Rozdział 20: Na obcym terenie

204 8 7
                                    


   Zegar cicho tykał, a głos Eminema śpiewającego Lose Yourself  płynął z granatowej wieży ustawionej na komodzie. Heather tymczasem malowała paznokcie przy świetle małej lampki znajdującej się tuż nad łóżkiem. Uniosła na chwilę głowę i uśmiechnęła się, widząc, że zewsząd otaczała ją ciemność. Lubiła ten żywioł, był zimny, nieprzewidywalny i niebezpieczny. Pasował do niej, dlatego ucieszyła się, gdy dowiedziała się, że jej domeną jest Darkus.

   Przejechała pędzelkiem z purpurowym lakierem po paznokciu, intensywnie myśląc nad kolejnym posunięciem. Póki pan kretyński lider i Knight byli na Gundalii, Wojownicy nie zamierzali ruszyć się z miejsca, lecz Fabia mówiła o wyruszeniu na Neathię za niedługo. Prawdopodobną datę ustalono na ten weekend czyli za dwa dni. Musiała wymyślić jakąś wymówkę dla rodziców, by nie czepiali się, że nie będzie jej w szkole. Zmarszczyła brwi, ale po chwili się rozchmurzyła. Już wiedziała, co robić.

   Usłyszała, jak drzwi wejściowe się otwierają. Gdy rozległo się stukanie szpilek, wiedziała, że to mama wróciła z kina. Zwlokła się z łóżka i machając dłońmi, wyszła z pokoju. Widząc, że w kuchni świeci się światło, skierowała tam swoje kroki. Jej rodzicielka stała przy lodówce, nalewając sobie wody z małego dystrybutora wbudowanego w lodówkę. Była średniego wzrostu kobietą posiadającą gęste ciemnozielone włosy, żywe czekoladowe oczy, śniadą cerę i figurę klepsydry. Heather w gruncie rzeczy była jej kopią, jeśli nie liczyć tęczówek w kolorze dojrzałej maliny.

– Cześć mamo – przywitała się.

– Cześć, córeczko. – Uśmiechnęła się mama, po czym nachyliła się i pocałowała ją w czoło.

   Pachniała mieszanką popcornu, perfum i wina.

– Jak było? – mruknęła, nalewając sobie soku pomarańczowego do wysokiej szklanki.

– Całkiem ciekawie, choć film miał słabe zakończenie, takie mdłe – odparła kobieta. – Lawrenca jeszcze nie ma? Pojawił się w ogóle dziś? – Kiedy córka pokręciła głową, westchnęła z lekką irytacją. – A to kłamczuch, obiecał, że wieczór spędzimy razem.

   Jej rodzina była uważana za specyficzną a czasami wręcz za nienormalną. Rodzice nigdy nie określali się takimi mianami jak „tato" czy „mamo", lecz „Lawrence" i „Sarah". Możliwe, że wynikało to z tego, że żyli w otwartym związku i mieli też innych kochanków? Nie była do końca pewna, jednak gdy słyszała te komentarze, że to jest obrzydliwe, miała ochotę się roześmiać. Ile to już razy okazywało się, że mąż lub żona z pozornie idealnego domu byli kochankami jej rodziców? Ludzkie postrzeganie normalności i moralności było tak żałosne i zakłamane, że na samą myśl miała ochotę wymiotować. Doskonale wiedziała, że matka i ojciec darzą siebie nawzajem mocnymi uczuciami, ale mieli swoje wymagania fizyczne. Lepsze jest szczere życie niż zakłamane małżeństwa tych pozornych perfekcyjnych.

   Ach, nie można też zapomnieć o wnioskach, że to przez taką rodziną była egoistyczna i wyzuta z empatii. Pierdolenie, była po prostu mądrzejsza i widziała, że nie opłaca się być miłą w tym świecie, gdzie mało kto nie chodzi bez maski. Zresztą dużo lepiej bawiła się, manipulując i wykorzystując tych zaślepionych dobrem.

– Właśnie, mam prośbę, mamo.

– Hmm? – Wyjrzała zza drzwi lodówki, w której szukała jogurtów.

– Chciałabym pojechać do Benniego i Archiego – powiedziała. – W sobotę.

– Na ile? Tak mniej więcej? Muszę powiedzieć Stanleyowi, żeby wypisał ci stosowne zwolnienie.

   Heather zastanowiła się. Polecą tam, będzie potrzebowała dnia lub dwóch na dokładne zorientowanie się w sytuacji i opracowanie planu, a dopiero potem zacznie się bawić.

Bakugan: Ten świat to tylko gra cz.IIWhere stories live. Discover now