Rozdział 35: Dwie księżniczki

326 13 98
                                    


   Omówienie reszty drużyny pierścienia w wersji gundaliańskiej, wyjaśnienie czym jest jakaś Święta Kulą, o którą w sumie toczyła się ta cała wojna i wycieczka po pałacu i okolicach, którą zafundował nam Dan zajęło dobre pół dnia. Gdy z niemałym trudem, gdyż zamek do małych i o łatwym rozkładzie nie należał, dotarłam do swojego pokoju, to miałam tylko siłę paść nosem na łyżko kryte jasnym baldachimem. Tępe pulsowanie w skroniach nieco osłabło, ale to może przez fakt, że zamknęłam oczy.

– Fludim, też się tu tak tragicznie czujesz? – mruknęłam, zwijając się w kulkę.

– Trochę na początku, ale już mi przeszło – Przycupnął koło mnie na kołdrze. – Za to ty wyglądasz, jakbyś zaraz miała zwymiotować.

   Westchnęłam. Nie ma to jak przyzwoity komplement od bakugana. A jeszcze czekał mnie obiad, omówienie planów na najbliższy czas i to wszystko w towarzystwie tej dyplomatki od siedmiu boleści. Co prawda póki co jeszcze mnie nie wkurwiła ani nie sprawiła, że straciłam wiarę w Neathian, jednak podświadomie czułam, że to jedynie kwestia czasu.

   Syknęłam, czując, jakby kolejne igiełki wpiły się w skórę, rozsyłając fale bólu po całej czaszce.

– Aż tak cię boli? – zaniepokoił się.

– Gorzej niż jak Mira dała mi patelnią w twarz – odparłam. – Błagam, Fludi, leć do Shieny po przeciwbólowe, ona ma pewnie pół szpitala przy sobie.

– Dobra, a ty nie waż się mdleć! – rozkazał lekko spanikowanym głosem, podskoczył i jak strzała wystrzelił ku drzwiom. – I nie nazywaj mnie Fludi!

   Uśmiechnęłam się słabo, ale zaraz wykrzywiłam usta w kolejnym grymasie. Skąd się to brało? Dziewczynom, Gusowi i Spectrze nic nie było, więc to nie mógł być klimat ani nic w tym guście. Przewróciłam się na drugi bok i mój wzrok padł na szerokie lustro w błyszczącej ramie. A może to była kwestia domeny? W końcu Haos był przeciwieństwem Darkusa, a ta cała planeta wyglądała niemal jak utkana ze światła. No to się wybrałam, kuźwa, fantastyczny wybór, jeszcze się tu pochoruję.

   Rozległo się ciche pukanie, lecz nim zdołałam się podnieść, to Dan już wpadł do środka ze szklanką wody oraz jakimiś tabsami na talerzyku.

– Zupełnie zapomniałem, że możesz się słabo tu czuć – oznajmił i położył naczynia na szafce nocnej. – Jezu, umierasz?

– Dzięki, nie musiałeś – sarknęłam i ujęłam w palce żółtą podłużną tabletkę. Zmrużyłam powieki. – Co to?

– Nie mam pojęcia, ale pielęgniarka powiedziała, że Heather pomogło.

   Dobra, nigdy nie otrułam się niczym na Vestalii, więc czemu tu miało być inaczej? Położyłam kapsułkę na języku i przełknęłam, wypijając całą szklankę. Miała lekki gorzkawy posmak zupełnie jak ziemskie leki. Niemal odczułam, jak te małe szpileczki wypadają z mojej głowy, a fale odpływają w siną dal. Odetchnęłam z ulgą.

– Dzięki, Dan.

   Kuso wyszczerzył zęby i dumnie wziął się pod boki.

– Serio?!

   Odwróciliśmy głowy ku Fludimowi, który z umęczoną miną z wszelkich sił próbował utrzymać opakowanie pigułek.

– To ja się tu męczę i przelatuję pół pałacu, a ty... – zaczął gderać.

– Tak, tak, wszyscy doceniamy twoje bohaterstwo – Uwolniłam go od ciężaru i rzuciłam tabletki na łóżko. – Ale na zawał mi zaraz nie zejdziesz, mam nadzieję?

Bakugan: Ten świat to tylko gra cz.IIWhere stories live. Discover now