18. Dwie drogi

12.1K 568 68
                                    

Krążyła opowieść o wilkołaku, który sprzeciwił się alfie i został brutalnie zamordowany, a przed tym poddawany różnym wymyślnym torturom — wyrywanie paznokci, wpuszczanie w jego żyły ciekłego srebra, do uszu wkładano mu petardy i odpalano — te wszystkie rzeczy były tak okropne, że ciężko było o nich myśleć — podobno na sam koniec jego ciało rzucono dzikim zwierzętom na pożarcie. Jednak jak się okazało, to nie była cała prawda, a rzekomy wilkołak był moim ojcem.

W pomieszczeniu zapadła grobowa cisza. Nie byłam w stanie nic powiedzieć, bo natłok informacji mnie przytłaczał, a prawda, którą mama ukrywała przed mną była kosmiczna. Mój ojciec wilkołakiem... to brzmiało... strasznie.

- Czemu ona mnie postawiła w takiej sytuacji... - Wymamrotała pod nosem Malines. - Alfa wymyślił całą sytuację z torturami i zabiciem, żeby nastraszyć innych. - Zaczęła i przetarła skronie. - Julius naprawdę się postawił alfie, po którymś śmiertelnym w skutkach oznaczeniu, przed wszystkimi obecnymi powiedział co o tym myśli.

- To znaczy? - Zapytałam, oczekując szczegółów.

- Chciał to zakończyć. Coraz więcej kobiet umierało te, które przeżywały oznaczenia, umierały niedługo po nim. - Pokiwałam głową na znak, że rozumiem, o co jej chodzi. - Wywiązała się kłótnia i doszło do rękoczynów, ale Julius w porę uciekł. Oczywiste było, że on sam nie da rady połowie stada.

Analizowałam każde jej słowo, każdy gest, który mógłby potwierdzić to, że kłamała, ale musiałam przyznać wszystko wskazywało na to, że mówiła prawdę. Historia składała się w jakąś całość to, że byłam jego córką, a matka nie miała żadnego znaku po naznaczeniu, potwierdzało historie. Zatrzymałam powietrze w płucach i czekałam, aż rzuci jeszcze czymś we mnie — jakąś prawdą, której się nie spodziewam.

- W ciągu tych lat zebrał sporą ilość ludzi, którzy się z nim zgadzali. Na początku postawili kilka domków na odludziu... teraz jest to już wioska, która wciąż się rozbudowuje... - Chciała dodać coś jeszcze, ale do pomieszczenia wparował barman, którego widzieliśmy wcześniej.

- Psy alfy są blisko. - Oznajmił, na co automatycznie moje serce przyspieszyło, a moje ciało zalały zimne poty.

- Tutaj masz wskazówki jak się dostać. - Zaczęła bazgrać coś na czystej kartce, by po chwili mi ją podać. Ona wiedziała, wiedziała, że przed nim uciekamy, choć nie skomentowała tego w żaden sposób. - Weź to. - Podała mi srebrny masywny wisior z czerwonym kamieniem. Kamień mienił się w świetle, jak gdyby żywy ogień się w nim palił. - Znajdą cię, jeśli będziesz blisko wioski. - Wyjaśniła i posłała w moją stronę szeroki uśmiech. - A teraz spadajcie stąd, ja zajmę się tymi pchlarzami. - Zachęciła.

Nie musiała nic więcej mówić, bo dosłownie wylecieliśmy jak wystrzeleni z torpedy. Byłam wolniejsza niż Nathan, więc wilkołak złapał mnie za rękę, jakby miało mi to pomóc szybciej biec. Gi widząc jak biegniemy, otworzył drzwi do auta i odpalił silnik, nie czekając na wyjaśnienia.

- Co się stało? - Zapytała przerażona blondynka i zaczęła czujnie obserwować wejście do pubu, z którego oczekiwała ataku.

- Psy alfy są blisko. - Odpowiedziałam i opadłam ciężko na tylnym siedzeniu auta, kiedy auto ruszyło. - Malines ma się nimi zająć i dać nam czas. - Dodałam i zamknęłam na chwilę oczy, by uspokoić bijące jeszcze serce.

Przez następne kilkanaście minut Nathan zdawał relacje z tego, co się stało i znowu byłam mu wdzięczna za to, bo ja kompletnie się odcięłam, wpatrując się bezsensownie w skrawek papieru, na którym była mało szczegółowa mapa. Mieliśmy udać się do miasteczka o nazwie Champson, gdzie znajdowała jedyna droga do wioski, którą zbudował mój ojciec. Drugą opcją było udać się na piechotę przez las, niby opcja z normalną drogą była najlepsza, ale mieliśmy obawy co do niej. Po pierwsze, jeśli była to jedyna taka droga, to alfa mógł się o niej dowiedzieć i już ją zablokować, opcja z lasem też była nieciekawa przez pogodę — robiło się zimniej i częściej padał deszcz — w takich warunkach mogłoby nam być ciężko dojść tam szybko, a to z kolei równało się z tym że alfa mógł nas namierzyć i dogonić.

- Las czy droga? - Zapytał Gi, kiedy zaparkował pod znakiem miasta, do którego wysłała nas moja ciotka.

W samochodzie zapadła cisza, każdy z nas wiedział, że żadna z opcji nie była oczywista i żadna nie dawała stu procent pewności. Zacisnęłam mocno pięści i wypuściłam głośno powietrze, kiedy starałam się wszystko ogarnąć i podjąć jakąkolwiek decyzje.

- Idźcie lasem, ja pojadę autem. - Zaoferował się Liam, na co zmarszczyłam brwi.

- Nie obraź się, ale za grosz ci nie ufam, więc albo idziemy razem, albo wcale. - Powiedziałam głośno. Nie zamierzałam popełniać dwa razy tego samego błędu...już nie.

- Niestety, ale zgadzam się z Winter. - Poparła mnie Roxy odważnie. Byłam pewna, że Nathan i Gi mają podobne zdanie na ten temat, ale milczeli. Po sytuacji z Shawem nasza ufność spadła do zera, na nieszczęście nowego członka naszej ucieczki.

- Dobra, idziemy lasem. - Zarządził Nathan, jak na samca alfę przystało.

Tym razem wiedzieliśmy, że wycieczka do lasu nie będzie sielanką. Wiedzieliśmy, że niedaleko za nami było jakieś wilkołaki, ale nie wiedzieliśmy, ile czasu kupiła nam Malines i miałam ogromną nadzieję, że wystarczająco byśmy dotarli do wioski, choć czułam pewien niepokój. Niby ojciec okazał się być tym, za kogo chciałam go uważać, niby postawił się oznaczaniu, niby mieliśmy zleźć tam azyl, ale co jeśli to wszystko brednie? Co, jeśli to była bajka, w która miałam uwierzyć?

- Winter? - Roxy szturchnęła mnie w ramie i spojrzała na mnie ze słabym uśmiechem. - Wiem, co myślisz, ale przestań. Cokolwiek się stanie, jesteśmy w tym razem. - Dziewczyna uścisnęła moją dłoń i pociągnęła w stronę gęstwiny, w którą dobrowolnie mieliśmy się udać.

Nie sądziłam, że z dziewczyny, która ledwie znałam, Roxy zmieni się w moją przyjaciółkę. Cóż, może nie do końca taką jak mówią o tym normalne nastolatki, jednak faktem było, że przez ostatnie kilka dni sporo przeżyłyśmy i wspierałyśmy się, a to coś znaczyło, nawet jeśli żadna z nas o tym nie mówiła.

- Myślisz, że to może być prawda? To z moim rzekomym ojcem? - Pytanie z moich ust wyszło samoistnie, nawet nie miałam zamiaru mówić o tym głośno, ale obecność blondynki tak na mnie działa.

- Cóż, dowiemy się na miejscu...ale ma to jakiś sens. - Odpowiedziała spokojnie, choć widziałam, że sama ma wątpliwości.

Nathan, Gi i Liam dyskutowali o czymś żywo, choć mój wzrok spoczął na tym pierwszym. Ciemne włosy były w kompletnym nie ładzie, ale dziwnie do niego pasowały, jakby były stworzone do tego. Kiedyś wydawało mi się, że jego ramiona są nieproporcjonalnie duże, ale teraz wydawały się idealne, takie męskie i pociągające. Z tej perspektywy mogłam podziwiać, jak zwinie się poruszał między korzeniami i zaroślami, które wyrastały znienacka na drodze, ale to na jego pośladkach skupiłam się najdłużej, co nie umknęło uwadze Roxy.

- Fajne ma pośladki, nie? - Wyszeptała, do mojego ucha czym mnie zaskoczyła.

- Kto? - Zapytałam, udając głupią i w tym samym momencie moja twarz zaczęła piec z zażenowania. Roxy zachichotała i pokiwała głową zrezygnowana.

- Nathan, widzę jak wlepiasz swoje ślepia. - Oznajmiła, a ja szturchnęłam ją w ramię tak, że prawie upadła.

- Przestań! - Pisnęłam, a ona wybuchła jeszcze większym śmiechem, a ja zaraz za nią, kiedy udawała, że pokazuję jak maca czyjeś pośladki.

- Idziecie czy będziecie się tak chichrać? - Zapytał Nathan ze szczerym uśmiechem i podejrzanym spojrzeniem. W jednej chwili do mnie dotarło, że wilkołaki mają lepszy słuch i miałam nadzieję, że zajęty był czymś innym, niż słuchaniem nas jak podniecamy się jego pośladkami.

Jedno słowo — W S T Y D.

********

Udało się! Naskrobałam rozdział i czekam na wasze komentarze. Jak wrażenia? Co myślicie, że się stanie w najbliższych rozdziałach?

Chcę zrobić też małą ankietę, więc jeśli czytasz, masz zamiar dalej czytać, to zostaw komentarz. Może to być kropka, serduszko — cokolwiek :)









MrokOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz