Kevin Maltsev robił się wściekły na samą myśl o rozgrywającym się właśnie Turnieju Czterech Skoczni. Jak to kurwa, dyskwalifikacja w kwalifikacjach? Nie tak to miało wyglądać, miał skakać i zawalczyć o Złotego Orła, a tymczasem jego szanse już leżały pogrzebane pod grubą warstwą sztucznego śniegu na Schattenbergschanze.
A żeby przelać czarę goryczy – ten pajac Eisenbichler najwyraźniej bawił się świetnie na Turnieju, w kwalifikacjach zajął drugie miejsce i był wymieniany w gronie największych faworytów do zwycięstwa.
Żałosne. Gdyby tylko istniał sposób, żeby jakoś zepsuć mu zabawę... Ale póki co Kevinowi nic przychodziło do głowy. Mógł liczyć tylko na to, że w Garmisch-Partenkirchen Markus spadnie na bulę. Piękna wizja, ale to raczej sam Estończyk miał na to większe szanse niż Niemiec.
O ile, rzecz jasna, znów go nie zdyskwalifikują.
Dlaczego to musiało się zawsze przytrafiać akurat jemu, a nie Eisenbichlerowi?!
Nienawidził Niemca z wielu powodów. Głównym z całą pewnością było to, że mógł on się pochwalić tym, o czym Kevin marzył od lat, ale nigdy nie był w stanie osiągnąć – tytułem Mistrza Świata. Poza tym trenerem Eisenbichlera był Horngacher – jego własny, wymarzony trener! Estończyk był pewien, że pod jego okiem sam zdobyłby tytuł Mistrza Świata z łatwością.
Póki co jednak musiał dalej znosić swojego beznadziejnego trenera i skoki na bulę.
Choć, szczerze mówiąc, kończyła mu się cierpliwość. Nie chciał samodzielnie organizować żadnych akcji – aż tak głupi nie był, zdawał sobie sprawę, że najprawdopodobniej wszystko by spierdolił, ale miał po prostu nadzieję, że Martti niedługo wymyśli coś sensownego. Najpóźniej pod koniec tego sezonu. Ileż można ubijać śnieg na bulach wszystkich skoczni świata? On też z pewnością miał już dość.
Należało wreszcie wprowadzić nowy porządek, w którym to oni – Estończycy, będą górą.
***
Artti nie miał pojęcia, co się działo z jego skokami. Nadal robił to samo, co wcześniej, a wyniki był coraz gorsze. Kwalifikacje w Oberstdorfie ledwo udało mu się przejść, ale nie liczył, że do drugiej serii też uda mu się wślizgnąć. W parze trafił na Eisenbichlera, który z całą pewnością rozniesie go w pojedynku. Nie da rady skoczyć też na tle dobrze, żeby załapać się jako jeden z lucky loserów.
Po prostu...
Po prostu pozostawało mu liczenie na to, że jeszcze się jakoś odnajdzie na skoczni, nawet jeśli nie ma pojęcia, co konkretnie zgubił.
Ewentualnie dać sobie spokój. Tak, to by zrobił najchętniej. Gdyby tylko była możliwość...
Ale niestety – będzie musiał jutro iść na tę skocznię, żeby się ośmieszyć kolejną bulą. W Garmisch-Partenkirchen również podejdzie do kwalifikacji, potem Innsbruck, Bischofshofen i tak dalej, będzie w tym tkwił aż do końca sezonu. A nawet, kiedy sezon się skończy, nic się nie zmieni. Nie będzie miał odwagi, żeby zmienić cokolwiek.
Z jednej strony nie chciał życzyć źle swoim kolegom, ale z drugiej... och, nie będzie się oszukiwał i w tej kwestii – tak naprawdę z całego serca im życzył, żeby ktoś wreszcie odkrył, co robią i co planują. Tak bardzo pragnął, żeby to się wreszcie skończyło.
Chwilami miał ochotę samemu się zbuntować, wreszcie, po raz pierwszy raz w życiu im odmówić, powiedzieć komuś, marzył o tym, ale wiedział, że nie zrobi tego nigdy. Zdawał sobie sprawę, że Marttiego i Kevina stać na wiele. Nie był w stanie dokładnie określić, na jak wiele, ale wolał nie ryzykować.
CZYTASZ
Orły Horngachera
FanfictionStefan Horngacher odchodzi ze stanowiska trenera polskiej kadry - to już pewne. Jednak za jego decyzją stoją zupełnie inne pobudki, niż mogłoby się wydawać. Zaczyna się walka z czasem. Komu uda się z ujść z życiem, a kto polegnie? Kto zostanie now...