13. Aresztowanie Krafta (2/2)

136 13 11
                                    

Dawid Kubacki aż zamarł, słysząc przebijające się przez ściany odgłosy zamieszania na korytarzu. Co prawda nie był w stanie zrozumieć niczyich wypowiedzi, czy nawet pojedynczych słów, ale niepokój pobrzmiewający w głosach zaangażowanych osób sprawiał, że on sam zaczynał się niepokoić. Coś prawdopodobnie szło nie tak.

A on nie mógł w żaden sposób pomóc, ba, nie mógł nawet sprawdzić, co konkretnie się stało, żeby się nie zdradzić. Nie mógłby przecież wyjść z tej szafy, to wzbudziłoby mnóstwo, słusznych zresztą, podejrzeń. Pozostawało mu jedynie siedzenie na swoim miejscu i czekanie, aż scena rozgrywająca się właśnie na korytarzu się zakończy, odczekanie dla pewności jeszcze trochę czasu i podjęcie jakiejś próby wydostania się z tego pokoju.

Doskonale o tym wiedział, nie podobała mu się jednak jego własna bezczynność. Martwił się o Krafta. Przecież to, że on to wszystko źle zniesie, było wręcz oczywiste. To był człowiek zdecydowanie zbyt wrażliwy na ten kryminał.

Sam Dawid przecież czuł się tym mocno obciążony, a skoro Stefan czuł się obciążony byle czym, to coś takiego dopiero musiało działać na niego przytłaczająco! Biedny koleś. Do ostatniego sezonu niezbyt często się z nim zadawał, nie zdarzało im się nawet zbyt wiele razy gadać na skoczni, ale od kiedy objął to stanowisko trenera, Mistrz zmienił do niego nastawienie.

To, w jaki sposób był traktowany przez resztę drużyny, było takie cholernie niesprawiedliwe. Owszem, nie nadawał się na trenera, ale na takie przyjęcie z całą pewnością nie zasługiwał.

Dawid westchnął bezgłośnie.

Ale czy warto było dla niego siedzieć w tej jebanej szafie? Tego właściwie nie był pewien.

Ile czasu mógł tu już spędzić? Chyba jakieś marne kilkanaście minut, nie więcej, po prostu ten czas mu się niemiłosiernie dłużył.

Nagle jednak usłyszał coś, co ponownie go rozbudziło – sygnał zbliżającej się karetki.

Czyżby znowu coś... Nie, to było nie do wiary. Z drugiej strony to wszystko, co działo się ostatnio, było nie do wiary... czekaj, chwila, czy ta karetka nie stanęła właśnie pod domem Krafta?

Serce zastygło mu w piersi.

A jeśli to w ogóle nie była policja?

Jeśli coś mu się stało? Przecież, do jasnej cholery, jak by nie patrzeć, to on też był członkiem sztaby, on był, kurwa mać, główną jego częścią, na jego też ten psychol czy tam psychole mogli polować...

Po krótkiej chwili zamieszanie w korytarzu rozpoczęło się na nowo – tym razem brały w nim udział także jakieś nowe głosy, prawdopodobnie ratownicy. Dawid próbował coś wyłapać, ale jego walące głośno serce mu to jeszcze bardziej utrudniało.

W pewnym momencie jednak przebiło się do niego ciche bełkotanie Krafta. Oczywiście, nie miał pojęcia, co on mógł chcieć powiedzieć, ale skoro coś tam mówił, to znaczyło, że żył, a to najważniejsze. Mistrz Świata uspokoił się trochę.

Z tego wszystkiego sam zaczął już popadać w przesadę i za dużo się martwić.

Wciąż był zaniepokojony tym wszystkim, zastanawiał się, po co, do cholery, ta karetka, ale przynajmniej to jedno zmartwienie zostało mu odjęte.

Nadal próbował wsłuchać się w mieszające się ze sobą głosy, choć nic konkretnego mu to nie przyniosło. Wszystko za bardzo przytłumione, za bardzo wmieszane w całą resztę. Aż wreszcie odgłos zamykania drzwi, a za nim cichnące kroki na schodach.

Orły HorngacheraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz