21. Zazdrość

11.6K 537 39
                                    

- Masz kontakt z Sophie? Kiedy przyjedzie? - Zapytał w końcu mój ojciec, a ja zamarłam.

Przełknęłam ostatni kawałek jedzenia, które dostałam i zastanawiałam się co odpowiedzieć. Spojrzałam błagalnie na Roxy, ale ona posłała mi przepraszające spojrzenie — nie zamierzała mi w pomagać w odpowiedzi.

Wstałam od stołu, przy którym siedzieliśmy i odłożyłam talerz do zlewu. Nie chciałam patrzeć im w oczy, kiedy dowiedzą się prawdy, bo to była moja wina. Mogłam słuchać się Zacha, a mama by żyła, a teraz nawet nie wiem, gdzie ja pochowano. Nie wiedziałam gdzie mam iść, by ją przeprosić.

- Nie żyje. - Powiedziałam cicho i skupiłam wzrok na tym, co było za oknem. Nie miałam odwagi na nich patrzeć.

- Dlaczego zginęła? - Zapytał Samuel, jeden z moich przyrodnich braci.

Minęło ledwie pół godziny, od kiedy się obudziłam, a moje życie kompletnie się zmieniło. Miałam ojca, braci, bratanice i bratanków. Dowiedziałam się kilku rzeczy z przeszłości, na przykład Samuel i Steven byli bliźniakami, ich matka zmarła niedługo po ich narodzinach i kilka lat później, Julius poznał moją mamę, która ponoć uwielbiali i dzielili z nią wspomnienia, o których ja mogłam pomarzyć.

- To była moja kara. - Odpowiedziałam i zacisnęłam pięści.

Nie chciałam o tym mówić, nie była to wspaniała historia. Była to historia o córce, przez którą matka zginęła, bo alfa miał taki kaprys. Mogłam się słuchać, nawet jeśli był skurwysynem, moja matka mogła żyć, ale ja zrobiłam coś, co ją zabiło. Usłyszałam, jak wciągają głośno powietrze do płuc, jak starają się zapanować nad gniewem. Rozumiałam ich, bo wcale mama nie musiała umierać, ale to moja wina, którą dopiero do siebie przyswajałam. Winiłam Zacha, ale przecież wiedziałam, jaki jest, mogłam po prostu być u jego boku i nic by się nie stało.

- Starała się uratować moją młodszą siostrę. - Nagle milczenie przerwał Liam. Nie wiem, czy chciałam o tym pamiętać, ale ciężko było wymazać obraz Sky, która umierała w moich ramionach. - W ostatnich jej chwilach, trzymała ją w ramionach, jednak alfie nie spodobało się to. - Dodał cierpko.

Na samo wspomnienie o Zachu, dostałam gęsiej skórki. Potwór — jedyne co przychodziło mi na myśl. Znowu cisza zapanowała w pomieszczeniu, jakby wszyscy odpłynęli, ale wiedziałam, że każdy wciąż tam był.

- Czy to on cię oznaczył? - Odezwał się ojciec, z gniewem w głosie, jakby to była moja wina. A ja nawet nie chciałam iść na ten nieszczęsny bal.

- Tak. - Odpowiedziałam równie chłodno co wcześniej i odwróciłam się w stronę zebranych. - Uciekłam, kiedy zabił mamę... Nathan mnie znalazł... - Znowu nie mogłam nic z siebie wydusić, słowa utkwiły mi w gardle.

- Myślał, że nie żyje. Później chciał oznaczyć mnie. - Odezwała się drżącym głosem Roxy. - Gdyby nie Nathan i Pani Avila, Winter pewnie by nie żyła. - Dokończyła pewniej i spojrzała wprost w oczy Kyle'a, a później w oczy ojca. - Dzięki nim, ja tego uniknęłam.

Atmosfera była tak napięta, że nie dało się oddychać i kiedy Julius chciał coś powiedzieć — i nie zapowiadało się na to, by było to coś miłego - do pokoju wszedł mężczyzna w sędziwym wieku. Mimo widocznych lat, które odcisnęły piętno na jego twarzy, jegomość poruszał się zwinnie i pewnie, co mnie zaskoczyło kompletnie.

- Mark. - Ojciec na widok mężczyzny podniósł się gwałtownie i wpatrywał w staruszka wyczekująco.

- Jedna z dziewczyn jest w dużo lepszym stanie i możliwe, że przeżyje. Co do drugiej to nie rokuje zbyt dobrze. - Mark potarł wierzchem dłoni czoło i westchnął głośno.

Nathan dalej siedział z ta ładną szatynką u góry. Widziałam go przez chwilę, kiedy zszedł na dół zobaczyć, jak się trzymam i zaraz zwiał z powrotem do pokoju. Nathan i jego charakter bohatera, czy on musi ratować wszystkie kobiety, jakie staną mu na drodze?

- To ja zaniosę Nathanowi jakieś jedzenie. - Oznajmiłam i złapałam za talerz, który na niego czekał już jakiś czas. - Który to pokój?

- Skręć dwa razy w lewo. Pierwsze drzwi. - Odpowiedziała mi Roxy i posłała mi chytry uśmieszek.

Wchodziłam po schodach i zastanawiałam się, po co w ogóle tam idę. Tutaj jest bezpiecznie, nie muszę zaglądać do niego i sprawdzać, czy nikt go nie zamordował. Biłam się myślami przez całą drogę do pokoju, ale kiedy już pod nim byłam, po prostu weszłam do środka bez zastanowienia. Nathan otworzył zamknięte oczy i uśmiechnął się w moją stronę, a jego uśmiech stał się jeszcze większy, kiedy zobaczył jedzenie. Leżał bez koszulki, a w ramionach trzymał nieznajomą z lasu. Zeskanowałam skrawek jego ciała, który nie był zasłonięty ciałem szatynki i poczułam, jak serce na chwile mi przyspieszyło. Nie do końca tak pamiętałam jego ciało, wtedy kiedy się obudziłam, po odstawieniu i muszę przyznać, że chyba zaczęłam żałować.

W tamtej też chwili poczułam zazdrość. Mnie pierwszą uratował, ja pierwsza widziałam go bez koszulki i w sumie to dlaczego ona ma z nim tak leżeć.

- Przyniosłam jedzenie. - Powiedziałam chłodno. - Załatwić jej jakieś koce? Nie dasz rady, tak cały czas czuwać.

Starałam się nie brzmieć jak zazdrośnica, ale musiałam coś wykombinować, by odciągnąć Avile od dziewczyny, bo nam sam widok tego, jak blisko są siebie, coś skręcało mnie od środka.

- Jeśli masz jakieś elektryczne koce, to by bardzo pomogło. Jej temperatura spadła bardzo gwałtownie. - Oznajmił jak gdyby nigdy nic i przyłożył dłoń do czoła nieznajomej.

Spokój Winter. Zachowaj spokój. - Powtarzałam sobie w głowie jak mantrę.

Cholera! Kiedy tak się nią opiekował, to miałam ochotę sama udawać chorą, albo cokolwiek, żeby zainteresował się mną. Na swój sposób to było seksowne i mega pociągające.

- Zobaczę, co da się zrobić. - Odłożyłam talerz na komodę i wyszłam, zatrzaskując drzwi za sobą. Szkoda mi było tych dziewczyn, ale nie mogłam pozwolić by Nathan, z tą pindzia w pokoju leżał cały czas i czekał, aż się obudzi i rzuci się w jego ramiona w podziękowaniu za ratunek.

Kurwa, znajdę te koce, choć bym je spod ziemi miała wygrzebać!



Chwilę później okazało się, że koce były w drodze, a ja odetchnęłam z ulgą. Roxy uśmiechała się pod nosem, kiedy na mnie patrzyła, a kiedy Nathan w końcu zszedł na dół, szturchała mnie łokciem i puszczała oczka. Nie miałam pojęcia, o co jej chodziło, ale może odbiło jej ze szczęścia?

Byłam wykończona więc kiedy Samuel pokazał nam nasze pokoje, byłam najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Dom był spory to i pokoi było dużo, wszystkie z osobną łazienką, co było formą luksusu w domu, w którym co chwilę ktoś się kręcił. W końcu mogłam iść spać w normalnym, czystym łóżku i bezpieczna. 

Naprawdę chciałam zasnąć, wzięłam ciepłą kąpiel i ułożyłam się wygodnie w łóżku, ale za cholerę nie mogłam odpłynąć. Wierciłam się i rozkopywałam, przykrywałam i wyginałam, ale w mojej głowie wciąż miałam Avilę. Myślałam nad wszystkim i nad niczym, myślałam o tym, jak uratował mnie i teraz kiedy ratował tę dziewczynę. Z mojego gardła wydobył się krzyk rozpaczy i zakryłam twarz kołdrą. Przeklęty Avila!

*******

Hejo,

Możecie spodziewać się częstszych rozdziałów, bo postanowiłam na razie skupić się tylko na tym opowiadaniu :D Kto się cieszy?

No i piszcie jak wrażenia... czekam!



MrokOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz