Po dziś dzień nie wiedziałam, jakim cudem udało się nam dotrzeć w jednym kawałku do punktu dostępu. Pewnie przez to osławione „głupi zawsze ma szczęście", dzięki któremu jeszcze chodziłam żywa po świecie. Spectra oraz jego przydupas nie dali się zaciągnąć na tą fantastyczną ekspedycję. Keith stwierdził, że ma za dużo roboty i zadzwoni później, po czym się teleportował. Co do Grava to wyglądał gorzej niż śmierć i przysypiał nad stołem, więc wspólnymi siłami przewaliliśmy go na kanapę, gdzie został otoczony kocem. Taka byłam wspaniałomyślna!
I wszystko mogło być już pięknie, ładnie wprost miód malina, ale nie. Wszakże byłam dziecko szczęścia i zawsze coś musiało pójść nie tak. Tym razem chodziło o moją kartę dostępu, która uznała, że zrobi protest i odmówiła działania.
– Zabijcie mnieee – zajęczałam dramatycznie, po raz setny dociskając ten durny kawałek plastiku do czytnika.
– Mistrzyni Jessico dasz radę! – dopingował mnie Baron.
Wywróciłam oczami. Kochany dzieciak i tak dalej, ale zdecydowanie przeceniał moje zdolności. Szczególnie jeśli mówimy o sprzętach, gdzie użyto technologii vestalskiej, przecież to cholerstwo mnie nienawidzi!
Powróciłam do pojedynku z kartą, próbując jednocześnie się powstrzymać przed rozwaleniem czytnika na części. Może wtedy przylecieliby jacyś technicy...Hmm...brzmi jak dobry plan.
– Może spróbuje to obejść? – zaproponowała Mira, kiedy już brałam zamach.
– A umiesz? – złapałam ją za ramiona i spojrzałam na nią roziskrzonymi oczami.
– Chyba tak – przykucnęła przy czytniku i zaczęła wpisywać jakieś ciągi liczb, marszcząc przy okazji brwi.
Dałam jej działać i wyciągnęłam telefon, by skontrolować czas. Od ostatniego połączenia z Shunem minęła godzina, więc bardzo prawdopodobne, że już są na miejscu. Tsaa, zawsze na czas, żeby cię szlag głupia karto.
– Coś się stało?
Uniosłam oczy znad komórki i skierowałam je na niską dziewczynę ubraną w czarną koszulę i białą spódniczkę, która przyglądała się nam z troskliwą miną. Gdy zauważyłam, że miała tęczówki o barwie maliny, przypomniałam sobie, że to właśnie jej sprzedałam plaskacza torbą w szkole.
– Nic wielkiego, karta mi się zepsuła - machnęłam ręką, szczerząc się jak debil.
– Ojej, to niemiło. Śpieszycie się, prawda? – odgarnęła długie zielone włosy i zaczęła grzebać w przepastnej torbie. Po chwili wyciągnęła z niej swój identyfikator. – W takim razie użyjmy mojej karty, dobrze? – uśmiechnęła się.
****
Heather wprost nie umiała uwierzyć w swoje szczęście. Rano znalazła w kuchni pokaźny plik banknotów od ojca na „drobne wydatki", a teraz natknęła się na samą Jessicę Knight. Znała ją i to dość dobrze. W końcu chodziły do jednej szkoły, a Knight była głośną i dobrze znaną postacią w Los Angeles. Ale to nie chodziło o to, że spotkała sławę! Jessica podobno znała Wojowników, więc jeśli wkupi się w jej łaski, to dowie się, o co chodzi w tej wojnie!
Przywdziała najbardziej skuteczną maskę dobrego aniołka i ruszyła na pomoc dziewczynie.
– Życie nam ratujesz! – krzyknęła z wdzięcznością Jessica, kiedy wpisywała kod. Szatynka zerknęła na telefon. – I to dosłownie...
– E tam, to nic wielkiego – machnęła ręką, jednocześnie obserwując jej towarzyszy kątem oka. Ruda laska o przenikliwych oczach i umięśniony chłopak tak uradowany, jakby były wakacje. Nie kojarzyła ich. – Proszę – powiedziała, gdy drzwi się rozsunęły.
YOU ARE READING
Bakugan: Ten świat to tylko gra cz.II
FanfictionPo zakończeniu konfliktu z Zenoheldem każdy może powrócić do zwykłego życia wypełnionego przebywaniem z rodziną, walkami bakuganów, szkołą, spotkaniami ze znajomymi. Przynajmniej do chwili, kiedy wybucha wojna między Gundalią a Neathią, a Wojownicy...