20. Inauguracja (2/2)

101 9 38
                                    

Stefan Horngacher nie pamiętał bardziej stresującego momentu w swoim życiu niż zakwaterowanie w Hotelu Gołębiewskim po raz pierwszy jako trener niemieckiej drużyny. Cały czas miał wrażenie, że ktoś się na niego gapi, wciąż obawiał się, że ktoś do niego podejdzie albo co gorsza – że wpadnie na kogoś z Polaków albo Estończyków. Co by wtedy zrobił? Co by powiedział? Nie miał pojęcia. Podejrzewał, że po prostu stałby jak słup, nie będąc w stanie wydusić z siebie ani słowa.

Na szczęście jednak nikt się nie pojawiał. Jak na razie. Nie łudził się, że długo to potrwa. Pewnie najpóźniej następnego dnia rano zacznie trafiać na któreś z osób, których by nie chciał widzieć.

Rozmowa z recepcjonistką zajęła im kilkanaście minut. Pod koniec odetchnął z ulgą. Zaraz będzie mógł się zaszyć w swoim pokoju i mieć spokój jeszcze przez te ostatnie kilkanaście godzin.

– Przepraszam, a mój klucz? – zwrócił się do recepcjonistki, kiedy jego podopieczni zaczęli się rozchodzić.

– Przecież pan Hannawald wziął klucz do państwa pokoju – odparła zdziwiona kobieta.

– Do naszego... – Odwrócił się w stronę Niemca i posłał mu lodowate spojrzenie. – Porozmawiamy o tym później. Do zobaczenia. – Pożegnał się z rozmówczynią.

Poirytowany udał się w stronę windy, a Sven pobiegł za nim.

– Zawsze biorę pokoje jednoosobowe – mruknął pod nosem, kiedy wjeżdżali już na górę.

– Od każdej reguły musi być wyjątek.

– Wolałbym, żeby to nie był taki wyjątek.

– Daj spokój, będzie fajnie.

– Powiedz mi, Sven, czy ty naprawdę nie masz dość uprzykrzania mi życia? Na co dzień przecież ze mną mieszkasz. A teraz jeszcze to. – Westchnął.

– Nigdy nie mam cię dosyć, Stefan.

– Szkoda, że bez wzajemności.

– Nie ma drugiego tak świetnego kompana do rozmowy, jak ty.

– Nie jestem dzisiaj w specjalnym nastroju do rozmowy.

– To może chociaż na jakiś film.

– Sven...

– Albo chociaż na finał Eurowizji.

– Sven!

– No dobra. Postaram się dzisiaj być cicho.

– Mam nadzieję.

Dotarli już na swoje piętro. Wyszli z windy, taszcząc walizy w kierunku ich pokoju.

– Zawsze lubiłem tu nocować. – Wyznał Sven, kiedy byli już w środku. – Taki przepych to dokładnie coś w moim stylu. I patrz, jakie nam dali fajne fotele!

Niemiec rozsiadł się w jednym z nich, kładąc nogi na stole. Horngacher w pierwszym odruchu chciał zwrócić mu uwagę, ale ostatecznie się powstrzymał. Przecież to by nic nie dało. Przewrócił tylko oczami.

– Które chcesz łóżko?

– Obojętne.

– Pewnie, ciebie interesuje tylko fotel.

– Ale ty jesteś dzisiaj poirytowany!

– Dziwisz mi się?!

– Nie. Ale powinieneś czasem wrzucić na luz. Usiądź naprzeciwko mnie.

– Sven...

– Usiądź.

Stefan ze zrezygnowaniem wypuścił powietrze z płuc i poszedł usiąść w drugim fotelu.

Orły HorngacheraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz