Rozdział 13: Pajęcza sieć

254 8 5
                                    

   Przechyliłam głowę i zdezorientowana przyglądałam się białemu pudełeczku przewiązanemu fioletową wstążką, które zostawił dla mnie Keith na stole w jadalni.

– Tak się chyba nie oświadcza, nie? – spytał Fludim.

   Popukałam się w czoło, wzięłam pudełeczko i potrząsnęłam. W środku było coś ciężkiego. Uniosłam brew. Brylant mi dał? Uniosłam wieczko i moim oczom ukazał się prostokątny zestaw bojowy z dwoma działami po bokach utrzymany w ciemnych barwach. Uśmiechnęłam się pod nosem.

– Takie średnio romantyczne – uznał bakugan.

– Za to miłe. Dał ci nową broń. Troszczy się o ciebie, Fludi.

– Hmpf! Chyba nie docenia!

   Pokręciłam głową i poszłam do kuchni po talerz z kanapkami i herbatę. W mieszkaniu byłam tylko ja, bo Mira już o świcie chodziła na praktyki, a Keith miał na szóstą trzydzieści jakieś spotkanie ze sponsorami. Tsa, tak często tu przebywałam, że już nauczyłam się na pamięć rozkładu dnia Ferminów. Za niedługo zacznę znajdywać swoje włosy na dywanie i bluzki w szafie Keitha, bo póki co brałam sobie jego rzeczy. Na przykład dziś miałam zamiar iść do szkoły w granatowej bluzie z czarnym kapturem, która sięgała mi prawie do kolan. Kochane dwadzieścia centymetrów różnicy wzrostu.

– Jesteś pewna, że nie masz dziś żadnych klasówek ani kartkówek?

   Pokazałam bakuganowi uniesiony kciuk, jednocześnie gryząc kanapkę. Plecak miałam rzucony w kąt holu, buty prawdopodobnie pętały się gdzieś po pokoju Keitha. Ja zawsze byłam przygotowana...no prawie.

   Ehh, jeszcze ta cała Daphtea zaczynała się jutro popołudniu. Całe szczęście nie musiałam biegać za jakimiś specjalnymi ciuchami, bo to coś było w formie zwykłego festiwalu muzycznego z wieloma atrakcjami – Baron ostatnio mówił o „Szybującej Bańce", na którą musimy koniecznie iść – zakończonego wieczorem na puszczaniu złotych lub srebrnych lampionów ku niebu. Zapatrzyłam się w swoje odbicie w herbacie. Od kiedy przypomniałam sobie o tym święcie, dręczyło mnie przeczucie, że coś w nim pomijałam, coś ważnego związanego z Kenjim. Oby udało mi się przypomnieć, o co chodziło. Musiałam spotkać się z bratem. Nawet jeśli miałby to być pierwszy i ostatni raz.

– Będzie dobrze, Jess – mruknął Fludim, widząc moją zasępioną minę.

– Swoją drogą, czemu mnie wczoraj nie obudziłeś? – zmieniłam temat, wstając od stołu i idąc do kuchni.

– Heh, no wieesz. – Wbił wzrok w tapetę. – Chciałem, ale Spectra przyszedł i stwierdził, że głupotą będzie cię budzić, bo pewnie jesteś zmęczona, no to co miałem zrobić? Upewniłem się, że ma czyste intencje! – dodał.

   Parsknęłam śmiechem i zerknęłam na niego, uśmiechając się lekko. Rzadko miałam okazję widzieć, jak się rumieni.

   Znalazłam buty, złapałam za plecak i podeszłam do teleportu, szukając odpowiednich współrzędnych. Phoebe by mi łeb urwała, gdybym opuściła kolejny dzień w szkole, a ja naprawdę lubiłam swoją głową, nawet jeśli mój mózg czasami nie funkcjonował najlepiej.

   Wkroczyłam w jasne światło i po chwili znalazłam się niedaleko bramy liceum. W tłumie uczniów ujrzałam Harukę, która szła, gryząc batona czekoladowego i wpatrując się w korony drzew.

– Hello, Haru! – krzyknęłam, rzucając się jej na szyję i unikając ciosu pięścią.

– J-jess! Nie strasz mnie tak, kretynko! Prawie się udławiłam – jęknęła, kręcąc głową z politowaniem.

Bakugan: Ten świat to tylko gra cz.IIWhere stories live. Discover now