Rozdział 43: " I po co to wszystko? By zjeść tort!"

190 10 8
                                    

    Radziłabym wszystkim uważnie nastawić uszu, bo zaraz powiem coś, co było równie rzadkie jak moje szczęście. Gotowi? Uwaga...

Keith jednak miał rację, jeśli chodziło o mnie i Dana i nasz wybitny talent do wpadanie w kłopoty bez zbytniego wysiłku. Ale zacznijmy od początku, bo to fascynujące studium głupoty, które może kiedyś się komuś przydać na studiach do magisterki czy coś w ten deseń.

Wkurwiona, wpółżywa i jeszcze raz wkurwiona wróciłam do pałacu. Przed smagnięciem mocą w przypadkową ścianę i narażeniem swojego chudego portfela na spore wydatki ratowało mnie tylko fantazjowanie, jak będę torturowała Heather. Przez to reszta dnia minęła mi dość zamazanie i szybko. Nawet nie pamiętałam, kiedy rozstałam się z Aki i Shunem, idąc do pokoju, by zażyć trochę snu. Wiecie, by uzupełnić nerwy i swoją nadszarpniętą piękność.

Wtedy zjawił się on. Mój cudowny przyjaciel, łeb i kat w jednym.

– Jeeesss – usłyszałam szept tuż przy uchu.

Zareagowałam gwałtownym zerwaniem się i jęknęłam z bólu, gdy ugodziłam w coś twardego skronią. Usłyszałam łomot i zduszony okrzyk. Chwilę mi zajęło, by przyzwyczaić oczy do ciemności i otrząsnąć się z otępienia. Wtedy ujrzałam rozłożonego na łopatki Kuso, który z nadętymi policzkami masował czoło.

– Mogłabyś być delikatniejsza – powiedział z wyrzutem.

– Mógłbyś nie wbijać mi do pokoju w środku nocy – odbiłam piłeczkę i ziewnęłam. – Co jest?

– Więęęc – zaczął, szczerząc zęby. – Byłaś zła przez cały dzień, to pomyślałem, że może powtórka z naszych starych nocnych wypraw poprawi ci humor – mrugnął porozumiewawczo.

Oczy mi się same zaświeciły i odwzajemniłam uśmiech. Niby tam później z rana miałam mieć zamianę warty, ale czym były braki snu dla Jessicy Knight, uczennicy 11 klasy w liceum? Niczym, wręcz żałosną pchłą! Nie tracąc czasu, zmieniłam piżamę na jakiś wygodny dresik, by się współgrać z Danem. Ostrożnie wsunęłam do kieszonki na piersi. Niby bym mogła go zostawić, ale potem by gderał, że go zostawiam i że on się nie godzi na takie traktowanie. Potem mogliśmy ruszać na naszą małą przygodę.

Problemy zaczęły się już przy schodach. Noce na Neathii były dość jasne, przez mnóstwo gwiazd zdobiących niebo, jednak okna na korytarzach były często zasłaniane przez grube kotary. Przez to wszystko wokół tonęło w mroku. My tak samo. Dlatego szliśmy ładnie za rączkę, klepiąc ściany jak jakieś czuby, bo nie chciało nam się szukać lin, by je odsłonić.

A zła godzina wręcz czekała na taką okazję. Ręka Dana ominęła początek poręczy, lecz jego noga trafiła już na krawędź schodka. Wydał z siebie zduszony ni to jęk ni to kwik i stracił równowagę, lecąc w dół i ciągnąc mnie za sobą. Wystrzeliłam ręką na oślep i po kilku wyjątkowo gwałtownych stoczeniach się ze schodów, złapałam balustrady. Górną połową ciała zawisłam nad stopniami, a Dan rozpłaszczył się nieco niżej.

– Było coś słychać? – szepnął po kilku sekundach ciszy.

– Gdzieżby znowu, to było wyjątkowo ciche. Tylko lekki rumor – odparł załamany Drago.

– Skąd mogłem wiedzieć, że moja własna kończyna mnie zdradzi?! – syknął. – O Starożytni, moje plecy!

– Nie jęcz jak dziad i puść moją rękę, zaraz wyrwiesz mi ramię – mruknęłam, uspokajając oddech.

Posiedzieliśmy przez chwilę, po czym jako pierwsza parsknęłam śmiechem. Dan się dołączył i przez chwilę tylko chichotaliśmy, a Drago wpatrywał się w nas, jakby zwątpił, że to my uratowaliśmy wcześniej Vestroię.

Bakugan: Ten świat to tylko gra cz.IIWhere stories live. Discover now