18. Współlokatorzy (2/2)

106 7 10
                                    

Początek drugiego dnia w mieszkaniu Hannawalda również przebiegał zadziwiająco znośnie. Cóż, póki co jego niemiecki kolega wciąż był spokojny, chyba świadomie starał się nie załazić mu za skórę. Stefan bardzo doceniał ten gest. Ku własnemu zaskoczeniu, sam postąpił zgodnie z jego prośbą i starał się trochę uspokoić zanim zacznie coś planować. Póki co nie wychodziło mu to najlepiej. Ale nie zamierzał się już porywać na żadne pochopne przedsięwzięcia.

Wciąż nie czuł się najlepiej, zostając u Svena. Był pełen obaw, że Niemcowi prędzej czy później może przez niego stać się krzywda. Ale Hannawald miał rację – naraził go już wcześniej, zaprzyjaźniając się z nim. Jeśli Nomme zechce, wykorzysta ten fakt. A to, że mieszkali teraz razem, niewiele zmieniało.

Zresztą, może to wychodziło nawet na dobre? W końcu gdyby zaczęło się dziać coś niepokojącego, gdyby Sven gdzieś zniknął, to od razu by zauważył i mógłby interweniować. To znaczy, gdyby zniknął na dłużej.

Niemiec i bez udziału Marttiego miał tendencję do znikania na krótko co jakiś czas. Chwilę był w mieszkaniu, zaraz potem już go nie było. Wracał na kilkadziesiąt minut i znowu gdzieś znikał. Stefan zastanawiał się, czy on ma tak zawsze, czy po prostu akurat tego dnia spadło mu dużo spraw na głowę. Podejrzewał, że to pierwsze. Jeszcze nie tak dawno, przed pożarem, przesiadywał przecież równie dużo u Horngachera, co u siebie.

W sumie nie tak źle. Będzie miał sporo spokoju.

Choć, oczywiście, oby nie znikał na bardzo długo, bo wtedy pewnie zacząłby się martwić.

Nagle usłyszał pukanie do drzwi. Zmarszczył brwi. Czyżby ten idiota zapomniał kluczy? Wcale by się nie zdziwił. Westchnął głośno i poszedł otworzyć.

Za drzwiami jednak nie czekał na niego Hannawald. Poczuł się trochę zbity z tropu, zwłaszcza, że niziutka staruszka, która właśnie ukazała się jego oczom zdawała się nie zauważyć, że to nie on jej otworzył.

– Sven, złotko – powiedziała, kładąc dłoń na jego nadgarstku – pożyczyłbyś starej sąsiadce mąki?

– P-przepraszam. – Horngacher cofnął się o krok do tyłu, ale nie miał serca strząsnąć dłoni kobiety. – Ja... ja nie jestem Sven. Pomyliła nas pani.

– Och! – Kobiecina wydawała się w ogóle nie być speszona swoją pomyłką. Poprawiła okulary, które, nawiasem mówiąc, chyba i tak za wiele jej nie pomagały. – Ty musisz być w takim razie jego nowym chłopakiem!

– Chło... – Stefana zatkało na chwilę. Co ten dureń naopowiadał tej kobiecinie?!

– Nie krępuj się, złotko, ja wiem, że tu do niego przychodzą różni panowie i panie. Połowę już zresztą znam. – Machnęła ręką. – Była kiedyś taka Sabina. Piekłyśmy razem ciasta, ale on się chyba z nią już nie widuje. A przynajmniej ja nie widziałam jej już z pół roku!

– Chyba zaszła jakaś pomyłka – Stefan dość chłodnym głosem wszedł jej w słowo. – Ja i Sven... eee, nie jesteśmy razem. – Z trudem przeszło mu to przez gardło. Nie spodziewał się, że kiedykolwiek w życiu wymówi tak absurdalne zdanie!

– No dobrze. – Staruszka wydawała się tym w ogóle nie przejąć. – Ale macie mąkę?

– Ja... nie wiem. Mieszkam tu od niedawna.

– A mógłbyś sprawdzić?

– Nie chcę... eee, grzebać bez pytania po szafkach.

– Tak jakby Sven w ogóle się przejmował, że ktoś mu może grzebać po szafkach, nie bądź głupi! – ochrzaniła go.

Orły HorngacheraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz