Kyle
Zdjąłem z niej koszulkę, pod którą nie miała nic, dosłownie była prawie naga i jęczała, kiedy pieściłem jej ciało, co nakręcało mnie jeszcze bardziej. Nie chciałem się rzucać na nią jak jaskiniowiec, a było to nie małym wyczynem, bo wyginała się i wierciła, ocierając się o mojego kutasa, który już od jakiegoś czasu nie mieścił się w bokserkach. Zjechałem językiem do jej piersi i...
Cholera! Już zaczynało się robić gorąco, Winter leżała pode mną, czułem, jak bardzo podniecona jest i wtedy właśnie musiał zadzwonić telefon. Odebrałem niechętnie i usłyszałem, głośne niezadowolone jękniecie Winter, której wcale nie podobało się, że znowu nam ktoś przeszkadza.
- Kyle. Przyjdź natychmiast do wschodniej granicy. Niezłe bagno tutaj mamy. - Oznajmił Julius i rozłączył się, jak tylko odpowiedziałem, że zaraz będę.
Spojrzałem na nią przepraszająco, a ona zakryła twarz dłońmi. Naprawdę musiałem niezłe się postarać, żeby nie dokończyć tego, co zaczęliśmy, ale Julius nie dzwoniłby, gdyby to nie było ważne. Byłem jego zastępcą, więc chcąc nie chcąc musiałem tam iść.
- Jezu! Co oni mają z tym przeszkadzaniem... - Oburzyła się Winter i podniosła się z łóżka, zakładając na siebie koszulkę, którą sam zdjąłem chwilę wcześniej. Jak dla mnie lepiej wyglądała bez niej, ale może dobrze, że ją ubrała, bo lżej jest wychodzić, kiedy nie widzi się pół nagiej, napalonej kobiety.
- Niedługo wrócę. - Mruknąłem, ubierając już spodnie.
Pachniałem nią i podnieceniem, teraz nie miałem czasu na to, żeby się ogarnąć, a z drugiej strony podobało mi się to. Szczeniaki w wiosce będą wiedzieć, żeby się nie zbliżać — już kilku musiałem uświadomić, że mają nawet nie zawracać jej głowy swoimi końskimi zalotami, bo kilka dni temu doszły mnie słuchy, że nie jeden miał taki zamiar. Oczywiście wątpię, by jakiś po tym ostrzeżeniu miał zamiar, ale hormony i pełnia robią swoje.
Winter zamknęła się w łazience i zdążyła jeszcze powiedzieć, że ktokolwiek nam przerwał, może się smażyć w piekle. Przez chwilę chciałem jej powiedzieć, że to Julius, ale to by było trochę niezręczne, zwłaszcza że to jej ojciec.
W biegu zacząłem ubierać koszulę i poprawiać włosy, które rozczochrała mi Winter, kiedy wplątywała w nie swoje palce, mógłbym przysiąc, że wciąż czułem jej dotyk i słyszałem jej ciche jęki i samo to wystarczyło, żeby w moich spodniach ponownie zrobił się namiot. Przed wyjściem na zewnątrz musiałem nad sobą zapanować, pokazywanie się w tym ''stanie'' jej ojcu, nie było dobrym pomysłem.
Na zewnątrz czuć było zapach mokrej gleby i lasu, a wiatr mocno uderzył mnie w twarz, otrzeźwiając przy tym moje zmysły. Zacząłem biec i myśleć o tym, co mogło się stać, ale nie minęło kilka sekund, a w głowie miałem tylko Winter. Kurwa! Od kiedy ją zobaczyłem w lesie, w ten pierwszy dzień po tylu latach, coś się zmieniło. Nie była już dzieckiem, nie była naiwną nastolatką — była piękna i cholernie seksowna.
Ona się zmieniła, byłą dużo smutniejsza, poważniejsza i kiedy wczoraj ''odpłynęła'' i trzęsła się w moich ramionach ze strachu, nie mogłem sobie wybaczyć, że nie uratowałem jej. Mogłem te kilka lat wcześniej, zrobić więcej niż zrobiłem, nawet gdybym naraził innych. Nie mogłem uwierzyć, że tak spokojnie mówiła o tym, jak Shaw chciał ją oznaczyć i o tym, jak ich wydał. Czy ten idiota miał choć trochę rozumu?! Pierwszy raz kobiety jeszcze mają jakieś szanse przeżyć, ale drugie oznaczenie, innego wilkołaka zwykle je zabija. Na samą myśl o tym wszystkim, miałem ochotę rozwalać głowy i tłuc do nieprzytomności, dlatego musiałem wyjść, kiedy mi o tym powiedziała. Musiałem się wyżyć, pobiegać, żeby móc wrócić i jej nie przestraszyć.
Dotarłem do granicy wioski, która znajdowała się w środku lasu. Granica była wyznaczona przez zaklęcie, które rzucili nasi mieszkańcy i osoby blisko z nami związane — dlatego jeszcze nikt nas nie odkrył, odnalezienie nas było równe niemal zeru i tylko wtajemniczeni mogli się tu przedostać. Mieliśmy swoich dostawców jedzenia, ubrań i nawet swojego listonosza, nikt obcy nie miał prawa tu przebywać.
- Co jest? - Zapytałem, kiedy ujrzałem Juliusa i kilku naszych zaufanych ludzi.
- Spójrz. - Wskazał głową w małą przepaść, w której znajdowały się dwa ciała strażników.
Oba ciała były rozszarpane, a flaki wyprute i porozwalane dookoła. Byli co prawda poza granicą, więc wątpiłem, żeby ktoś dostał się do środka, ale było to na tyle blisko, że automatycznie moje wszystkie zmysły zaczęły pracować na pełnych obrotach. Spojrzałem na alfę, wtedy kiedy on zaciągał się powietrzem, prawdopodobnie po tym, jak wyczuł woń Winter.
- A o tym... - Posłał mi porozumiewawcze spojrzenie. - porozmawiamy później.
Nie miałem piętnastu lat, żeby bać się ojca swojej dziewczyny, ale czułem pewien niepokój, kiedy zmierzył mnie wzrokiem. Nie chodziło o to, że nagle urwie mi głowę, bo głupi nie był i wiedział, że spędzam z Winter dużo czasu, ale nie znaczyło to, że ominie mnie wykład. Cóż, miałem wrażenie, że Julius traktuje Winter jak małą dziewczynkę. Co chwilę z ukrycia obserwował czy wszystko z nią dobrze, dopytywał się o jej ulubione jedzenie i o to, jak uczyła się w szkole, czy często choruje i wszystkie takie rzeczy, o które pyta się ojciec dziecka, a nie dorosłej kobiety.
- Jakiś trop? - Zapytałem, kiedy obejrzałem dokładniej ciała. To, co się tu wydarzyło, było istną masakrą.
- Inne wilkołaki. Może zwykłe gammy i delty, ale za to było ich kilku. - Widziałem wściekłość w jego oczach, choć całe ciało miał opanowane, tylko ktoś, kto znał naszego alfę, tak dobrze, jak ja wiedział, że ma ochotę kogoś zamordować. - Trzeba podwoić straże i odnowić zaklęcie.
Kiedy reszta sprzątała miejsce zbrodni, my udaliśmy się w milczeniu do jego gabinetu. Nie musiał nic mówić, bo wiedziałem, że trzeba wszystko obgadać, ale zaskoczył mnie, kiedy odeszliśmy kawałek od reszty i z powagą w głosie zaczął swoją przemowę.
- Nie zamierzam się miedzy was wtrącać i ufam, że nie zrobisz jej krzywdy, ale jako ojciec muszę to powiedzieć. - Zatrzymał się, spojrzał na mnie. - Jeśli coś jej się stanie, to cię zamorduje.
Wiedziałem, że nie rzuca słów na wiatr, nie był tchórzem, a jeśli chodziło o jego rodzinę i o dopiero co odzyskaną córkę był wstanie to zrobić. Mimo naszej znajomości, mimo tego, że przygarnął mnie, kiedy sam byłem gówniarzem, wiedziałem, że nie mam co liczyć na ulgi.
- Rozumiem, ale nie masz się o co martwić. - Odpowiedziałem pewny siebie. Nie miałem zamiaru robić jej krzywdy, wręcz na samą myśl o tym, że ktoś chciałby to zrobić, dostawałem białej gorączki. To była MOJA Winter.
- Dobrze. - Westchnął głośno i kontynuował spacer. - Zajmij się strażą, ja porozmawiam z magami i czarownicami.********
Dzisiaj z innej perspektywy i chciałam was się zapytać, jak wrażenia? Chcielibyście częściej czytać opowiadanie z perspektywy Kyle? A może kogoś innego?
CZYTASZ
Mrok
Fantasy''Nie ma żadnej więzi mate, jest tylko ON - ten, który cię wybierze i oznaczy... i wtedy do końca swojego życia - o ile przeżyjesz oznaczenie - będziesz od niego uzależniona, jego jad będzie twoim narkotykiem...'' ''Nigdy nie chciałam zostać oznaczo...