Rozdział 13

108 16 3
                                    

Położenie się do łóżka nie było może szczególnie problematyczne, lecz rozebranie się wcześniej przypominało koszmar. Nie wiem, czy zasnęłam, czy raczej straciłam przytomność – grunt, że film urwał mi się stosunkowo szybko, dzięki czemu poczułam ulgę. Złudną, ale to zawsze coś. Wciąż miałam nadzieję, że ból się rozejdzie, przecież w przypadku chłopaków zawsze tak było, lecz rano obudziłam się z opuchniętymi oczami i chęcią rzucenia się przez okno. I to w trybie natychmiastowym. Jeśli zaszła jakakolwiek zmiana, to jedynie na gorsze.

Dopiero wtedy zwróciłam uwagę na to, że ten ból był... jakiś dziwny. Z jednej strony ciągle tam był, przeszkadzał, nie bardzo mogłam przez niego oddychać, ale z drugiej... to było trochę tak, jakby mi się przyśnił. Czasem tak jest – we śnie ma się wrażenie, że coś człowieka boli, a gdy się budzi, choć uświadamia sobie, że to jedynie złudzenie, wciąż odruchowo się oszczędza, jakby to mogło w każdej chwili wrócić. Jakby ból znajdował się bardziej w głowie niż rzeczywiście w ciele. To tylko mocniej utwierdzało mnie w przekonaniu, że tak naprawdę nic mi nie dolegało. Że to ostatki tej idiotycznej magii.

Czułam się tak, jakbym znajdowała się w dwóch ciałach: jednym cierpiącym katusze i drugim przyglądającym mu się z silnym, ale nieprzesadnym współczuciem.

Postanowiłam nie histeryzować i jakoś spróbować wziąć się w garść.

Szykowało mi się dość niewesoło. Nie byłam w stanie przełknąć nic konkretnego, bo na samą myśl o jedzeniu robiło mi się niedobrze, więc zadowoliłam się tylko ugryzieniem kawałka ciasta. Rodzice popatrywali za mną z niepokojem, ale nie odzywali się. Może uznali, że po prostu się nie wyspałam.

Chyba najlepszym wyznacznikiem, że coś jest mocno nie tak, było to, że wcale nie starałam się zrobić wszystkiego, by uniknąć pójścia do szkoły. Zwykle jestem w stanie choćby symulować poważną chorobę, a tu proszę! Argument miałam bardzo mocny, a i tak pozwoliłam się tam zawieźć, grzecznie wysiadłam z samochodu i powlokłam się na lekcje, obrzucając niechętnym spojrzeniem cały budynek.

Miałam jakąś lepszą chwilę, bo udało mi się nawet zmienić buty w szatni, lecz gdy szłam po schodach w stronę klasy matematycznej, ponownie chwyciło mnie z pełną mocą. I to wcale nie było nic, co można by zrzucić na karb nienawiści do przedmiotu, jaki mnie czekał... Po prostu aż jęknęłam, zgarbiłam się, mając nadzieję, że to przyniesie jakąś ulgę, i ostatkiem sił dowlokłam się do parapetu na półpiętrze. Usiadłam na nim (a właściwie nie tyle usiadłam, co zwinęłam się w kłębek nieszczęścia) i zamknęłam oczy.

Nie wiem, ile tak siedziałam. Grunt, że obudził mnie Jared.

– A ty nie na lekcji? – spytałam bez entuzjazmu.

– Twoja torebka. – Na jednym palcu wyciągnął w moją stronę zagubiony przedmiot. – Co ci jest? Nadal cię boli?

Pokiwałam głową. Nieprzyjemnie mi się mówiło.

– Wiem, że to by był trochę głupi zbieg okoliczności, ale może naprawdę masz zapalenie wyrostka?

– Raczej wątpię...

Chyba wcale mnie nie słuchał, bo podszedł tylko bliżej, złapał mnie pod ramię i postawił na nogi, choć gotowa byłam go nawet pogryźć, byleby tylko tego nie robił.

– Zaprowadzę cię do pielęgniarki – zapowiedział.

– Jezu, a co mi pielęgniarka pomoże?! – zaskamlałam. Niestety byłam o wiele za słaba...

Już po pierwszym bilansie ponad dwa lata temu solennie przysięgłam sobie, że nigdy więcej nie pojawię się w gabinecie szkolnej higienistki. Nie, dopóki nie upierze fartucha i nie zacznie używać innych narzędzi dla każdego ucznia, gdy co jakiś czas wciela się w rolę dentystki. No po prostu nie ma bata. Ja wiem, że czasy, w których można było w placówkach medycznych nabawić się wszy i gangreny, już dawno przeminęły, ale w tym przypadku mam mocne wątpliwości...

Uszkodzona dusza 1: LONEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz