8. Krew na torach (3/3)

139 15 17
                                    

Ostatnią rzeczą, na jaką Kamil miał teraz ochotę było oglądanie Krafta i branie udziału w tych jego "treningach". Najchętniej zamknąłby się w pokoju i próbował dalej spać, bo wtedy nie musiał myśleć o tym wszystkim, co się stało, mógł za to do woli pogrążać się w czarnej, bezdennej otchłani snu, zazwyczaj wolnej od wszelkich dramatów ostatnich dni, wolnej od wszelkich zmartwień.

Musiał jednak stawiać czoła życiu, jakie by nie było. Nie miał możliwości, żeby znowu uciec. Nie mógł przecież brać wiecznie wolnego. Zresztą, co to wolne by mu dało? Uciekłby znowu na chwilę. Odstresowałby się może na kilka dni. A po powrocie znów okazałoby się, że przez ten czas problemy nie tylko się nie rozwiązały, ale wręcz stały się bardziej uciążliwe i trudniejsze do przezwyciężenia.

Dlatego zmusił się do wstania z łóżka, do jakiegoś ogarnięcia się, do pojechania na ten trening. Dobrze wiedział, że nic z tego nie będzie, że w takim stanie ten trening gówno mu da, zresztą pewnie trening z Kraftem gówno by mu dał niezależnie od tego, w jakim stanie by się znajdował. Nie widział go w roli trenera. Totalnie mu do tego nie pasował. Jeszcze po tych trzech świetnych sezonach, zakończonych tak ogromną aferą? Tu potrzeba by wielkiego w trenerskim świecie nazwiska, żeby to udźwignąć. A nie jakiegoś tam Krafta, skoczka może i świetnego, ale o pracy trenera mającego zapewne nijakie pojęcie. I żadnego doświadczenia. Ktoś, chyba Dawid, ostatnio przecież wspominał, że krążą plotki, jakoby Tajner zatrudnił go na podstawie dokumentu o ukończeniu kursu internetowego dla początkujących trenerów.

Kamil z każdą chwilą zbliżania się do COS-u odczuwał coraz większą niechęć. Nie chciał trenować z Kraftem. Chciał...

Westchnął głęboko. Chciał po prostu, żeby to nie była prawda. Żeby okazało się, że te trzy lata jednak się jeszcze nie skończyły. Niby wiedział, że to niemożliwe, ale jakaś część niego wciąż się na to nie zgadzała, nie chciała przyjąć tego do świadomości. Ta cholerna część krzyczała w jego głowie w zaprzeczeniu.

Kiedy dojechał na miejsce, został jeszcze na kilka minut w samochodzie. Uświadomił sobie, że nie ma ochoty się widzieć z nikim z drużyny, zupełnie z nikim. Nawet z najbliższymi przyjaciółmi. Nawet z Dawidem. Nie chciał, żeby ktokolwiek widział, w jak jest stanie, żeby zadawał mu pytania, próbował go pocieszyć.

Jedyną osobą, jaką chciałby teraz oglądać, był Stefan Horngacher. Wydawało mu się nawet, że nie byłby na niego zły, że nie robiłby mu żadnych wyrzutów, chociaż zapewne mu się należały. Chciałby go po prostu zapytać o powody, porozmawiać przez chwilę szczerze. I być może go zrozumieć. Kurwa, tak bardzo chciałby go rozumieć. Wtedy radzenie sobie z tym wszystkim byłoby łatwiejsze.

Odczekał jeszcze kilka minut, przepełnionych tą tępą pustką i wszechogarniającym zwątpieniem. Ale nie mógł tego przeciągać w nieskończoność. W końcu wyszedł i powolnym, pozbawionym energii krokiem ruszył w stronę budynku.

***

Dawid stał już na hali razem z resztą kolegów, przyodziany w swój najlepszy treningowy dres, spoglądając co chwila ze zniecierpliwieniem na zegar wiszący na ścianie. Rozpoczęcie treningu przeciągało się. Coraz bardziej się przeciągało. Nie mogli rozpocząć pierwszego oficjalnego omówienia kwestii treningowych, dopóki wszyscy się nie stawili. A Kamila wciąż nie było. Już prawie piętnaście minut spóźnienia. To było do niego niepodobne.

Atmosfera robiła się coraz bardziej nerwowa. Nikt nie znał powodu, dla którego Kamil jeszcze się nie stawił. Nawet Dawid, który niepokoił się tym faktem prawdopodobnie najbardziej ze wszystkich.

To nie było w jego stylu. To totalnie nie było w jego stylu. Jeśli miał się spóźnić, choćby o marnych kilka minut, zawsze dzwonił lub wysyłał SMS-a. Nigdy jeszcze się nie zdarzyło, żeby tak po prostu, bez słowa się nie pojawił.

Orły HorngacheraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz