18. Współlokatorzy (1/2)

98 8 12
                                    

Martti nie był w stanie już dłużej ukrywać uśmiechu satysfakcji, który co chwila wpływał na jego usta. Pokazał tym idiotom, z kim zadarli, teraz już nie będą sobie poczynać tak śmiało – tego był pewien. Przez chwilę miał wątpliwości, czy jego ostatnie działanie nie były zbyt odważne – odkrywał przecież przed nimi w ten sposób część swoich kart. To idioci, ale prędzej czy później pewnie się domyślą, że musiał mieć jakiś podsłuch i dlatego ich znalazł. Możliwe, że w związku z tym staną się trochę ostrożniejsi.

Mimo wszystko pozostawał raczej spokojny.

Tak, będą wiedzieć, że to on.

Tak, wpadną pewnie na to, że podrzucił im podsłuch. Ale już na to, w jaki konkretnie sposób pewnie nie.

Jednak sama wiedza na ten temat nie dawała im żadnych dowodów, a tych za sobą nie pozostawił. Był na to zbyt uważny. Oni mogą sobie czekać na jego fałszywy ruch, ale się nie doczekają. A jakby znowu zrobili się zbyt lekkomyślni – na przykład gdyby ten żałosny, austriacki trenerzyna znowu poczuł nieodpartą potrzebę wygadania się przed swoim nowym przyjacielem – to Martti znów z chęcią zareaguje.

Następnym razem bardziej zdecydowanie, niż tylko paleniem jakiejś rudery – jeśli tylko zechce. Choć – musiał to przed sobą przyznać – podpalanie jej było dość przyjemnym przedsięwzięciem. Właściwie to chętnie zostałby w okolicy, żeby popatrzeć, jak to wszystko się jara, ale niestety, ryzyko zostania złapanym byłoby wtedy za duże.

Niedługo dowie się więcej z gazet. Możliwe, że pojawią się nawet jakieś zdjęcia!

Już od jakiegoś czasu był w Polsce. Ale tym razem nie złoży wizyty swoim przyjaciołom w Zakopanem. Nie było już takiej potrzeby. Niczego od nich póki co nie wyciągnie, a nie było sensu uprzykrzać im życia bez konkretnego celu.

Jechał do Krakowa, żeby stamtąd polecieć z powrotem do Estonii. Coś mu mówiło, że lepiej polecieć z Polski niż z Niemiec. Tak na wszelki wypadek.

Trzeba będzie się zająć jeszcze tylko tym kradzionym motocyklem, który ostatnio mu służył do przemieszczania się. Cóż, porzuci go pewnie w jakimś lesie przy którejś z mniejszej miejscowości w pobliżu Krakowa, a stamtąd złapie pociąg.

Na chwilę zrobiło mu się nieprzyjemnie na myśl o lasach i o motocyklach.

Nie, nie mógł teraz o tym myśleć. Nie wolno mu było w ten sposób się rozpraszać. Przecież nadal miał cele do zrealizowania, mimo wszystko. O tamtym należało po prostu zapomnieć.

Mimo wszystko zatrzymał się na chwilę na poboczu. Droga była zupełnie pusta. Zresztą, nawet gdyby ktoś przejeżdżał, nie zwróciłby pewnie na niego większej uwagi. Zwłaszcza że znajdował się już daleko od Sehmatal.

Zwykły motocyklista, który wybrał się na wieczorną przejażdżkę, a teraz robił sobie przerwę. Wyciągnął z plecaka butelkę wody i pociągnął kilka łyków.

Nie wiedział dlaczego, ale czuł się znużony. Jazda nie sprawiała mu żadnej przyjemności (a kiedyś, nie tak dawno temu, lubił takie przejażdżki) i nie mógł się doczekać swojego powrotu do kraju. „Już niedługo" – powtarzał do siebie.

Rozejrzał się wokół. Otaczał go cichy, rozległy las. Ta droga musiała być naprawdę rzadko uczęszczana, zwłaszcza o takiej porze. Uruchomił pojazd z powrotem.

Nie, należało stąd jak najszybciej wyjechać. Nie czuł się tutaj dobrze.

***

Akcja gaśnicza trwała już od dobrych kilkunastu minut. Sven stał ze Stefanem pod blokiem, próbując go jakoś uspokoić. Austriak nie okazywał wielu emocji, ale po jego twarzy widać było, że jest przerażony i że nie może się otrząsnąć.

Orły HorngacheraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz