Rozdział 2: Wesoła egzystencja rodzeństwa Fermin

297 12 4
                                    

     Świst siatki.

   Pisk butów.

   Odgłosy kozłowania.

   Podniosłam oczy znad magazynu i uniosłam kąciki ust, obserwując grę toczącą się na boisku. Roger wybił się wysoko i wykonał piękny wsad, od którego obręcz aż zatrzeszczała. Piłka odbiła się mocno od ziemi, świsnęła tuż koło ucha Micka wiążącego buta i potoczyła się po trawniku, zatrzymując między moim i Jane leżakiem.

– Roger, tylko mi się teraz nie obijaj, bo na ciebie postawiłam! – zawołała Jane, łapiąc i odrzucając ją. – Nie mam ochotę na stratę tych pięciu dolarów!

– Braciszku ty też się postaraj! – wtrąciłam i znów zasłoniłam się magazynem, bo słońce wyjrzało zza kłębiastych chmur.

   Chłopcy coś odkrzyknęli, chyba potwierdzenie, gdyż znów rozległ się tupot butów i uderzanie piłki o podłoże. Nie odrywając oczu od wywiadu z reżyserem jednego z moich ukochanych seriali, starałam się złapać telefon, który leżał na stoliku. W końcu udało mi się i sprawdziłam czas. Była za piętnaście trzecia, więc miałam ponad dwie godziny, zanim Rada zacznie się zbierać. No chyba, że się pośpieszą, ale w to wątpię. Te staruchy najbardziej w świecie ceniły odpoczynek i spokój. Z wyjątkiem, rzecz jasna, Ethana, lecz ten koleś to kompletnie inna bajka.

– Idziesz gdzieś, że tak ciągle zerkasz na godzinę? – spytała Jane, po czym pociągnęła łyk drinka.

– Rada chciała się ze mną po raz kolejny spotkać.

– Oła.

– Dokładnie – westchnęłam ciężko. – Przerąbane.

   Istniały dwa powody, przez które przebywanie w ich towarzystwie było istną torturą. Pierwszy: Ethan. Drugi: Zawsze próbowali się mi podlizywać na wszelkie możliwe sposoby. Naiwniacy, myślą, że obejmę tronu i próbują zdobyć moją przychylność. Widać dawno nie myli uszu, bo już na początku zaznaczyłam, że władza mnie nie interesuje i szukam tylko brata. Na szczęście przez minione pół roku udało się mi poznać większość Kenji zamieszkałych na Vestalii, więc cała sprawa zmierzała ku końcowi i za niedługo będą mogła pokazać im środkowy palec. Ale wracając do tematu mojego brata, zaczęło mnie gnębić kilka pytań. Dlaczego, skoro odzyskał pamięć i cała Vestalia wie, że żyję, nie próbował się ze mną skontaktować? Czemu nie ujawnił Vestalianom, kto zabił naszych rodziców i siostrę? Rozumiem, że wydarzenia z pałacu były dla niego traumatyczne, ale to nie powód, by milczeć na temat mordercy!

– Jessie, wszystko w porządku? – mruknął Fludim, wspinając mi się na ramię.

– Huh? – Zorientowałam się, że mocno zaciskam palce na kolorowych stronach magazynu i szybko je rozluźniłam. – Taa, to była tylko reakcja alergiczna na Radę – Puściłam mu oczko i wróciłam do czytania wywiadu.

   Spojrzał na mnie nieufnie, ale zrezygnował z prób dociekania i zwinął się w kulkę. Wypuszczając pomału powietrze przez nos, położyłam magazyn na twarzy i zamknęłam oczy. Słońce przyjemnie grzało mnie po nogach i rękach, a delikatny wietrzyk nieco łaskotał. Aż nie chce mi się wierzyć, że to końcówka października i za niedługo rozpocznie się okres zimowy. Znów nastąpi czas gleb na lodzie, wstawania, gdy na dworze jest ciemno jak w dupie i ubierania się w cztery warstwy. Chociaż z drugiej strony będę mogła częściej wykorzystywać Keitha już nie jedynie jako poduszkę ale i prywatny kaloryfer! Hyhyhy, chłopak miał przejebane. Czekaj...Keith! Zerwałam się gwałtownie, przez co magazyn odbył darmowy lot na trawnik, i sprawdziłam godzinę. Piętnasta dwadzieścia jeden; najwyższy czas ruszać ocalić ludzkość! Bez ociągania zwlokłam swoje królewskie cztery litery z leżaka i założyłam trampki.

Bakugan: Ten świat to tylko gra cz.IIWhere stories live. Discover now