Niebo zdążyło już przybrać granatową barwę. Nie przecinały go choćby najmniejsze strzępki szarobiałych chmur, było tylko intensywnie ciemne niebo upstrzone roziskrzonymi kropeczkami gwiazd oraz rozświetlone srebrzystą tarczą księżyca. Zaczynała się właśnie jedna z pierwszych wiosennych nocy.
Tego roku wiosna wydawała się oddalona od zimy o całe dekady.
Pod tym wiosenno-nocnym niebem, na podjeździe przed szpitalem w Kranskiej Gorze stali dwaj chłopcy - młodzi, ale już niekoniecznie dzieci. Obaj bowiem nie tak dawno wkroczyli w dorosłość.
Niższy z nich przykładał do ucha telefon, stał niemal nieruchomo, a jego twarz wyrażała spore skupienie. Drugi natomiast przyglądał się koledze ze sporą niecierpliwością wypisaną na twarzy, opierał ręce na biodrach, tupał nerwowo nogą.
– Nie odbiera – poinformował Artti i już przymierzył się do schowania komórki z powrotem to kieszeni, Kevin jednak powstrzymał go nagłym gestem.
– Daj, ja spróbuję.
– Dzwoniłem już trzy razy. Jakby chciał odebrać, to by po prostu to zrobił.
– Może ode mnie odbierze.
– Jakoś mi się nie wydaje – westchnął Aigro. – Poza tym, jak zadzwonisz z mojego numeru, nawet nie będzie wiedział, że to ty.
– Ale ja na swoim nie mam już nic na koncie.
– Spróbujemy później.
– Tutaj liczy się czas! – Kevin podniósł głos, lekko zmarszczył brwi.
– Wiem, wiem – Artti odpowiedział mu szeptem i uspokajająco położył dłoń na jego ramieniu. – Ale sam dobrze wiesz, jaki jest Martti. Jeśli nie będzie mu się chciało odebrać, to nie odbierze i nic z tym nie zrobimy. Na pewno niedługo da jakiś znak życia - głos przyjaciela podziałał na Maltseva dość kojąco.
Artti zawsze umiał być taki spokojny, opanowany. Zawsze potrafił znaleźć odpowiednie słowa.
– A dasz mi przynajmniej napisać mu SMS? – zapytał tonem o wiele bardziej uległym, a wręcz zrezygnowanym.
– Dam, dam. – Artti uśmiechnął się delikatnie i podał mu telefon.
Kevin ujął go w dłonie i napisał krótką wiadomość: "Martti, odbierz od nas wreszcie!!!".
– Myślisz, że powinienem się podpisać? – zastanawiał się na głos.
– Myślę, że i tak będzie wiedział, że to ty.
Młodszy z Estończyków przyznał koledze rację kiwając głową i wysłał wiadomość na wybrany numer.
– Ciekawe, czy on rzeczywiście stąd wyjechał - Maltsev mruknął pod nosem.
– Nie możemy myśleć o tym teraz za dużo, co? – Artti niezręcznym gestem poklepał przyjaciela po plecach. – Będziemy się tylko niepotrzebnie denerwować. – Odsunął się lekko, spojrzał na pobliską drogę i zmrużył oczy. – O, chyba jest już nasza taksówka.
Samochód po kilku chwilach faktycznie znalazł się na podjedzie. Niższy z chłopców ruszył w jego stronę, a jego kolega z kadry zaraz za nim.
Usadowili się wygodnie na tylnych siedzeniach. Artti wcisnął plecy w miękkie oparcie i przymknął oczy.
Też się martwił, rzecz jasna. Ale przede wszystkim odczuwał zmęczenie. Ten cały, szalony weekend w Planicy, który miał być przede wszystkim okazją do dobrej zabawy i bicia rekordów, a okazał się wstępem do jakiejś dziwnej zagadki, która prawdopodobnie będzie się za nimi ciągnąć jeszcze długo... po tym wymagającym sezonie było to bardzo męczące. I niepokojące. Był bowiem niemal pewien, że on i Kevin mają z tą zagadką wspólnego naprawdę wiele. Więcej, niż prawdopodobnie każda jedna żywa dusza w Kranjskiej Gorze by się spodziewała, więcej niż spodziewaliby się jeszcze przez paroma godzinami oni sami.
CZYTASZ
Orły Horngachera
FanfictionStefan Horngacher odchodzi ze stanowiska trenera polskiej kadry - to już pewne. Jednak za jego decyzją stoją zupełnie inne pobudki, niż mogłoby się wydawać. Zaczyna się walka z czasem. Komu uda się z ujść z życiem, a kto polegnie? Kto zostanie now...