5. Cześć. Jestem Stefan i będę waszym trenerem

257 19 44
                                    

Drugi dzień pobytu w Niemczech.

Nie przyzwyczaił się jeszcze – ani do tego ciasnego, zawilgoconego mieszkania, ani do tej przejmującej samotności, która dopiero niedawno stała się częścią jego życia, ale już zdążyła w niego wrosnąć. Nie było do kogo się odezwać, nie miał tu jeszcze żadnych przyjaciół, a tych starych zmuszony był wrzucić ze swojej codzienności . Kiedyś mógł w każdej chwili zadzwonić, napisać, a nawet wpaść do kogoś tam w Polsce... Tęsknił za tym. A jego nowy rozdział życia dopiero się rozpoczął. Strach pomyśleć, do czego to doprowadzi w przyszłości, skoro już zaczynał mieć wrażenie, że niebawem oszaleje.

Leżąc na łóżku, z pewnym smutkiem przeglądał kontakty w swoim telefonie. Zapisane miał tam całe dwa numery - jeden do Niemieckiego Związku Narciarskiego i jeden do operatora. Dostał nową kartę SIM, bo ze starej ze względów bezpieczeństwa nie mógłby już korzystać. Tę otrzymał od związku. Była zarejestrowana na kogoś innego, nie wiedział nawet na kogo. Dzięki niej mógł przynajmniej utrzymywać kontakt z pracodawcami oraz przeglądać internet dla zabicia czasu.

Oczywiście, o jego zniknięciu było już głośno, nie tylko na portalach o tematyce sportowej. W Polsce stało się ono bardzo gorącym tematem, a i w Niemczech pojawiały się coraz liczniejsze artykuły dotyczące tej sprawy. Był poszukiwany. Z tym liczył się jednak wcześniej. DSV był w stanie zapewnić mu kilka dni spokoju, ale nie więcej. To była zbyt poważna sprawa, żeby ukrywać się dłużej.

Ten niecały tydzień był jednak potrzebny na opracowanie jakiegoś konkretnego planu. Ustalenie jakiejś, trzymającej się kupy wersji wydarzeń. Póki co niemieccy zawodnicy, zaniepokojeni zaginięciem przyszłego trenera, zostali uspokojeni zapewnieniem, że "sytacja jest pod kontrolą". Dokładnie tyle im powiedziano, nie przedstawiono im żadnych konkretnych wyjaśnień. Resztę pozostawiono do ich interpretacji.

No i, oczywiście, dostali kategoryczny zakaz rozmawiania z mediami.

W tym czasie Stefan prowadził ustalenia ze Związkiem. Cały czas stąpali po kruchym lodzie. Sytuacja była bardzo delikatna i jeżeli źle by ją rozegrali, mogłoby to im przysporzyć naprawdę dużych problemów.

Horngacher chwilami zastanawiał się, czy aby na pewno był wart tego wszystkiego. Czy rzeczywiście był aż tak dobrym trenerem, żeby cały Związek wplątał się dla niego w to zamieszanie? Zwłaszcza, że nie powiedział im jeszcze wszystkiego. Póki co przedstawił im tylko część prawdy - tę, którą uznał, że przy obietnicy zachowania ogromnej dyskrecji, mógłby przed kimś odkryć - a oni zdecydowali się mu zaufać. Mimo wszystko.

Póki co plan wstępny był taki: Niemiecki związek w nadchodzących dniach miał podać do informacji publicznej wiadomość, że Horngacher od jakiegoś czasu otrzymywał naprawdę poważnie brzmiące listy z pogróżkami. Szefostwo, przejąwszy się losem przyszłego pracownika, postanowiło wyciągnąć do niego pomocną dłoń w tej kwestii i zapewnić mu odpowiednią kryjówkę.

No dobrze. Może po części miało to jakiś sens. Ale jak wyjaśnić to uśpienie? I dlaczego akcja przejęcia Horngachera została przeprowadzona akurat w Planicy? Tu nie było miejsca na żadne luki, które mogłyby nadmiernie rozbudzić czyjąś wyobraźnię. Związek miałby się przyznać do uśpienia tych wszystkich ludzi?

Stefan miałby się przyznać?

Przecież to czyn karalny.

Wstępna wersja była taka: częstotliwość gróźb znacznie zwiększyła się od chwili jego przyjazdu do Planicy. Ich ton także stał się jeszcze poważniejszy i agresywniejszy niż na początku. Dlatego DSV zgodziło się na przydzielenie Horngacherowi dyskretnej ochrony, która, kiedy tylko zauważono, że podczas imprezy pożegnalnej coś poszło nie tak, wkroczyła do akcji i eskortowała nieprzytomnego trenera w bezpieczne miejsce.

Orły HorngacheraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz