Rozdział 43

137 23 18
                                    

Czułam się pusta, odrętwiała i całkowicie wypruta ze wszelkich emocji. Jednocześnie niezdrowa energia rozpierała mnie do tego stopnia, że nie mogłam usiedzieć w miejscu, a coś wciąż ściskało boleśnie w piersi.

Chodziłam w kółko, nie mogąc się na niczym skupić. Ścierałam kurze z książek – każdą z prawie trzech tysięcy stojących w dwóch rzędach zdjęłam z półki, troskliwie przetarłam, powąchałam, przekartkowałam i skrupulatnie odłożyłam na miejsce, a choć starałam się te czynności jak najbardziej spowolnić, ręce drżały mi z nerwowego pośpiechu nie wiadomo przed czym. Umyłam następnie od środka okienne ramy – stare, drewniane i niegdyś białe, na takich bród zbierał się całkiem solidnie – i wzięłam do segregowania starych zeszytów.

Zanim jeszcze nauczyłam się pisać, tworzyłam historyjki obrazkowe – rysowałam przesadnie często, budowałam w miarę trzymające się kupy opowieści i nieraz bawiłam się w ten sposób, że opowiadałam je sobie sama. Teraz, choć tyle czasu minęło, a rysunki były gorzej niż nieudane, jak na małe dziecko przystało, szkoda mi było tego wyrzucać. Miałam jeszcze tonę zeszytów, w których pisałam zanim odkryłam dobrodziejstwa porządnego edytora tekstu i takie, w których powstawały bardziej świadome i celowe komiksy. Plus szkicowniki z teraz, jakieś stare szkolne bzdety... Nie wyrzucałam. Nawet jeśli coś było niepotrzebne, ja i tak to trzymałam w głupiej nadziei, że kiedyś może okazać się przydatne. Może zyska wartość sentymentalną. Może będę żałować, jeśli to wyrzucę – często łapie mnie tęsknota za dawnymi czasami i lubię wtedy usiąść sobie i to wszystko przejrzeć na spokojnie, wspominając, jaka kiedyś byłam... porównując, jak zmieniła się moja osobowość, charakter pisma i tak dalej. W głębi ducha przyznawałam, że być może to początek niezdrowego zbieractwa. Miałam przez to zdecydowanie za dużo rzeczy w pokoju, ale co poradzić? Do piwnicy nie wyniosę, bo jeszcze wilgoć złapie...

No więc posegregowałam te zeszyty, na sam spód kładąc najstarsze i najmniej potrzebne, a na wierzchu zostawiając to, do czego może chcieć mi się zajrzeć w najbliższym czasie. Potem zabrałam się za tak zwane artykuły plastyczne... Wywaliłam z szuflady przy biurku promarkery, których mam jak – nie przymierzając – chora psychicznie, i ułożyłam je na kilka sposobów dla samego układania: kolorami, nazwami, numerami, datą produkcji. Następnie padło na stare artykuły plastyczne, które zostały mi jeszcze z dzieciństwa, a których też nie chciałam wyrzucać, chociaż coraz mocniej się przymierzałam, by je oddać biednym – mazaki, kredki i cała reszta... Wyrzuciłam to, co nie działało, resztę pospinałam recepturkami w eleganckie komplety i schowałam do szuflady, do której rzadziej zaglądałam. Gdy i to mi się skończyło, zajrzałam do szafy z ubraniami. Tam też dawno nie sprzątałam... Ciuchy zawisły tematycznie i kolorystycznie, skarpetki odnalazły zagubione przed wiekami pary, a to, na co zabrakło wieszaków, zamarło w doskonałych kosteczkach. Odkurzyłam potem, uczesałam Kota, odkurzyłam jeszcze raz, umyłam podłogę... i zajęcie się skończyło.

Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Nosiło mnie, chodziłam w kółko, przestawiając bibeloty z miejsca na miejsce, siadałam jedynie po to, by po chwili zerwać się z powrotem. Dusiłam się. Chciałam odetchnąć świeżym nocnym powietrzem, chciałam wydostać się z pułapki czterech ścian, uwolnić od natrętnych myśli i rzucić biegiem przed siebie.

Rodzice milczeli za ścianą. Nie wiem, co robili. Czytali? Myśleli? Zastanawiali się nad tym wszystkim, próbowali oswoić z myślą o tym, że ich córka doskonale wie, że może obrosnąć sierścią na życzenie? Dumali nad przeszłością, którą chcąc nie chcąc im przypomniałam? Dla żadnego z nich tamto nie było łatwe.

Tak, ale co ja miałam powiedzieć? Ja byłam tak zdezorientowana, że nie wiedziałam, w co jeszcze mogłabym ręce włożyć, by choć na chwilę powstrzymać ich drżenie. Chciało mi się krzyczeć, rzucać przedmiotami, rwać sobie włosy z głowy i biegać po ścianach w bezsilnej złości. Jakby na przekór, noc za oknem miała w sobie coś, co przyzywało mnie z pełną mocą i nie pozwalało o sobie zapomnieć. Noc pachniała, o czym przekonałam się po otworzeniu na chwilę okna. Musiałam je zaraz zamknąć, tak boleśnie kuszący ten zapach był...

Uszkodzona dusza 1: LONEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz