Dzień zapowiadał się prześlicznie.
Przyznam, że mieszkanie w otoczeniu oczojebnego błękitu zaczęło mi się już nieco dawać we znaki. Było dokładnie tak, jak to przewidziałam – zupełnie nie mogłam się odprężyć, gdy wszędzie dookoła widziałam ten kolor. W dzień jeszcze jako tako się trzymałam, ale przy sztucznym świetle mieszkanie stawało się tak nieprzytulne, że sama nie wiedziałam, co powinnam ze sobą zrobić. Nic mnie nie interesowało, nie potrafiłam się na niczym skupić – gdy tylko robiło się ciemno, jedynie szukałam okazji, żeby wreszcie móc położyć się spać. Chociaż nawet spanie mi nie wychodziło, bo materac okazał się beznadziejnie niewygodny... Moją ulubioną – i jedyną – rozrywką okazały się rozmowy z Ladonem.
Byłam zdziwiona i przyjemnie zaskoczona tym, że coraz lepiej mi się z nim rozmawiało. Gadaliśmy na wszystkie możliwe tematy, zadawaliśmy sobie tony pytań, jakbyśmy chcieli jak najszybciej nadrobić te wszystkie lata, gdy nie byliśmy razem. Okazało się, że mamy ze sobą wiele wspólnego nie tylko ze względu na geny – interesowaliśmy się w miarę podobnymi rzeczami, słuchaliśmy podobnej muzyki, mieliśmy identyczne poczucie humoru. Nigdy nie czułam się przy nikim aż tak swobodnie. Obojętnie, jak bym się nie zachowała, czego bym nie powiedziała, miałam pewność, że z jego strony dostanę zrozumienie. Cieszyłam się, że otrzymałam go w pakiecie od losu. Więź coraz mocniej dawała mi się we znaki i wiedziałam, że nie byłabym w stanie żyć bez cudem odnalezionego brata. Czułam się przy nim... bezpieczna. Nareszcie kompletna. Jakbym w końcu odnalazła coś, czego brakowało mi przez całe lata.
Najbardziej cieszyła się mama. Pewnie wciąż miała obawy, że będę cierpieć przez tą sytuację, że będzie mi z Ladonem źle, że nie będę mogła go zaakceptować, a tu wręcz w oczach stawało się jedynie lepiej. Zmiany następowały błyskawicznie... ale to właśnie mi się podobało. Wystarczyło kilka dni, by Ladon z zupełnie obcej osoby, która znikąd pojawiła się w moim życiu, zamienił się w jego stały element, bez którego nie byłabym w stanie się obejść.
Tylko otoczenie mnie po prostu dobijało. Łeb mnie napierniczał, siły na nic nie miałam... Chociaż bałam się tak radykalnej zmiany, nie mogłam się już doczekać przeprowadzki.
Aż wreszcie nadszedł jej dzień.
Nie wiedziałam o nowym domu nic. Udało mi się wyciągnąć od rodziców jedynie tyle, że znajdował się na odludziu, ale jeszcze w granicach miasta, i ani słówka więcej. Trochę mnie irytowała ich tajemniczość, ale trzeba przyznać, że przez to byłam coraz mocniej podekscytowana, i to w pozytywny sposób. Widziałam, że są z zakupu zadowoleni, a gust mamy w końcu bardzo podobny. Ale gdy nadszedł dzień, gdy kolejny raz trzeba było zgarnąć manatki, wepchnąć je w trzy samochody i ruszyć w świat...
...nerwy złapały mnie od nowa. I to wręcz z takim radosnym „no hejże, dawno się nie widzieliśmy, co nie?".
No bo kurde. A jak mi się nie spodoba? A jak to wcale nie będzie zmiana na lepsze? Jak będę tęsknić za starym mieszkaniem? Znaczy okej, za sąsiadami z pewnością nie, nasze rozstanie napawało mnie wręcz głupawą euforią, ale cała reszta... Mieszkałam tam od początku, odkąd zaczęłam ogarniać otoczenie. Dorastałam tam. Spędzałam większość swojego czasu. A tu nagle trzeba było wynieść się gdzieś indziej...
Dobra, ale przynajmniej byle dalej od tego cholernego niebieskiego.
To zadziwiające, jak wiele rzeczy się samoistnie wypakowało i rozpanoszyło, gdy tylko przestaliśmy ich pilnować. Tata wciąż truł nam, byśmy nie zadomawiali się zbytnio, bo potem będzie kłopot, a my... guzik sobie z tych nakazów zrobiliśmy. W ciągu kilku dni mieszkanie spokojnie zaczęło wyglądać na nasze – w szafkach pojawiły się bzdety, wyrósł lekki bałagan, kilka przedmiotów nawet zdążyło się zgubić. Spakowanie tego tak, by jeszcze zmieściło się do toreb, w których tu przyjechało, na pierwszy rzut oka było niemożliwe. Coś zgodnie z zasadą, że gdy jedziesz na wakacje, mieścisz się bez problemu w jedną walizkę, ale gdy wracasz, okazuje się, że upchnięcie szpargałów w dwóch jest nie lada wyczynem, choć przecież niczego, do cholery, nie kupiłeś.
CZYTASZ
Uszkodzona dusza 1: LONER
Hombres LoboJak to jest być wilkołakiem w wielkim mieście? Ano trudno... Leah ma szesnaście lat, fobię społeczną włączającą się jedynie w zależności od pogody, zespół Aspergera, obsesyjne skrzywienie feministyczne i kilkoro niecodziennych przyjaciół. Razem ze s...