Rozdział 49: Denerwowanie lwa patykiem

176 9 18
                                    


Ekran, na którym wyświetlał się obraz z kamer z placu, był jedynym jasnym punktem w sali tronowej. Barodius podpierał policzek pięścią, obserwując z uniesioną brwią, jak Colossus oraz inne bakugany oczyszczają sobie drogę przez jego wojska. Nie spodziewał się dodatkowych dwóch postaci, lecz mu to nie przeszkadzało. Im więcej przeciwników zmiażdży tym lepiej dla niego.

Zasępił się na moment. Choć fakt, że Nurzak przeżył był nieco niepokojący. Będzie musiał się dokładnie upewnić, że starzec stał się zimnym trupem przy ich następnym spotkaniu.

Zza tronu dobiegły go ciche kroki. Uśmiechnął się i zerknął w bok.

– Masz lojalnych przyjaciół, Jake – przemówił, patrząc na Wojownika. Jego żółte oczy błyszczały jak lampiony. – Jednak to trochę tchórze, skoro lecą na nas taką grupą. Trzeba ich rozdzielić, nie sądzisz?

Chłopak spojrzał na niego. Wzrok miał kompletnie pozbawiony emocji czy skupienia. Umiejętności hipnotyczne Kazariny zawsze mu imponowały. Potrafiła jednym ruchem zniewolić ludzki umysł i wykorzystywać go jak tylko chciała. Nieważne jak potężny, jak inteligenty, każdy poruszał się niczym zwykła lalka pod jej wodzą.

Jak dobrze, że była mu bezgranicznie oddana...

– Zrozumiałem, mistrzu – odparł Vallory.

– Też masz w tym pomóc, Heather – dodał, zwracając się do dziewczyny.

Był szczerze zdziwiony, że tak długo wytrzymała bez zrobienia niczego. Poznał się na niej już po kilku dniach. Nie obchodziło jej nic poza własnymi korzyściami i przyjemnościami. A tacy nie byli mu potrzebni, a wręcz zagrażali. Dlatego musiał pozbyć się jej już teraz. W końcu drobne wypadki podczas walk się zdarzały.

– Oczywiście – odparła, choć myślami była gdzieś indziej. – O niczym innym nie marzę – dodała, przejeżdżając językiem po dolnej wardze.

****

Kichnęłam mocno, aż niemal zgięłam się w pół i głośno pociągnęłam nosem. W tym pałacu było mnóstwo kurzu! Rozumiałam, że wojna i tym podobne, ale żeby aż tak nie sprzątać?! Przecież te wszystkie ściany wokół zaraz zmienią kompletnie barwę od tego brudu!

– Ciszej! – syknął Gus, który szedł przede mną i oświetlał korytarz latarką.

– Powiedziałbyś chociaż „na zdrowie"! – oburzyłam się. – Spectrze to zaraz na kolanach podawałbyś opakowanie z chusteczkami!

– Wydaje mi się, że większym problemem jest fakt, że celowo nas rozdzielili – stwierdził, olewając moje drugie zdanie.

Ach, no tak, zapomniałam wspomnieć. Po rozprawieniu się ze strażą na zewnątrz wpadliśmy na pełnej kurwie do środka, gdzie nagle załamał się sufit. Każdy rzucił się w inną stronę i ja skończyłam z Gusem w zakurzonym, posępnym holu, gdzie potężnie pizgało. Zawsze wspaniale zaczynałam swoje misje, ciekawe czy tutaj też złapię katar?

A na pewno dostanę migreny, bo Grav już zaczął lamentować, że rozdzieliło go z Keithem.

– Jakoś się odnajdziemy – Wzruszyłam ramionami. – Nie masz w gantlecie jakiegoś GPS na Spectrę?

– Niby po co? – Uniósł brew.

– Ara, to nie wszczepiłeś mu żadnego czipa? Jestem szczerze zaskoczona.

– Jess, to naprawdę nie jest pora na twoje docinki. I nie, gantlety czy vestaliańskie sprzęty nie działają na tych częstotliwościach.

– Czyli musimy łazić, aż gdzieś nie trafimy. Brzmi dziwnie znajomo – Rozejrzałam się i zmarszczyłam nos na widok sporej pajęczyny. – Oby gundaliańskie pająki nie były włochate, bo zejdę na zawał. Jaki kloc robi takie pajęczyny?!

Bakugan: Ten świat to tylko gra cz.IIWhere stories live. Discover now