Z samego rana mogłam spokojnie powiedzieć, że najprawdopodobniej dostałam rozdwojenia jaźni. Nie mam pojęcia, jak to możliwe, że moje nastawienie zmieniło się tak radykalnie w ciągu ledwie kilku godzin, ale faktem było, że strach zaczęło przyćmiewać coś, co chyba powinnam nazwać... ekscytacją. I ciekawością. Tak, przede wszystkim ciekawością.
Co bynajmniej nie oznaczało, że ten strach sobie wziął i poszedł. Co to, to nie. Bo przecież byłoby za prosto.
Tak, wiem, pamiętam, co mamusia i tatuś zawsze powtarzali – że strach to twój najlepszy przyjaciel, że to dzięki niemu wiesz, kiedy przestać, że człowiek bez instynktu samozachowawczego to człowiek martwy i te sprawy... Ale na cholerę mi to teraz było? Czy się boję, czy nie – i tak muszę tam iść. A tak sobie tylko umysł zatruwam i arytmii przysparzam.
No bo jest tak. Kocham opuszczone miejsca. Uwielbiam atmosferę panującą w porzuconych budynkach, uwielbiam wciąż panoszące się w ich kątach echo toczonego kiedyś życia, uwielbiam ich tajemnicę... uwielbiam nawet zapach wilgotnego betonu, stęchlizny i pleśni, który się w podobnych otoczeniach unosi. Lubię przybytki opuszczone raczej niedawno, w których można znaleźć ciekawe przedmioty, znaki, że jeszcze niedawno ktoś tutaj był. Ale najbardziej ze wszystkiego lubię opuszczone piwnice.
Podziemia fascynowały mnie od zawsze, jeszcze zanim odkryłam w sobie pasję do zwiedzania tego, co nad nimi. Jeszcze jako małe dziecko uwielbiałam pchać się z rodzicami do jaskiń i udostępnionych do zwiedzania sztolni w okolicy Śląska. Tak, lekkiej klaustrofobii nigdy się nie pozbyłam, ale jeśli poruszałam się korytarzem, w którym mogłam spokojnie się wyprostować i odetchnąć, tony betonu lub kamienia nad głową nie przeszkadzały aż tak mocno. A przynajmniej nie na tyle, by przyćmić niezdrowe przyciąganie i wilczą ciekawość. Ale sztolnie pod naszym miastem...
No, krótko mówiąc, nie bałam się jaskiń i kopalń, bo wiedziałam, że skoro zostały udostępnione do zwiedzania, to istnieje naprawdę małe prawdopodobieństwo, że stanie się coś złego. Nie bałam się również piwnic opuszczonych budynków, bo choć w nich już takiej gwarancji nie miałam, były znacznie mniejsze i mogłam spokojnie wyrysować sobie w głowie ich mapkę na wszelki wypadek. Były możliwe do ogarnięcia po prostu. A to to nie jest możliwe do ogarnięcia. W żadnym cholernym wypadku.
Lubię podziemia. Ale lubię mieć też pewność, że jeśli już zwali mi się na łeb coś, co zwiera w sobie beton zbrojony, będę dostrzegać drogę ucieczki. I nie zgubię się po przejściu kilku kroków, nawet jeśli nic na łeb nie będzie mi się zwalać.
Z drugiej strony... bałam się, ale słynna wilcza ciekawość nie pozwalała temu strachowi sobą zawładnąć. Wilcza ciekawość nieraz była silniejsza od ludzkiego zdrowego rozsądku, co czasem mogło okazać się głupie, lecz znacznie ułatwiało sprawę w podobnych przypadkach.
Sztolnie od zawsze mnie fascynowały. Podejrzewam, że każdego by mogło zainteresować to, że pod miastem, w którym sobie mieszka, kilometrami ciągną się poniemieckie korytarze, w których nie wiadomo co siedzi, ale u mnie nieraz ciekawość ta przeradzała się w obsesję. Wypytywałam o tunele dziadka, łowiłam każdą zasłyszaną ciekawostkę, próbowałam składać je w spójne historie, dzięki którym chciałam odkryć nieco więcej prawdy... Chciałam wiedzieć, co tam jest. I zawsze chciałam tam wleźć. Tylko że przez cały czas doskonale wiedziałam, że jest to niemożliwe, więc tej chęci nigdy nie musiał towarzyszyć strach. Czego się bać, skoro nie ma żadnego ryzyka, że kiedykolwiek stanę w obliczu czegoś takiego?
Ech. No i ignorancja znowu się na mnie zemściła. Fajnie, nie? Rąsia w górę, kto by chciał się zamienić.
Teraz, postawiona przed faktem rodzaju „nie masz żadnego innego wyjścia, musisz zacisnąć zęby i wziąć się w garść", sama nie wiedziałam, czy szybciej rozniesie mnie z ciekawości, czy łaskoczącej w piersi paniki, gotowej zaatakować w każdej chwili. Znając życie, wybierze sobie taką najbardziej niespodziewaną, najmniej sprzyjającą i dającą najmocniejsze ryzyko katastrofy. Już zacierający pazurki Pech tylko na to czeka.
CZYTASZ
Uszkodzona dusza 1: LONER
Hombres LoboJak to jest być wilkołakiem w wielkim mieście? Ano trudno... Leah ma szesnaście lat, fobię społeczną włączającą się jedynie w zależności od pogody, zespół Aspergera, obsesyjne skrzywienie feministyczne i kilkoro niecodziennych przyjaciół. Razem ze s...