Nie sądziłam, że podróże w aucie są takie wycieńczające, niby tylko siedziałam, ale każda część ciała błagała mnie o jakąkolwiek formę ruchu, dlatego, kiedy Nathan zarządził postój, byłam mu bardzo wdzięczna. Oczywiście chłopcy stwierdzili, że muszą coś zjeść, bo umrą z głodu — wilkołaki mają naprawdę duży apatyty, można powiedzieć, że mają ''wilczy apetyt'' - dlatego omawialiśmy teraz dalszą część podróży w knajpie typu McDonald, a ja podziwiałam, jak chłopcy pochłaniają po kilka podwójnych burgerów, dwie porcje frytek i dużego milkshake'a. Zastanawiałam się czy wilkołaki nie posiadają jakiś dodatkowych żołądków jak krowy, bo żaden normalny nie zmieściłby tyle na raz, ale jeszcze nikt tego nie potwierdził.
- Nie możemy jechać przez Oak City, tam jest mnóstwo wilkołaków i w dodatku bliskich współpracowników alfy. - Nathan przeczesał dłonią włosy i westchnął głośno. - Musimy jechać, dłuższą drogą, przez okoliczne wioski.
Czułam, na sobie wzrok Marshalla co doprowadzało mnie do szału, ale starałam się nie okazywać żadnego zainteresowania nim — ani pozytywnego, ani negatywnego. Nie rozumiałam jego zachowania ani tym bardziej tego jawnego zainteresowania, jakim mnie darzył, od kiedy wszedł do auta i zaczął z nami podróżować.
- Nie oczekujcie, że znajdziemy tam jakiś hotel, więc najlepiej będzie się zabezpieczyć i kupić jakieś namioty. - Marshall na chwilę zajął się czymś innym niż obserwowanie mnie i choć raz powiedział coś mądrego dla odmiany. - Idę się odlać, zaraz wracam. - Dodał i zniknął za rogiem knajpy.
- Dziś na noc zostaniemy w hotelu niedaleko stąd, jest na poboczu i raczej nie spodziewajcie się pięciogwiazdkowej obsługi, ale przynajmniej są mniejsze szanse na spotkanie innych wilkołaków.
Przyglądałam się chwilę Nathanowi i zastanawiałam się, dlaczego ktoś taki jak on nam pomaga, dlaczego tak bardzo się angażuję. Urodził się jako samiec Alfa — wbrew pozorom jest ich dość sporo, ale tylko jeden może prowadzić stado — mógłby bez trudu robić cokolwiek innego, czego zwykły wilkołak nie może robić. Samiec alfa rodzi się dużo silniejszy i większy niż inni, niektórzy próbują swoich sił i wyzywają alfę, który prowadzi stado na pojedynek, inni wolą mieć dobre układy z przywódcą i w nagrodę dostają niewielką wioskę do nadzoru.
Nie pasował mi też do Nathana ten charakter, był zbyt uległy jak na alfę, ale za to miał dobre zdolności lidera — dwie niepasujące do siebie cechy. Czy naprawdę uważał, że tradycje wilkołaków są złe? Czy naprawdę miał zamiar ryzykować własne życie, by nam pomóc?
- Nażarłem się tak, że nie mam siły się podnieść. - Oznajmił wesoło Avila.
- Nic dziwnego, zjedliście tyle, że nawet świnia nie dałaby rady.
- Wyjęłaś mi to z ust Roxy. - Spojrzałam na blondynkę i posłałam jej słaby uśmiech.
Dwie godziny później zatrzymaliśmy się przed obskurnym hotelem, gdyby nie sytuacja, w jakiej się znajdowałam w życiu, bym do niego nie weszła, ale teraz nie było czasu na wybrzydzanie.
- Jeśli znajdę tam karaluchy, to wole już spać w bagażniku auta. - Roxy wykrzywiła usta w niezadowoleniu, na co jej chłopak zaśmiał się cicho.
- Ja tam bardziej martwię się o pająki. - Powiedziałam pełna obaw.
Od dziecka miałam arachnofobię i nie zbyt dobrze znosiłam obecność kilku-nogich intruzów, w zależności od wielkości jegomościa moja reakcje chwiała się między wrzaskiem a traceniem przytomności. Niektórzy uważali to za śmieszne i już w szkole dzieciaki — z reguły chłopcy — podrzucali mi różne upominki przypominające pająki. Najbardziej przegiął Max w drugiej klasie, kiedy złapał największego pająka, jaki zamieszkiwał szkolne zakamarki i położył mi go na ramieniu — a ja jako odważna, samodzielna dziewczyna... zemdlałam, rozwalając sobie przy tym głowę. Kara dla Maxa okazała się na tyle surowa, że chyba już nigdy więcej nikomu nie zrobił takiego ''żartu''.
- Spokojnie obronimy was. - Powiedział wesoło Marshall i wypiął teatralnie klatę. Oczywiście Nathan i Giovinni... Givanni - jakiś tam G - zaśmiali się, a Avila rzucił coś w stylu '' żadne dwumetrowe robaczki nam niestraszne''.
W recepcji okazało się, że największy pokój, jaki mają, ma tylko cztery pojedyncze łóżka, ale nikt nie wybrzydzał, zajmiemy się tym, jak przyjdzie pora spania, teraz musiałam się odświeżyć i odpocząć od muzyki, którą puszczał nam Marshall, od kiedy wsiadł na kółko. Istnieje niewypowiedziana zasada, że kto kieruje, ten ma władzę na radiem/odtwarzaczem muzyki i dlatego nic nie powiedziałam, ale te piekielne jęki doprowadzały mnie do szaleństwa.
Wzięłam klucz od Nathana, żeby się rozejrzeć i odpocząć trochę od towarzystwa innych — czasami miałam chwilę, gdzie izolacja była mi potrzebna jak oddychanie.
- Złośnico czekaj na mnie! - Westchnęłam głośno, kiedy głos Marshalla ponownie zawitał do moich uszu, on naprawdę nie chce mi dać spokoju.
- Czego? - Wyrzuciłam złowrogo w jego stronę i skrzyżowałam ręce na piersi.
- Dlaczego jesteś taka niemiła? - Położył dłoń na piersi, udając, że trafiłam go w serce. - Gołąbki poszły rozejrzeć się, a Avila coś tam musi wypełnić. - Wykrzywiłam usta w grymasie, ale nie odezwałam się ani słowem — iść mu przecież nie zabronię, nawet jakbym chciała.
Hotel miał zużyta, wydeptaną czerwoną wykładzinę w każdym korytarzu, i zżółknięte ściany, które w niektórych miejscach miały zdrapaną farbę — nie zapowiadało się na to, że pokój będzie w lepszym, stanie, ale miałam nadzieję, że chociaż materace i pościel będzie czysta.
- Stój.
Wyszeptał Shaw do mojego ucha, a ja zamarłam. Odwróciłam się ostrożnie w jego stronę, a on właśnie węszył dookoła, poruszając się nadzwyczaj cicho. Dostałam gęsiej skórki i czekałam na reakcje Marshall'a, który po chwili złapał mnie za dłoń i wepchnął do pomieszczenia najbliżej nas, które okazało się być jakimś składzikiem. Śmierdziało w nim środkami czystości i starą śmierdzącą wodą, której ktoś nie wylał z wiadra.
- Co się stało? - Zapytałam bez głośnie, mając nadzieję, że umie czytać z ruchu warg.
- Wilkołaki.
Tyle mi wystarczyło, by moje serce niebezpiecznie przyspieszyło. Powinnam się uspokoić, ale w tych okolicznościach było to cholernie trudne, zwłaszcza że na zwykłego obcego wilkołaka Shaw nie chowałby się ze mną w schowku. Przez moją głowę przeszło milion myśli i tylko jedna krzyczała najgłośniej ''Ukryj się! Zamaskuj swój zapach!'' - oczywiście nie było to takie proste, więc zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu, w którym panował pół mrok. Prowizoryczne półki uginały się pod różnego rodzaju butelkami i ścierkami, ale wszytko to wydawało mi się bezużyteczne, aż natrafiłam na wybielacz — jego zapach był ostry i wilkołaki były uczulone na ten zapach. Wybielacz powinien w dużym stopniu ukryć nasz zapach więc kiedy chwyciłam za butelkę, uśmiechnęłam się szeroko, Marshall zmarszczył brwi i przekręcił głowę w bok, jakby chciał się zapytać, co planuje.
- Radzę ci teraz nie oddychać.
Ostrzegłam i wylałam zawartość butelki na podłogę, Część płynu rozmazałam blisko drzwi, i cofnęłam się w najdalszy kąt składzika razem z brunetem, który teraz marszczył nos i kręcił głową.
- Są blisko.
Tyle zdołałam wyczytać z ruchu jego warg i na chwilę zamarłam. Wpatrywałam się w twarz Shaw'a, nie wyglądał, na kogoś, kto się boi, uśmiechnął się w moją stronę i przyparł mnie do półek, jedna z nich wbijała mi się w plecy, ale nawet nie pisnęłam, nawet, wtedy kiedy mnie pocałował.
''Kurwa! Co z nim nie tak! Ścigają nas, mogą nam upierdolić głowę, a temu jedno w głowie!''
No dobra nie mogłam mówić, że mi się nie spodobało i było okropnie. Wbrew pozorom nie każdy umie całować, a Shaw akurat należał do tych co umieją, do tego cała otoczka strachu i adrenaliny tylko bardziej mnie nakręciła. To znaczy nie to, że miałam zamiar coś z nim robić później, ale za jeden oddany pocałunek jeszcze nikogo nie powiesili.
- Byli tu niedawno. - Oznajmił głos za drzwi, a my przestaliśmy się całować. - Ale nie mogę złapać tropu, bo wali tu wybielaczem.
Słyszałam jeszcze kroki przez kilka minut, które krążyły wokół, ale odeszły w nieznanym kierunku. Dla bezpieczeństwa staliśmy tam jeszcze po tym jak poszli - to znaczy ja stałam dla bezpieczeństwa, a Shaw wpatrywał się we mnie tym wzrokiem, który mówił mi, żebym spieprzała, bo siedzę w schowku z napalonym wilkołakiem, a to może się źle skończyć. Wyskoczyłam ze składzika, kiedy tylko upewniłam się, że intruzi zniknęli i nie czekałam na Marshalla, wolałam być jak najdalej od niego, kiedy tak wyglądał i oddychał, jakby przebiegł maraton.
Wleciałam do pokoju, który mieliśmy wynajmować i zatrzasnęłam drzwi za sobą z jeszcze mocno bijącym serce. Usiadłam na łóżku, które stało najbliżej i wzięłam kilka głębokich wdechów.
Wszyscy spojrzeli na mnie z zainteresowaniem, ale milczeli przez chwilę, starając się ocenić mój stan. Nathan leżał na łóżku naprzeciw, a nasza blondynka i jej ''Włoch'' przytulali się na drugim, po mojej lewej stronie. Pokój nie był komnatą z bajki, ale nie zauważyłam żadnych pełzających żyjątek, ani poplamionej pościeli więc pozwoliłam sobie opaść na łóżko.
- Śmierdzisz wybielaczem... - Nathan zmarszczył nos. - Gdzie Shaw?
Nie zdążył skończyć, bo do pokoju wszedł Marshall z szerokim uśmiechem.
- Bardzo podoba mi się ta nasza ucieczka. - Rzucił na wejściu i spojrzał w moją stronę, na co przewróciłam oczami.
CZYTASZ
Mrok
Fantasy''Nie ma żadnej więzi mate, jest tylko ON - ten, który cię wybierze i oznaczy... i wtedy do końca swojego życia - o ile przeżyjesz oznaczenie - będziesz od niego uzależniona, jego jad będzie twoim narkotykiem...'' ''Nigdy nie chciałam zostać oznaczo...