22. Ruka (1/2)

101 10 35
                                    


Artti od dziecka lubił Rukę. Duża skocznia w tej miejscowości była jedną z jego ulubionych skoczni na świecie. W końcu to tam po raz pierwszy w życiu zdobył punkty Pucharu Świata. Ale Rukatunturi nie była jedynym powodem, dla którego tak mu zależało, żeby tam przyjechać. Całe to otoczenie. Cisza, ciemność, śnieg. Wszechobecny spokój. Mało wierzył, że w tym roku to też mu pomoże. Ale postanowił spróbować. Co innego mogłoby mu pomóc?

Trener początkowo nie chciał się zgodzić na ten wyjazd, rodzice też nie byli zbyt przychylni temu pomysłowi. Wszyscy uważali, że tak szybki powrót na skocznię po tamym zasłabnięciu w Wiśle jest nie wyjdzie mu na dobre. Artti jednak nalegał. Przekonywał Jaana tym, że przecież wyniki badań, które zrobiono mu w szpitalu w Polsce były dobre. Że sam lekarz powiedział, że utrata przytomności była po prostu wynikiem stresu, niczym więcej.

W końcu mężczyzna uległ. Sam przecież dobrze pamiętał, jak dobrze na jego podopiecznego działał pobyt w Finlandii. Zarówno on, jak i rodzice postawili mu jednak masę warunków – na przykład musiał regularnie jeść. I to w ich obecności, żeby mieli pewność, że naprawdę to robi. Chłopcu co prawda na początku trudno było wepchnąć w siebie te posiłki, ale już po dwóch dniach się przyzwyczaił. Zauważył, że od kiedy znów je przynajmniej trzy razy dziennie, czuje się fizycznie trochę lepiej.

Kolejnym warunkiem było to, że nie mógł się sam nigdzie oddalać. To chyba bolało go najbardziej – nici z samotnych przechadzek po lasach, które tak uwielbiał. Naprawdę ich żałował – od lat były jego ukochaną częścią pobytu w Ruce. Nawet bardziej niż same skoki.

Rekompensował mu to trochę fakt, że tym razem był sam w pokoju. Trener uznał, że tak będzie najlepiej, że Aigro potrzebuje teraz wyciszenia, a Kevin jest trochę zbyt natarczywy i głośny. Wcisnął go więc do pokoju razem z Marttim, co obaj przyjęli z dość sporym niezadowoleniem – zwłaszcza najstarszy z Estończyków.

Arttiego jednak szczerze to cieszyło. Wreszcie prawdziwy spokój.

I ten cudowny pokój z widokiem na pobliski las. Tylko dla niego.

Chłopiec prawie cały swój wolny czas spędzał gapiąc się w to okno. Nie myślał wtedy o niczym. Po prostu przyglądał się tym ciemnym, pokrytym śniegiem drzewom na tle równie niemal ciemnego nieba. To były jedyne chwilę, kiedy był w stanie myśleć o czymś innym, niż o nienawiści do samego siebie, niż o całym tym gównie w które ostatnio wpadł.

Ta wioska. Ten las. Jego ulubione miejsce na ziemi.

Nie rozmawiał za wiele z ludźmi od czasu tamtego wypadku. Właściwie ograniczył się tylko do przekonywania trenera, że powinien pojechać na następne zawody i uspokajania wszystkich, że nic mu się nie stało. Było mu z tym dobrze. Zwłaszcza, że Martti i Kevin chwilowo dali mu spokój. Nie łudził się, że potrwa to długo, ale cieszył się tym stanem, póki trwał.

Z samego wypadku nie pamiętał za wiele. W pamięci utkwiła mu jedynie ta chwila, kiedy trener podszedł porozmawiać z nim po konkursie. Nie był w stanie przypomnieć sobie, co mu wtedy mówił. Wiedział tylko, że w pewnej chwili poczuł się naprawdę źle i po prostu pobiegł przed siebie, było mu wtedy wszystko jedno dokąd, po prostu chciał uciec.

A potem ten trzask zamykanych drzwi.

To tyle. Właściwie cały tamten dzień widział jakby przez mgłę.

No cóż, sam siebie doprowadził do takiego stanu. Unikanie jedzenia, ciągły stres i tabletki, które czasem wpakowywał w siebie wręcz garściami, robiły swoje. Teraz jadł trochę częściej, stres udało się zredukować, ale z tabletek nie zrezygnował. Nie brał już ich tak dużo – maksymalnie dwie dziennie, ale nie wyobrażał sobie zupełnie je odstawić. Miał wrażenie, że bez nich by oszalał po kilku dniach.

Orły HorngacheraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz