5. Bolesna prawda
Kaarel widział, że robi się coraz gorzej.
Sytuacja w jego byłej drużynie stała się naprawdę nieciekawa, a jego koledzy zdawali się już dawno stracić kontakt z rzeczywistością.
Już wszystko rozumiał, choć ciężko było mu zaakceptować tę wiedzę. Rozumiał, dlaczego Martti tak bardzo pragnął go namówić do powrotu do sportu i dlaczego tak bardzo się zmienił. Przerażało go to. Nie potrafił w nim już rozpoznać tego człowieka, którego do niedawna postrzegał jako przyjaciela.
Kaarel jednak zasadniczo wierzył w ludzi i miał tendencję do szukania dobrych stron. Dlatego nie dopuszczał do siebie myśli, że utracił dawnego Marttiego już na zawsze. Wierzył, że ten chłopiec, który stał mu się niegdyś tak bliski, nadal w nim tkwił i że pewnego dnia będzie w stanie do niego dotrzeć.
Marttiego pogrążała jego ogromne, zdecydowanie niezdrowe pragnienie sukcesu. Kiedyś był je w stanie w jakiś sposób wyciszać, przynajmniej do pewnego stopnia. Potrafił wówczas w miarę trzeźwo patrzeć na swoje możliwości i na swoją przyszłość. Jednak od kiedy zgadał się z Maltsevem i spędzał z nim więcej czasu, nic już go nie hamowało.
Przyjaźń z Kaarelem wpływała na niego zupełnie inaczej, pomagała mu schodzić na ziemię i nie przejmować się za bardzo niepowodzeniami, a przy tym pracować dalej. Przy Kevinie obudziła się jego ciemniejsza strona, pragnąca widzieć rezultaty jak najszybciej, nawet jeśli miałoby to oznaczać chodzenie na skróty i nieuczciwe zagrania.
Obecnie zdawał się być tak pogrążonym w tej właśnie stronie, że przestał dostrzegać jakiekolwiek inne alternatywy.
Dlatego właśnie Kaarelowi tak bardzo zależało na ponownym dotarciu do niego.
Musiał to przed sobą przyznać – w ostatnich miesiącach oddalił się od niego. Świadomie. Ta sytuacja w ostatnim czasie go przerastała, nie miał pojęcia, jak sobie z nią radzić, więc postanowił się z niej usunąć. Źle się z tym jednak czuł. W Marttim musiał gdzieś przecież tkwić jego dawny, dobry przyjaciel. Nawet jeśli był ukryty bardzo głęboko, pod piętrzącymi się warstwami chorobliwych ambicji, to przecież nadal istniał. A skoro istniał, to przy odpowiednim wysiłku musiało dać się do niego dotrzeć.
Postanowił więc znów się do niego zbliżyć.
Tym razem było to trudne. O wiele trudniejsze, nić wtedy, kiedy byli dwójką wystraszonych chłopców na obozie treningowym. Obecnie obciążały ich nowe doświadczenia i wspólna przeszłość, która nie zawsze była kolorowa. Prawdopodobieństwo zostania odrzuconym było więc znacznie większe. Świadomość tego, że pewnie natknie się na lodowaty mur obojętności Marttiego również w niczym mu nie pomagała.
Przez to, że go już znał i że był już dla niego ważny, było mu o wiele trudniej.
Nadal zależało mu na nim, nie chciał go stracić. A próbując się zbliżyć, narażał się na otrzymanie definitywnego komunikatu, że Martti faktycznie nie chce mieć już z nim nic wspólnego.
Wiedział, że trudno byłoby mu przyjąć to do wiadomości.
Ciągle o nim myślał jako o swoim przyjacielu. Co prawda zagubionym, ale przyjacielu.
***
Stefan przerwał swoją opowieść i popatrzył na Hannawalda zmęczonym wzrokiem. Mówienie o tym było cholernie trudne, a prawdopodobnie przy okazji głupie i niebezpieczne. Ale także dziwne wyzwalające.
CZYTASZ
Orły Horngachera
FanfictionStefan Horngacher odchodzi ze stanowiska trenera polskiej kadry - to już pewne. Jednak za jego decyzją stoją zupełnie inne pobudki, niż mogłoby się wydawać. Zaczyna się walka z czasem. Komu uda się z ujść z życiem, a kto polegnie? Kto zostanie now...