Rozdział 34: Co jeszcze czai się w ciemności?

236 9 5
                                    


   Westchnęłam, kiedy odwróciłam się i ujrzałam, co wyprawia Akane.

– Ale ty wiesz, że Neathia to nie jest jakaś kosmiczna wersja Malediwów? – spytałam z dużym powątpiewaniem.

   Oczywiście Japonka zabierała się ze mną i z tej okazji postanowiła wypchać sporej rozmiarów białą walizkę do granic możliwości. O ile pękata kosmetyczka mnie nie dziwiła, tak dostrzeżone sznurki od bikini upchnięte w jednym z rogów już poddawały wątpliwościom rzeczywisty cel wyprawy Aki. O małej grze pt. „Prawo dżungli" wolę już nie wspominać.

– Wszystko może się przydać! – oświadczyła, wyjmując z mojej szafy dwie bluzy. – Zresztą spakowałam tam od razu ciebie!

– Aki, nie zamierzam tam siedzieć nawet tygodnia. Zgarniamy Heather, ewentualnie skopiemy trochę gundaliański tyłków, by pomóc Danowi i ekipie, po czym powrót.

– Chciałabyś, nie ma mowy, by los był tak łaskawy i nic się nie zdarzyło – odparła, wstając i opierając rękę o biodro. – Masz chujowego farta, skarbie. Zresztą dorwanie Heather nie będzie takie proste, skoro zawinęła się z którymś z tych ufoków.

  Wywróciłam oczami i padłam na łóżko. Wszyscy już pewnie dobrze znaliście mój osławiony pech, więc tu nie było co czarować, coś jebnie na pewno i to porządnie. Niby Dan lub Shun się nie odzywali, ale cholera wie, czy przez brak większych kłopotów czy tragiczną łączność. Pewnie przez to drugie, bo mi przecież w życiu tak rozrywek brakuje.

– O matko słodka, to myśmy miały tyle nabrać? Ja mam tylko torbę.

   Podniosłam głowę, by ujrzeć zmartwioną Harukę stojącą w progu. Oczywiście mimo iż szedł z nami Spectra i Gus (to chyba była jakaś forma kontroli rodzicielskiej, ale trudno) to Shiena za żadne skarby świata nie chciała nas puścić same. Zresztą mówiła, że czuję się winna, iż dała tak łatwo puścić tam Heather, choć jak ona niby miała temu zapobiec?

– To Aki, głowa do góry, zaraz jej to wywalę – Machnęłam ręką. Zauważyłam brak Jane za jej ramieniem. – A Jane gdzie?

– Musiała zostać na dłużej w pracy – mruknęła Haru i rozsiadła się na fotelu.

   Pomijając jakieś japońskie hity, które Aki sobie puściła w łazience do mycia głowy, to w pokoju zapanowała cisza. By uniknąć jakiś spóźnień uznałyśmy, że zrobimy sobie nockę u mnie, a rankiem pędem na Vestalię, a stamtąd do Neathii. No i teraz dochodziła już północ, a nadal byłyśmy dalej spania jak bliżej.

– Stresujecie się? – odezwał się Garra.

– Jestem spokojna jak na wojnie – Podniosłam rękę.

– A ja mam wrażenie, że zaraz serce wyjdzie mi z piersi – przyznała Haru, przykładając dłoń do piersi.

   Zerwałam się momentalnie.

– Jezu, czemu? Meliskę ci zaparzyć?

– Co? Eh, nie! Tylko...Czekaj, nic mi nie trzeba!

   Olewając protesty Haru, wyciągnęłam ją do kuchni. Przy okazji widząc, jak Ares zaczyna merdać ogonem, patrząc na drzwi, odblokowałam zamek i za chwilę w holu pojawiła się Jane z plecakiem na ramieniu. Każda umiała się spakować oprócz Akane, no bez jaj.

   Koniec końców całą czwórką zgromadziłyśmy się w jadalni z parującymi kubkami herbaty lub czekolady zależnie od gustu. Dodatkowo dla odprężenia naszych kochanych bakuganów, kiedy wrzątek z czajnika ostygł, to wlałyśmy go do miski, tworząc dla nich gorący basen. Teraz cała czwórka unosiła się nad powierzchnią, wyglądając na szczęśliwych. Nie wiem, jak tam wygląda z różnicą płci u bakuganów, ale Ulvida nie wydawała się zmieszana, więc było gut.

Bakugan: Ten świat to tylko gra cz.IIWhere stories live. Discover now