Rozdział 47: Przeklęte noce na Neathii

180 8 13
                                    

    Jednym ze znanych klasyk życia był fakt, że jeśli coś zaczęło się układać, to zaraz coś innego musiało się koncertowo spierdolić. Ot jedno z praw natury, z którym nie dało się wygrać. Tak sobie właśnie myślałam, gdy w środku nocy siedziałam na łóżku, a dookoła wył alarm. Powinnam była się zrywać i zobaczyć, co się dzieje, jednak bardziej wyklinałam w duszy na Dana za tak głośny dźwięk. Nie mógł być jakiś bardziej dyskretny? Litości, pierwsza nocka że wyspałabym się jak człowiek! A wybitnie mi nie do twarzy z sińcami fioletowymi niczym dojrzała śliwka.

Więc tak sobie dalej siedziałam, patrząc tępo w ścianę, Fludim latał dookoła z milionem pytań, na korytarzu panowała wrzawa. Dźwięk się nasilił, kiedy drzwi od pokoju się otworzyły, wpuszczając światło lamp z holu.

– Czy tutaj nigdy nie może być spokojnie? – zawarczała Jane, idąc w moją stronę. Pasek od czarnego szlafroka powiewał za nią. – Masz pojęcie, co się dzieje? Marucho tylko mignął mi przed nosem, więc nie zapytałam.

– Hmmm? – Spojrzałam na nią nieprzytomnie. Dała mi pstryczka. Wydęłam policzki i pomasowałam czoło, zmuszając szare komórki do działania. – To wyjące gówno to pułapka Dana.

– Co? Jaka znowu pułapka? Na kogo?

Materac ugiął się lekko pod ciężarem dziewczyny. Zdmuchnęła czarne loki z twarzy i wbiła we mnie uważny wzrok. Nienawidziła przerywania sobie snu, dlatego musiałam jej ładnie to wyjaśnić, by nie utopiła potem Dana w pobliskim bajorze.

– No bo Jake dziwnie się zachowywał jak nie on – zaczęłam.

– Fakt, nagle zaczął gadać jak naukowiec.

– Dokładnie, dlatego Danny uznał, że poprosi Elrighta, by założył jakąś pułapkę przy obsłudze barier. Jakby Jake chciał coś zmajstrować.

– Doceniam pomysł, ale naprawdę musiał to być tak wkurwiający dźwięk?

Rozłożyłam bezradnie ręce, gdy drzwi znów skrzypnęły i do środka wpadła zasapana Haruka. Oparła się biodrem o framugę i powiodła dzikim wzrokiem dookoła, zanim lekko zataczającym się krokiem ruszyła do nas.

– Była tu Aki? Lub widziałyście ją?

Zgodnie pokręciłyśmy głowami, na co Haru zaklęła. Poprawiła koszulkę i padła na kołdrę. Poczułam zimno pełznące z dołu żołądka, ale starałam się je zdusić.

– A nie śpi? – spytałam. – Niby nawala cholernie, ale to przecież Aki.

– Nie – Shiena popatrzyła na nas. – Drzwi od jej pokoju są otwarte i ani jej ani Leausa nie ma w środku.

– Pobiegła zobaczyć, co się dzieje? – zasugerowała niepewnie Aki, również zaczynając się niepokoić.

– Zawsze nagle poszłaby po jedną z nas.

Przełknęłam ślinę i odrzuciłam kołdrę. Wsunęłam bose stopy w trampki wzięłam głęboki wdech, dalej walcząc z pnącym się po kręgosłupie lodem.

– Poszukajmy jej. Może wstała jeszcze przez tym i poszła do kuchni? – zaproponowałam.

Dziewczyny zaaprobowały pomysł i wyszłyśmy na korytarz. Jednak każda z nas czuła, że oszukujemy same siebie.

****

Och, doskonale wiedziała, co zastanie, w chwili, gdy ta zielona idiotka złapała ją za nadgarstek. Dlatego bez chwili wahania wymierzyła jej prawego sierpowego. Nikła iskra satysfakcji przeszła ją, gdy poczuła ciepło skóry na knykciach. Ledwo dotknęły stopami podłogi w jakimś ciemnym pomieszczeniu, już Heather wydała stękniecie bólu, gdy jej szczęka odleciała w lewo. Z rozciętej wargi popłynęła strużka krwi.

Bakugan: Ten świat to tylko gra cz.IIWhere stories live. Discover now