5

7.1K 567 158
                                    

YOONGI

Rozumiałem na prawdę wiele. Jednak kompletnie nie mogłem pojąć dlaczego ten dzieciak porwał Taehyunga ze szkoły i popędził z nim z takim doładowaniem jakby od tego zależało jego życie. Wiedziałem, że jest za wcześnie na takie rzeczy jak odprowadzanie go do domu bo jednak miał rację, że nikt tego nie zobaczy. Nasza relacja jest na razie na takim poziomie, że on nie widzi w tym nic więcej po za udawanym związkiem. Dlatego właśnie nie rozumiałem jak mógł mi w to wszystko uwierzyć. Nie miałem nawet w planie szukać go po lekcjach, więc widok jego przerażenia w oczach i szybkiego popędzania własnego przyjaciela byleby mnie spotkać doprawdy mnie rozbawił. 

Wczorajszy dzień nie był zbyt ciekawy, po za faktem, że rozpoczęliśmy naszą grę z Park Jiminem. Po lekcjach szedłem powoli do domu, ciągle śmiejąc się pod nosem z jego ucieczki. Dzisiejszy dzień miał być o wiele bardziej interesujący i miałem się o tym już za chwilę przekonać.

Postanowiłem, że odpuszczę dziś szukanie blondyna przed lekcjami. W końcu nie musimy codziennie wchodzić razem do szkoły. Raz mogłem przyjść sam, patrząc też na to, że jest to dopiero początek i mogłem sobie na to pozwolić. Uśpimy czujność innych, aby potem zaatakować ich z podwójną siłą. Nie sądziłem tylko, że ja sam będę zdziwiony bardziej niż cała ta szkoła razem wzięta. 

Była druga przerwa, a ja szedłem właśnie w kierunku szafek, aby wziąć książki na kolejne zajęcia. Zastanawiałem się czy nie powinienem poszukać jednak mojego udawanego chłopaka, w końcu nie widzieliśmy się od wczoraj od rana. Po wzięciu potrzebnych rzeczy zamknąłem szafkę i odwróciłem się. I wraz z tym momentem podskoczyłem przerażony. Kiedy ten dzieciak pojawił się przede mną?

- Nie strasz mnie tak. - powiedziałem, trzymając się za serce. On potrafi przyprawić mnie o szybsze bicie serca samą swoją obecnością. Nie odzywał się dłuższą chwilę, tylko na mnie patrzył. Przyglądał mi się, ale światem wydawał się być gdzie indziej. Widziałem w jego spojrzeniu nutkę wątpliwości wymieszaną z tą jego iskrą, która nie świadczyła o niczym dobrym. On coś planował, a ja nie potrafiłem rozszyfrować co takiego. Pstryknąłem mu palcami przed twarzą i od razu jakby powrócił do żywych. Słyszałem głośne westchnienie, a następnie przybliżył się jeszcze bardziej.

- Nie wierzę, że to robię. - wyszeptał i nim zdążyłem w ogóle przemyśleć jego słowa, poczułem jego usta na swoich. 

To było dla mnie takie dziwne, niespodziewane, magiczne. Na początku kompletnie odleciałem do innego świata. Nie rozumiałem co się dzieję, ani gdzie się znajduję. Myślałem, że śnie. Bardzo realistycznie śnie. Aż w pewnym momencie wróciło mi trzeźwe myślenie. Całowaliśmy się wolno i niepewnie. W tle dostrzegłem zdziwione spojrzenia. Słyszałem szepty, ale bardzo niewyraźnie bo miałem przyćmiony umysł chłopakiem obok mnie. On sam zainicjował nasze zbliżenie. A tego w życiu po nim bym się nie spodziewał. Byłem pewny, że to ja pierwszy go pocałuje, że to ja będę górą w naszej relacji. Tymczasem sprawy potoczyły się inaczej, a ja nie potrafiłem tego przyswoić. Nasz pocałunek wcale nie był długi. To trwało tylko kilka sekund. Dla mnie kilka najpiękniejszych sekund w życiu. Dla niego tak nie było, wiedziałem to. Nie było to szczere, było zrobione jedynie pod publikę. Z przymusu, aby wywołać większe zainteresowanie. Bolało mnie to, że on nie czuje tego co ja. Że mamy kompletnie inne nastawienie co do tego co wydarzyło się przed chwilą. Ja - w wielkiej euforii, on - z wyraźnym niezadowoleniem. Widziałem w jego oczach, że nie wierzy w to, że to zrobił. Jednak po kilku chwilach uśmiechnął się szeroko, nie zauważalnie oglądając wszystkich wokół. Był w centrum uwagi, dostał to co chciał. Pocałowaliśmy się, zrobiliśmy to. A teraz stoimy na środku korytarza jak jacyś idioci. Ja nie jestem w stanie zrobić ani jednego ruchu, a on jest zbyt zafascynowany zdobytym zainteresowaniem. Ktoś powinien to przerwać, zrobić coś. I dopiero po kilku dłuższych chwilach postanowił się do mnie przytulić na co się wzdrygnąłem bo to też było takie nowe. 

- Cieszy mnie twe zdezorientowanie. - wyszeptał mi do ucha, śmiejąc się cicho. - Dokładnie na taką reakcję liczyłem. - po wypowiedzeniu tych słów odsunął się ode mnie, wciąż uśmiechając się promiennie. Cieszyło mnie jego szczęście, ale jednocześnie bolało mnie jego zaślepienie. Chciał zdziwić również mnie. Dostał i to, dostał wszystko czego chciał. Sam mu to dałem, postawiłem mu pod nosem. Jednak bolało mnie, że jest tak ślepy i nie widzi moich uczuć w oczach. Że nie potrafi dostrzec tego, że czuję coś więcej. Ja potrafię z niego czytać jak z otwartej książki, tym czasem on nie potrafi nawet odróżnić nienawiści od miłości. - Liczę, że nie gniewasz się za wczoraj bo...

- Żartowałem z tym wtedy. - warknąłem, przerywając mu. Doskonale wiedziałem co chciał powiedzieć i nie chciałem tego słuchać. Wszystko widziałem i wiem jak było. Nie mam mu tego za złe, w końcu sam żartowałem z tym odprowadzeniem go, ale słysząc jego ton nie mogłem się nie zdenerwować. 

- Yhm, tak, przecież wiem. - odchrząknął, drapiąc się po głowie. Chyba mój ton zdziwił go na tyle, aby ta durna pewność siebie wyleciała prawie całkowicie. - Spotkamy się jutro przed lekcjami tak samo jak wczoraj. - powiedział, a jego oczy latały w różne strony. Nagle stał się spięty i nie wiedział co zrobić. Zdziwiłem się kiedy pocałował mnie w policzek, po czym szybko odszedł. Bardzo szybko, ale mimo to dostrzegłem jego policzki, nagle przybierające czerwony odcień.

Chyba nie do końca kontrolujesz swoją grę, Park Jimin. 

dazzled • yoonminOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz