15. Wieczór filmowy (1/3)

109 9 7
                                    

 – Stefan?

Trener już od dobrych kilku minut siedział pochylony, nie odzywając się, co napełniło Svena niepokojem.

– Chyba chciałbym zostać sam.

– Nie zostawię cię.

– Sven, ja mówię poważnie – dodał zmęczonym tonem. – Naprawdę tego potrzebuję.

Niemiec popatrzył na niego niepewnie.

– Jutro rano będę z powrotem.

– Zdzwonimy się.

– Przyjadę, żeby się upewnić, czy wszystko w porządku. Nawet, jeśli miałbym być tylko chwilę.

– Okej. – Horngacher westchnął zrezygnowany. – Nie zrozum mnie źle, dziękuję, że tego wysłuchałeś, ale...

– Nie ma sprawy. Rozumiem.

– To zostaje między nami.

– Oczywiście.

Sven powoli zaczął zbierać swoje rzeczy i skierował się w stronę wyjścia. Zatrzymał się na chwilę w drzwiach.

– Stefan?

– Tak? – Austriak nawet nie odwrócił się w jego stronę.

– To nie była twoja wina. Rozumiem, dlaczego masz wyrzuty sumienia. Pewnie też bym miał w takiej sytuacji, ale... to nie twoja wina. Naprawdę.

– Dobranoc, Sven.

– Dobranoc.

Horngacher nadal na niego nie patrzył. Usłyszał po chwili jego oddalające się kroki, potem otwierające i zamykające się drzwi. Odczuł ulgę. Hannawald był mu potrzebny przed chwilą, kiedy czuł, że musi odbyć tamtą rozmowę, bo inaczej oszaleje. Obecnie jednak wolał, żeby znajdował się jak najdalej. Pragnął być sam z tymi cholernymi myślami.

Bił się z nimi już tak długo. Wątpliwości zaczęły się przecież jeszcze przed Seefeld. Niby starał się wtedy ignorować groźby płynące od Estończyków, ale nie potrafił do końca. Niby powtarzał sobie i Kaarelowi, że to tylko nieszkodliwe dzieci, które mają zbyt odważne myśli, ale to ziarenko wątpliwości już wtedy w nim kiełkowało. Gdyby tylko uważniej słuchał swojego wewnętrznego głosu...

Może Kaarel by żył.

Bardzo przeżył wszystkie trzy śmierci, ale najbardziej obwiniał się właśnie o tę jedną. Ten wspaniałomyślny, bezinteresowny człowiek poświęcił dla niego swoje życie...

W Stefana uderzyło wspomnienie tego zdjęcia, które pokazał mu Martti.

Zdjęcia, przedstawiającego Kaarela leżącego w nienaturalnej pozycji w jakimś lesie. Z otwartymi, martwo szklącymi się oczami. To był najstraszniejszy obraz, jaki dane mu było kiedykolwiek oglądać. Jeszcze tak niedawno rozmawiał z nim przecież przez telefon, układał wspólnie z nim plany działania...

Horngacher wiedział, że nigdy w życiu nie zapomni tego widoku.

I wiedział, że nigdy sobie tego nie wybaczy. Gdzieś w sobie, głęboko w środku czuł, że będzie musiał kiedyś odkupić swoje winy. Nie wiedział jeszcze jak, ale rozpozna odpowiednią okazję, kiedy ona się nadarzy.

Do tej pory był cały czas pieprzonym egoistą i tchórzem. Pozwolił Kaarelowi samemu zagłębiać się w tę sprawę, co skończyło się jego śmiercią. Potem rozpaczliwie szukał ochrony, a kiedy jej nie znalazł, to po prostu uciekł, przyzwalając na śmierć kolejnych osób.

Orły HorngacheraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz