9. Następstwa (2/3)

156 12 4
                                    

Krew. Wszędzie ta cholerna krew. Było jej mnóstwo, o wiele więcej, niż wydawało mu się na początku. Na torach, przy wejściu do poczekalni, w samej poczekalni. Najwięcej na ciele Sobczyka, mój boże, co ten skurwysyn mu zrobił, że doprowadził go do takiego stanu? Na ciele miał... och, Dawid nie był w stanie doliczyć się ile ran postrzałowych. Na samej twarzy znajdowały się trzy, w tym jedna na środku czoła.
Poczuł, jak w gardle robi mu się ogromna gula. Zabawne, zazwyczaj wiedział, co robić, zarówno w drużynie, jak i w całym świecie skoków słynął z opanowania i zdolności zachowania zimnej krwi w kryzysowych sytuacjach, a tymczasem...
Stał tam nieruchomo, z jakiegoś powodu nie będąc w stanie oderwać wzroku od leżących na środku pomieszczenia zwłok. Gdzieś w głowie zamajaczyła mu myśl, że powinien jakoś zareagować, wezwać odpowiednie służby. A jednak wszystko w nim stawiało opór. Może było to wynikiem doznanego szoku? Nigdy wcześniej w życiu nie miał aż tak bliskiej styczności z czyjąś śmiercią.

Ze swego rodzaju transu wybudziły go dopiero odgłosy dobiegające zza jego pleców. Natychmiast odwrócił się, nie zdążył jednak zatrzymać Krafta, idącego na samym początku zbliżającej się dość powoli grupy. Austriak zajrzał do środka poczekalni i natychmiast się cofnął. Dawid miał wrażenie, że trener pobladł jeszcze bardziej niż on sam.

Stefan rozchylił lekko usta, wyglądał jakby chciał coś powiedzieć. Jego wargi jednak po chwili zaczęły drżeć. Skierował przerażone spojrzenie w stronę Dawida.
– O-on... - wydukał, a Kubacki w odpowiedzi był w stanie tylko skinąć głową.

– P-przepraszam – dodał słabo Kraft, opierając się dłonią o stojącą obok barierkę.

Pochylił się lekko i zwymiotował. Polak, nie mając pomysłu na lepszą reakcję, przybliżył się do niego i położył mu rękę na plecach.

– P-policja... – szepnął żałośnie młodszy z mężczyzn. Ledwo po tym, jak wypowiedział to słowo naszła go kolejna fala wymiotów.

– Jeszcze nie nie wzywałem – powiedział, nie poznając własnego głosu.

Kraft pokiwał głową.
– T-trzeba... – zaczął, ale nie był w stanie dokończyć.
Pobladł jeszcze bardziej i ponownie się pochylił. Dawid pomyślał, że pewnie zaraz znowu zwymiotuje, ale nie – Stefan wziął kilka głębokich wdechów i usiadł na jednym ze schodków. Nie pomogło to mu się jednak uspokoić. Austriak drżał na całym ciele, z każdą sekundą robił się coraz bledszy. Jego skóra sprawiała wrażenie wręcz przezroczystej, oczy szkliły się, tępo skierowane w niezidentyfikowany punkt, znajdujący się gdzieś w powietrzu.
Wyglądał na przerażonego, naprawdę przerażonego. Sprawiał wrażenie zagubionego dziecka, które niespodziewanie znalazło się z daleka od rodziców, w zupełnie obcym kraju, nie mając zielonego pojęcia, jakim cudem się tam znalazło i jakimi zasadami powinno się teraz kierować.

Dawid zrozumiał – Stefan pierwszy raz w życiu miał z tak bliska styczność ze śmiercią. I to od razu z tak brutalną, okrutną odmianą.
Na chwilę błysnęła mu w głowie myśl, że może powinien usiąść obok niego i jakoś spróbować go pocieszyć – Grzegorz był przecież jedną z niewielu naprawdę życzliwych mu osób tutaj i dało się wyczuć, że nowy trener naprawdę go polubił. Jednak kiedy usłyszał z każdą chwilą nasilające się, zbliżające się, pomieszane głosy kolegów z kadry uświadomił sobie, że póki co są ważniejsze rzeczy, którymi powinien się zająć.
Oczywiście, znów brał na siebie coś trudnego i odpowiedzialnego, choć naprawdę wolałby to sobie odpuścić, ale miał przecież świadomość, że jeśli on tego nie przeprowadzi we w miarę ogarnięty sposób, to nikt tego nie zrobi. To prawda – sam do tej pory też nie doświadczył aż tak dotkliwie bliskości śmierci, jego też ta bestialska brutalność, ta mroczna, okrutna niewiadoma, wprawiły w niemałe osłupienie, jednak on, jako jeden z nielicznych tutaj zgromadzonych, w kryzysowych sytuacjach potrafił utrzymać nerwy na wodzy.

Orły HorngacheraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz