poznaliście, przyszła mi na myśl jakieś dwa lata później, pod sam koniec gimnazjum, i była raczej wyzwaniem niż czymś, z czym łączyłam jakieś poważniejsze plany. Denerwowały mnie wtedy wątki romantyczne w książkach, szlag mnie trafiał, że nie da się właściwie znaleźć powieści dla młodzieży, w której nie przyćmiewałoby to fabuły, i postanowiłam podjąć wyzwanie, by taką po prostu napisać. Z czasem jednak okazało się, że przestało to być obowiązkiem, a stało się aż przesadną przyjemnością...
„Uszkodzona" przemieniła się w formę mojej odskoczni, coś, co mogłam pisać zawsze i wszędzie, w co wpakowałam nieco za dużą cząstkę siebie, czego pewnie nie jest trudno zauważyć. W „Uszkodzoną" przelewałam swoje popierdzielone, zbyt realistyczne sny, pragnienia, marzenia. Nie wiem, w którym momencie uświadomiłam sobie, że nie potrafię bez niej żyć. Prawdopodobnie wtedy, gdy zaczęłam pisać tę wersję, którą właśnie przeczytaliście...
Ale zanim jeszcze zaczęłam ją pisać, wersja poprzednia przeżyła tak zwany incydent wydawniczy.
Chciałam wydać książkę. Tak cholernie chciałam ją wydać, że ostatecznie zgłosiłam się do znanego i niekoniecznie lubianego wydawnictwa Novae Res, któremu jeśli tylko pomachać banknotem przed nosem, przyjmie cię z otwartymi ramionami. Wtedy się cieszyłam, wiadomo – widziałam, że idzie to do przodu, wzbudziłam sensację w szkole, udzieliłam wywiadu Dziennikowi Łódzkiemu po drodze. Uczucia, gdy pierwszy raz dostałam do ręki papierową wersję, nie da się opisać słowami, bo zwyczajnie tak mocne nie istnieją. Dzisiaj... dzisiaj uważam to za błąd. Wiem, że sporo się dzięki temu nauczyłam, ale widzę, jak słabe coś przy okazji napisałam.
Tamta wersja była bardzo słaba. Chcecie, to możecie przeczytać, bo nadal jest dostępna w sprzedaży... ale ja wiem, czy warto? Dla mnie warto, by nakład szybciej zszedł, bo wtedy mogę zacząć kombinować z wersją najnowszą, ale z waszego punktu widzenia... chyba trochę szkoda kasy.
„Uszkodzona", którą macie przed sobą, jest zupełnie inna od wersji poprzednich. Nie zmienia się w niej dużo pod względem fabularnym, ale wystarczy chyba samo to, jak ja się zmieniłam. W chwili wydawki miałam szesnaście lat, a gdy piszę te słowa, mam ich dwadzieścia jeden. Zmieniłam się przez ten czas po prostu niewyobrażalnie, wręcz tak, jakbym stała się zupełnie innym człowiekiem. A wiadomo, że razem ze mną zmienił się również mój styl pisania.
Cieszę się, że ze mną jesteście. Wiem, że nie jest was dużo i że wyświetleń mam aż śmiesznie mało, ale dlatego też bardziej doceniam tą waszą garstkę. Mam ochotę uściskać każde z was z osobna, że przebyliście ze mną tą długą drogę i w większości deklarujecie się, że przybędziecie do drugiej części. Ale... poczekajcie na podziękowania, bo tam będzie jeszcze bardziej łzawo...
Jeśli macie do mnie jakieś pytania... zadawajcie śmiało. Odpowiem nawet na najgłupsze.
CZYTASZ
Uszkodzona dusza 1: LONER
Manusia SerigalaJak to jest być wilkołakiem w wielkim mieście? Ano trudno... Leah ma szesnaście lat, fobię społeczną włączającą się jedynie w zależności od pogody, zespół Aspergera, obsesyjne skrzywienie feministyczne i kilkoro niecodziennych przyjaciół. Razem ze s...