Rozdział 36: Skryty strach

276 13 5
                                    

   Przebudziła się w chwili, gdy ciemność za oczami została zalana przez intensywną zieleń. Siadła na łóżku, z trudem rozchylając zapuchnięte od snu powieki. Kiedy wzrok jej się wyostrzył, ujrzała uśmiechniętą od ucha do ucha Zenet, którą jedną ręką trzymała nad nią ciemny prostokątny lampion z szmaragdowym płomieniem w środku, a drugą opierała o biodro.

– Wstajemy, kochanieńka – rzuciła. – Trening zaraz się rozpocznie, a pan Airzel nie lubi czekać.

Umysł Heather zawsze był lekko otępiały z rana, jednak mała ilość snu sprawiła, że niemal się zatrzymał. Dziewczyna spojrzała na Gundaliankę, unosząc wysoko brew.

– Jaki trening?

– No jak jaki, siłowy i z bakuganem – Teraz to Zenet wyglądała na zaskoczoną. – Tu masz ciuchy – machnęła w kierunku kupki położonej na komodzie. – Umyj się, przebierz, tylko szybko, nie mam dla ciebie całego dnia – Odrzuciła włosy z ramienia i siadła na łóżku, krzyżując nogi.

Heather może i zaczęła by drążyć temat, lecz ogłuszenie dalej na nią działało, więc bez protestów wzięła ubrania i zamknęła się w łazience. Dopiero po puszczeniu, a jakże, zimnej w cholerę wody na ciało, otrzeźwiała.

– Mamy problem, czyż nie? – wyszeptał Crueltion, sadowiąc się koło odpływu brodzika.

Skinęła powoli głową, szybko analizując sytuację. Trening z bakuganem raczej nie będzie probleme, umiała walczyć, a jak coś z chęcią pozna nowe techniki czy sztuczki. Gorzej było z siłowym. Nie miała tragicznej kondycji, żeby nie było, ale to z dużą prawdopodobnością będzie szkolenie jak dla żołnierzy.

Nie może być uznana za słabą. Wtedy nie będą ją zabierali do Neathi. Nie będzie mogła widzieć znów tych zrozpaczonych twarzy, słyszeć tych cudownych pełnych bólu krzyków.

Kurwa mać! Uderzyła dłońmi w purpurową glazurę. Nie przewidziała tego.

– Masz jeszcze dziesięć minuuut – zawołała Zenet. – Pobiegasz sobie dzisiaj trochę karnych kółek.

Jeszcze ta irytująca dziewczyna. Heather zacisnęła zęby, szybko wciągając elastyczne spodbnie w kolorze bordo, a za nimi buty ze skóry do połowy łydek. Zachowywała się bardzo beztrosko w jej towarzystwie, ale to nie wystarczyło, by nie zauważyła, jak bardzo się boi.

– A was tak właściwie nie było sześciu w drużynie? – spytała, wychodząc z łazienki.

Zenet zaprzestała liczenia kar, jakie mogła ponieść za spóźnienie i spojrzała na nią z dziwnym błyskiem w oku, nagle nieco blednąć. Zaraz się opanowała, uśmiechając wymuszenie.

– No było, a co?

– Ach, tylko się zastanawiam, co się stało z resztą – mówiła dalej, mrużąc oczy. – Szpiegują dalej czy może oberwało im się za błędy? – Uniosła kącik ust, widząc, jak Zenet przełyka z trudem ślinę.

– Każdy słaby jest eliminowany, to jedna z zasad tutaj – odparła wyzywającym tonem. – Oni zawiedli, więc zniknęli – Głos jej drgnął, mimo to nie spuściła wzroku.

– Hmm, a ty mimo to ciągle tu jesteś – westchnęła. – To idziemy?

Zenet przez moment wyglądała, jakby chciała coś powiedzieć, ale zrezygnowała z tego zamiaru. Prowadziła ją przez korytarze w ciszy, zasępiona i poważna. Nawet nie próbowała już przed nią udawać, że niczego się nie lęka. Czyżby uświadomiła sobie, że jej „zabezpiecznie" może nie wystarczyć? Uśmiechnęła się i spojrzała przed siebie.

Jak potężny i okrutny był Barodius, że powodował we wszystkich taki strach? I co to była za metoda, że eliminował swoich podwładnych? Przez ulotny moment poczuła coś na kształt ukłucia strachu w środku, ale szybko to odrzuciła. Póki co nie stanowiła dla niego niczego wartego uwagi.

Bakugan: Ten świat to tylko gra cz.IIWhere stories live. Discover now