Rozdział 1: Nowe życie

323 13 6
                                    

   Ciekawe, czy tęsknotę za walką z Vexosami mogłam określić mianem syndromu sztokholmskiego.

– Jessie, twoja kolej.

   A może to tylko takie złudzenie? W końcu przy fizyce nawet ręczne pranie wydaje się boskim zajęciem.

– Jessie, słuchasz mnie?

   O matko, ale bym zjadła pączka. Albo wypiła mleczko kokosowe. Albo oba na raz!

– Jessie!

   I jeszcze Aki, dezerter, niech jej imię będzie przeklęte, pozostawiła mnie na tych torturach. No jak tak można? Zgłaszam zażalenie, bez kitu, miałam jeszcze dwie lekcje, a byłam już tak otumaniona, że luja zrozumiem! Ach, czemu ja tak cierpię? A może to sprawka Tytana? Pewnie użył tych swoich mrocznych czarów marów i mnie tak udupił. Oj czuję pozew...

– Jessico Knight!

   Trzask dłoni tuż koło mnie zmusił mnie do uchylenia oczu i podniesienia głowy z ławki. Spotkałam się z rozwścieczonymi, świńskimi oczkami fizyka i musiałam się ugryźć w język, by nie przekląć.

– Tak? – spytałam sennie, przecierając powieki.

– Zadanie – wycedził i pokazał kciukiem na tablicę, która była wypełniona jakimiś liczbami, bazgrołami, robaczkami i innymi cudami. Ahahaha, no to po zabawie, czas zamawiać trumnę. – I masz uwagę za spanie na lekcji.

   Wywróciłam oczami, a ten tylko wykrzywił się jeszcze bardziej i odszedł w kierunku biurka. Podniosłam się powoli i ruszyłam do miejsca kaźni, zbierając współczujące spojrzenia Phoebe oraz Haruki. Drake, który siedział po turecku, pokazał mi uniesiony kciuk, na co obdarzyłam go pełnym politowania spojrzeniem, a Dean zaczął gorączkowo stukać palcami w telefon, by wyszukać dla mnie rozwiązanie. Reszta mojej kochaniutkiej klasy dzieliła się na dwa obozy. Ta część pod wodzą pustaków z kilem gładzi szpachlowej na twarzy i pustym staniku wypchanym skarpetkami, uśmiechała się złośliwie. Pozostali ustawiali sobie mury obronne w postaci podręcznika i chowali się za nimi, by nie paść kolejną ofiarą nauczyciela.

   W końcu stanęłam koło tablicy interaktywnej i wzięłam do ręki pisak. Zmarszczyłam brwi i odczytałam treść zadania, a raczej próbowałam, bo przy drugim zdaniu w moim mózgu tłuściutkimi literami pojawił się napis „Przepraszam, to wykracza poza moje możliwości". Westchnęłam ciężko, opierając rękę na biodrze i spojrzałam do tyłu. Dean wraz z Shieną zaczęli rysować w powietrzu działanie, więc obserwując ich jednym okiem, zaczęłam pisać ciąg liczb. Można powiedzieć, że szło mi pięknie, póki ten koszmarny buc, pardon, nauczyciel, nie zauważył tego procederu i huknął dłonią o biurko. Matulu, jak on taki nerwowy, to niech sobie meliski zaparzy, a nie mnie przyprawia o zawał.

– Jessie ma to zrobić sama! – warknął, sztyletując wzrokiem moich biednych wybawców wzrokiem i zwrócił się do mnie. – Umiesz to, prawda?

   Uśmiechnęłam się miło.

– Ani trochę.

   Jego szczęka zaszurała o podłogę, co znaczyło, że światopogląd i sens życia właśnie mu się roztrzaskał, dlatego odłożyłam pisak na miejsce i oparłam się wygodniej o ścianę. Trochę to pewnie potrwa, zanim się ogarnie.

   Tak właśnie prezentowało się życie szkolne 17-letniej Jessicy Knight, która od trzech miesięcy grzecznie chodziła do jedenastej klasy w liceum w Los Angeles. I wiecie co było w tym najbardziej ironiczne? Nie umiałam fizyki, chemii i geografii za cholerę, a musiałam wybrać jeszcze jeden z tych przedmiotów prócz biologi. Więc jak postąpiłam? Poszłam za przykładem Shieny i wzięłam fizykę. A teraz zastanawiałam się, czy nie powinnam sobie za ten przecudny pomysł strzelić piątki. W twarz. Krzesłem.

Bakugan: Ten świat to tylko gra cz.IIWhere stories live. Discover now