Siedziałam między Marshallem a Nathanem i trochę tego żałowałam, bo oboje mieli swoje gabaryty i, mimo że ford był dość spory, to nie dane mi było się rozsiąść wygodnie.
- Muszę sobie zrobić przerwę. - Gi jechał już kilka godzin i wcale nie zdziwiło mnie, że miał dość. Droga była długa i monotonna, a w najbliższym czasie nie zapowiadało się na żadne zamiany. - Nathan, przejmiesz ster? - Zapytał i zerknął na bruneta w lusterku.
- Ej! To nie fair, dlaczego tylko faceci mają prowadzić! - Roxy nie była zadowolona z takiego obrotu spraw. - Mam prawo jazdy, wiesz? - Uderzyła swojego chłopaka w ramię z pięści, ale byłam pewna, że nic nie poczuł.
- Dobra, dobra... możesz prowadzić... - Odpowiedział szybko, jakby bał się gniewu dziewczyny, która co najwyżej mogłaby powalić kurczaka.
- Pantofel! - Marshall specjalnie nie ukrywał się ze swoimi docinkami, ale robił to w formie żartu więc na razie jeszcze nikt się na niego nie obraził. - Jeszcze trochę i cię stracimy bracie... - Dodał z udawanym żalem i wytarł dłonią wyimaginowaną łezkę, która miała mu spływać po policzku.
Stanęliśmy na stacji, żeby uzupełnić bak, zapasy jedzenia i załatwić wszystkie INNE potrzeby. Chłopcy rozmawiali o czymś zaciekle obok auta, kiedy wracałam z Roxy, ale gdy byłyśmy na tyle blisko by usłyszeć zamilkli jak zaklęci. Przyjrzałam się ich twarzom, ale wszyscy przybrali udawaną powagę i starali się zachować pozory normalności.
- Winter weź, się przenieś na tył, bo chcemy się rozsiąść... - Zaczął Shaw. - Rozłożyliśmy ci tam jedno siedzenie.
Przyglądałam się im podejrzliwie, później spojrzałam na Roxy, która tylko wzruszyła ramionami. Wiedziałam na sto dziesięć procent, że coś kombinują, ale nie byłam pewna co.
- Tylko nie złoże ci fotela, żebyś weszła, bo coś się zacięło. - Dodał Nathan.
Westchnęłam ciężko i zaczęłam pakować się do bagażnika i kiedy tułów miałam już po drugiej stronie, kolana na tylnych siedzeniach ktoś krzyknął, żebym się nie ruszała. W tej pozycji zamarłam, serce mi przyspieszyło i zaczęłam ciężej oddychać.
- Mówiłem, dziesięć na dziesięć! - Oznajmił wesoło Marshall.
- No dobra! Miałeś racje, nie zwracałem na to wcześniej uwagi. - Zgodził się Nathan.
Zastanawiałam się, o co im chodzi, ale dopiero kiedy odwróciłam się, żeby na nich spojrzeć, zobaczyłam, jak oceniają moje pośladki. Wzięłam, co było pod ręką i zaczęłam rzucać w tych zboczonych, dupków — oczywiście nie wiele to dało, bo szybko uciekali, przy tym się śmiejąc.
- Zabije! - Mój głos było słychać chyba kilka stanów dalej, ale wtedy miałam ochotę im skręcić karki. - Utnę jaja i powieszę na zderzakach tego samochodu! - Krzyczałam, nawet kiedy ich goniłam i rzucałam w nich pomarańczami.
- To jego pomysł! - Nathan zaczął się tłumaczyć, choć wcale mnie to nie uspokoiło.
Na stacji nie było wiele osób, a te, które zwróciły na nas uwagę, uznały to za zabawne, choć ja mówiłam śmiertelnie poważnie. Skupiłam się na Nathanie, który wciąż mówił i nie zwróciłam uwagi na Marshalla, który zaszedł mnie od tyłu i wyrwał opakowanie z moją amunicją.
- Zostaw te biedne pomarańcze, one nic ci nie zrobiły. - Uśmiechnął się do mnie, ukazując szereg białych zębów. - Pomarańcze są niewinne.
Kiedy chciałam walnąć go w ten durny łeb, złapał mnie za nadgarstek i odwrócił tak, że stałam tyłem do niego, a on skutecznie mnie unieruchomił, owijając swoje ramiona wokół mnie. Chwilę się szarpałam, ale oczywiście bez rezultatów, moja siła kontra siła dorosłego wilkołaka — to jakby mysz miała się siłować ze słoniem.
- Uspokój się złośnico... - Wyszeptał mi do ucha, a ja zamarłam. Na całym ciele poczułam dreszcz, ale nie taki jak zawsze, ten dreszcz był przyjemny. Wzięłam głęboki oddech i policzyłam do pięciu, dopiero wtedy byłam gotowa, by coś powiedzieć.
- Dobra... puść mnie już. - Powiedziałam stanowczo, na co on prychnął.
- Właściwie to dość wygodnie mi się tak stoi...
Odpowiedział, a jego ton nie wróżył nic dobrego, słychać było, że wie coś, czego nie wiem ja. Przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie, a ja znowu zaczęłam się szarpać. Dobrze mu stało się i COŚ też mu dobrze stało — on natomiast jakby uznawał to za dobry znak, bo nie czuł się ani trochę skrępowany, kiedy przyciskał mnie do siebie.
- Boże! Puszczaj mnie zboczeńcu jeden! - Zaczęłam wrzeszczeć i kiedy trochę poluźnił uścisk, zwiałam do auta.
Muszę przyznać, że czasami zachowywaliśmy się jak gówniarze, ale to właśnie było najlepsze. Pierwszy raz mogłam normalnie się wydurniać, śmiać się, tworzyć wspomnienia, których nigdy wcześniej nie mogłam. Wcześniej nie było mi dane na dłużej wyjeżdżać z miasta, bo zawsze istniała szansa, że znowu będzie kolejny bal, na którym obowiązkowo trzeba było się pojawić. Nie szukałam przyjaciół, bo wilkołaki oczekiwały jednego, a z dziewczynami bałam się przyjaźnić, bo zawsze istniało ryzyko, że ktoś tę dziewczynę oznaczy, a ona nie przeżyje. Wszystko kręciło się wokół oznaczania i tego, co przez nie traciliśmy — i nie chodziło tylko o nasze życia, ale o jego jakość.
- O czym myślisz? - Zapytał mnie Marshall, kiedy odpłynęłam myślami.
- Nie ważne... - Odpowiedziałam z uśmiechem i oparłam głowę na jego ramieniu.
Shaw jak na zawołanie się wyprężył, co mnie rozbawiło, faceci z jakiekolwiek gatunku są tacy sami. Spojrzałam w stronę czarnookiego, ale jak nigdy ostatnio, wyglądał na poważnego i skupionego, choć do tej pory nie posądzałam go o te cechy.
Roxy wcale nie była takim złym kierowcą, choć męska część załogi cały czas z niej się nabijała. Teksty typu ''tylko nie zabij nas, jak zaśniemy'' itp — były już jak powietrze. Szczerze mówiąc, na jej miejscu specjalnie wjechałabym w pierwsze, lepsze drzewo i zabiła tych idiotów, ale ona zdawała się głucha na ich głupie docinki. Nie wiem, w którym momencie przysnęłam oparta o Marshalla, ale jakieś przeczucie obudziło mnie, tuż przed tym, co miało nastąpić, a czego nikt się nie spodziewał.
- Nathan? - Gi zwrócił się do wilkołaka.
- Widzę. - Odpowiedział mu brunet, który intensywnie patrzył się przez tylną szybę.- Jadą za nami już zbyt długo. - Dodał po chwili.
Obserwowałam ich miny, a później zerknęłam na Shawa — jego szczęka zacisnęła się mocno, a wszystkie mięśnie były gotowe do przemiany. Moje serce przyspieszyło, a w gardle zaschło — ta sytuacja, ich zachowanie, nie wróżyły nic dobrego, a wręcz napawały mnie wizją mrocznej przyszłości.
- Marshall? - Czarnooki spojrzał na mnie i przyciągnął mnie bliżej siebie. - Co się dzieje? - Zapytałam.
- Wilkołaki. - Odpowiedział spokojnie, choć wiedziałam, że cały w środku drży.
- Roxy mam nadzieje, że naprawdę umiesz jeździć... - Zaczął Nathan i otworzył okno po swojej stronie. - Lepiej naciśnij tego gazu, bo inaczej po nas! - Wykrzyczał, kiedy wychylił łeb.
Wszystko działo się jak w zwolnionym tempie, a strach opanował każdą komórkę mojego ciała, nie było nic poza strachem. Nathan schował się do środka i wskoczył do bagażnika, przeskakując, zwinie przez siedzenia. Kiedy Avila zaczął grzebać w torbach, Marshall spojrzał na mnie przepraszającym wzrokiem i dosłownie zepchnął mnie na ziemie, a później chwycił broń, którą podał mu Avila. Nie miałam pojęcia, że mieliśmy broń i może wcześniej byłabym zła, ale teraz dziękowałam Bogu za to, że ją schowali. Nie były to co prawda karabiny maszynowe, ale zwykłe pistolety czy jak to tam się fachowa nazywa — takie małe coś, co strzela.
- Celuj w koła, bo mamy mało kul! - Wykrzyczał Marshall do przyjaciela. - A ty Magu może byś pomógł jakoś!
Giovanni siedział w milczeniu, jakby na czymś się skupiał — jak można było się teraz na czymkolwiek skupić?! - a kiedy otworzył oczy, one świeciły na zielono.
Roxy dodała gazu i muszę jej przyznać, że miała jaja, bo kiedy ja leżałam wciśnięta między siedzenia, ona z hardą miną starała się prowadzić auto i nie oszaleć ze strachu. Po chwili usłyszałam wystrzały, a po przekleństwach, jakie każdy rzucał, domyślałam się, że nie tylko my mamy broń. Żołądek podskoczył mi do gardła i przełknęłam głośno ślinę, strach opanował moje ciało, chyba bardziej niż kiedykolwiek.
I w tym całym zamieszaniu, byłam ja, przerażona i skulona gdzieś na podłodze — istna lwica, Winter istny heros...************
Ktoś czyta?
Wiem, zapowiadało się na mroczne opowiadanie, ale zrobiło się smętne i typowe — wrócimy jeszcze do mroku, bólu i żalu. Chciałam wprowadzić trochę lekkiej atmosfery, żeby później zrobić ciężką i depresyjną — niektórzy napiszą, że sadysta, ale nie lubię, jak wszystko jest kolorowe :)
Starałam się wyeliminować błędy, ale jeśli jakieś są to pisać! Bo często dostaje pomroczności jasnej i nie widzę ich.
Ps - I nie myślcie sobie, że nagle zrobi się tutaj romansik i wielka miłość — co to, to nie.
CZYTASZ
Mrok
Fantasy''Nie ma żadnej więzi mate, jest tylko ON - ten, który cię wybierze i oznaczy... i wtedy do końca swojego życia - o ile przeżyjesz oznaczenie - będziesz od niego uzależniona, jego jad będzie twoim narkotykiem...'' ''Nigdy nie chciałam zostać oznaczo...