23. Niżny Tagił/Engelberg

78 10 19
                                    


Po powrocie z Ruki trzeba było wrócić do smutnej rzeczywistości. Artti zaczął odczuwać niepokój już w samolocie, choć nic szczególnego się jeszcze nie działo. Wystarczało, że wiedział, co się stanie. Przez chwilę żałował, że nie wziął ze sobą na pokład tabletek, ale szybko uświadomił sobie, że to by było głupie. I tak nie dałby rady ich tutaj brać, ktoś mógłby zauważyć.

No cóż, weźmie więcej, jak już będzie mógł to zrobić w ukryciu. Podróż nie jest przecież długa, jakoś to wytrzyma, choć nie był pewien, czy chce.

Szczególnie stresowało go to, że nie jadą do Niżnego Tagiłu. Dwa tygodnie w domu, gdzie to całe udawanie było dla niego najtrudniejsze. Poza tym, coś mu mówiło, że Kevin i Martti nie będą siedzieć w spokoju przez ten czas. Wiedział, że już coś planują, słyszał czasem ich wymieniane między sobą szepty. Na razie go w to nie wtajemniczali, ale nie byli też w stanie tego do końca przed nim ukryć.

Nie próbował się domyślać, co to mogło być. Na razie nie chciał wiedzieć. Miał jednak świadomość tego, że oni sobie nie odpuszczą, dopóki nie spowodują jakiejś prawdziwej katastrofy, która skończy się wsadzeniem ich do więzienia – byli zbyt zdesperowani. A przy tym ciągnęli za sobą Arttiego, który był za dużym tchórzem, żeby im się przeciwstawić.

***

Niżny Tagił wydawał się dla Stefana pusty. I nudny. I zimny. Już od chwili przylotu zaczął odliczać godziny do powrotu do Niemiec.

W Rosji czuł się tak... samotnie? Nie miał pojęcia dlaczego. Z tej frustracji chyba pierwszy raz w życiu zadzwonił do Hannawalda (zawsze to raczej on nękał Horngachera telefonami). To prawda, chujowy wybór rozmówcy. Ale tak właściwie nie miał nikogo innego, z kim mógłby na luzie porozmawiać.

Z podopiecznymi był w stosunkach dalekich do koleżeńskich. Miał nawet wrażenie, że część z nich za nim nie przepada. I szczerze mówiąc, było mu to raczej obojętne.

Z byłymi podopiecznymi... no tak. Z byłymi podopiecznymi lepiej było nie rozmawiać.

Jedynym plusem tej cholernej Rosji było to, że nie wybrali się tam Estończycy!

– Widzę, że się za mną stęskniłeś, Stefciu! – Już po usłyszeniu tego zdania miał ochotę się rozłączyć.

– Chyba jednak popełniłem błąd, że dzwonię.

– Ależ skąd, porozmawiajmy! Naprawdę wyśmienity występ Eisenbichlera w kwalifikacjach. Gratulacje!

– Dzięki.

– Szkoda, że mnie nie ma. Mógłbym przeprowadzić wywiad.

– Przeprowadzisz w Engelbergu.

– No tak. A słyszałeś mój komentarz?

– Nie.

– To posłuchaj.

– Pewnie znowu po prostu zacząłeś się drzeć.

– To jest ważne w zawodzie komentatora. Emocje.

– Jeśli to są aż takie emocje, jakie towarzyszą ci podczas oglądania finału Eurowizji, to jestem gotów zaryzykować stwierdzenie, że większość widzów ma cię już dość.

– Życie właśnie dlatego jest piękne. Dlatego, że możemy przeżywać pewne rzeczy. Całkowicie się w nich zatracić.

– Nie wiem, czy podzielam twoje zdanie.

– Fuego powinno było wygrać.

– Wiem. Powiedziałeś mi to jakieś dwadzieścia razy.

– Do dziś jestem oburzony tym rezultatem! Mam nadzieję, że przynajmniej jutro nie będę tak zawiedziony i któryś z naszych Niemieckich orłów stanie na podium. Zadbaj o to, Stefan.

Orły HorngacheraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz