Kiedy w końcu udało mi się zasnąć, usłyszałam krzyki i jakieś kroki na korytarzu. Kierowana ciekawością wyszłam i okazało się, że zamieszanie zrobiło się w pokoju jednej z nieznajomych dziewczyn. Ta, którą opiekował się Nathan, była przytomna i wrzeszczała jak opętana, a mój ojciec trzymał ją w szczelnym uścisku, bo próbowała się wyrwać. Zrobiłam kilka kroków i zobaczyłam jak Kyle zakrywa ciało drugiej szatynki kocem i każe ludziom wynieść zwłoki z domu.
Zakryłam dłonią usta, bo miałam wrażenie, że wydobędę z siebie jakiś krzyk przerażenia. Do moich oczu napłynęły łzy, których po chwili już nie kontrolowałam. To mogłam być ja, więc dlaczego ja żyje, a ona nie? Od czego to zależy? Zastawiałam się, ile osób uważa oznaczanie za coś normalnego i nie widzi w tym nic złego, dowody na to, jak okrutna jest ta praktyka leżą pod nosem, wystarczy spojrzeć.
- Winter?
Nie zwróciłam uwagi na Kyle, który zbliżył się do mnie, w tamtej chwili zamarłam i wpatrywałam się tępo w zwłoki dziewczyny. Widziałam jeszcze ślady jej krwi, prawdopodobnie tak jak u Sky, przed śmiercią posoka zalała jej usta, może nawet i oczy. Sky miała jednak szybką śmierć, tragiczną, ale szybką, ta dziewczyna męczyła się już kilka dni.
- Winter, nie powinnaś tego oglądać. - Oznajmił Kyle i pociągnął mnie za dłoń. Nie byłam w stanie się postawić, bo mój mózg i ciało otępiało z przerażenia.
Szatyn prowadził mnie do mojego pokoju, a kiedy się w nim znaleźliśmy, przygarnął mnie do swojego torsu i pozwolił się wypłakać. Objęłam go w pasie i stałam tak wtulona w niego. Poczułam, jak głaska mnie po głowie, a później po plecach, to sprawiło, że dreszcz przeszył moje ciało, ale pomogło mi się to trochę uspokoić i wtedy poczułam się głupio. Znowu jak durna czternastolatka. Nie znałam tej dziewczyny, a mazgaiłam się jak dziecko! Kyle jednak nie puścił mnie, kiedy przestałam płakać, wręcz przeciwnie, przylgnął do mnie jeszcze mocniej.
- Jak dobrze, że to nie byłaś ty. - Powiedział w końcu, oparł brodę o moją głowę i mogłam przysiąc, że zaciąga się moim zapachem. - Powinienem tam być... Kiedy cię oznaczył. - Wyznał nagle, a ja nic z tego nie rozumiałam.
Cisza w pokoju była ogłuszająca, sprawiała, że musiałam coś zrobić, coś powiedzieć — byleby nie było cicho.
- Dlaczego wtedy wyjechałeś? Dlaczego w ogóle się pojawiłeś? - Zapytałam spontanicznie, nawet nie byłam pewna czy chce znać odpowiedź, choć po zastanowieniu się powinnam znać prawdę. Tak nie wiele wiedziałam o swoim życiu wcześniej, tak wiele tajemnic miała moja matka, że spodziewałam się już wszystkiego.
- Twój ojciec kazał mi mieć was na oku, ale kiedy alfa zaczął coś podejrzewać, nie mogłem zostać i was narażać. - Słyszałam troskę w jego głosie i chciałam wierzyć, że była to prawda.
A więc ojciec wiedział, gdzie byłam, więc dlaczego mnie nie zabrał? Dlaczego pozwolił mi tam zostać? Chyba miałam więcej pytań, niż się spodziewałam i czekała mnie poważna rozmowa z ojcem. Wyglądał, jakby przejmował się moim losem, a jednak nie zrobił nic, by nas wcześniej stamtąd wyciągnąć.
- Chodź, obejrzymy coś i zrobię ci gorąca czekoladę do picia. - Nie przeszkadzało mi, że stałam wtulona w Kyle, nie był całkiem obcy, a ja akurat tego potrzebowałam, ale co dobre szybko się kończy, więc niechętnie odsunęłam się od niego.
- Wiesz, że nie mam już czternastu lat, prawda? - Zapytałam i skrzyżowałam ręce na piersi.
- Nie dało się nie zauważyć. - Odpowiedział i posłał w moją stronę szeroki uśmiech.
Nie wiem, co miał na myśli, ale chyba jednak nie chciałam wiedzieć, po prostu zeszłam z nim na dół do kuchni i grzecznie czekałam na swoją gorąca czekoladę. Przez chwilę poczułam się jak za dawnych lat, kiedy Kyle mieszkał ze mną i mamą. Wieczorami, kiedy mama wychodziła albo pracowała, oglądaliśmy nasz ulubiony serial i piliśmy gorącą czekoladę. Czasami robiłam popcorn, ale to zawsze szatyn wszystko zjadał, bo ja nie lubiłam popcornu, robiłam go tylko dla niego. Na te wspomnienia uśmiechnęłam się do siebie. Byłam taka głupia i naiwna wtedy.
- Śnieżko. - Szatyn podsunął mi kubek pod nos, tym samym wyrywając mnie z zamyślenia.
- Mógłbyś znaleźć w końcu nową ksywkę. Ta się robi stara. - Upiłam łyk płynu i spojrzałam w błękitne oczy Kyle'a.
- Nie, ta jest idealna, a poza tym ty też się zestarzałaś. - Zaśmiał się cicho, kiedy zgromiłam go wzrokiem. Zawsze robił mi na złość i to chyba nie miało się zmienić nigdy.
Siedzieliśmy w ciszy, co jakiś czas wymieniając się spojrzeniami. Nie wiedziałam, co mogłabym powiedzieć teraz, bo szczerze mówiąc, mimo prób cały czas przed oczami miałam obraz martwej dziewczyny. Kyle już chciał coś powiedzieć, ale do salonu wszedł Nathan i omiótł nas wzrokiem, po czym wyjął z lodówki jakiś sok. Wyglądał na zmartwionego i chyba nawet bardziej niż ja przejął się śmiercią dziewczyny.
- Co z tą drugą dziewczyną? - Wydusiłam w końcu, wiedziałam, że na pewno teraz włączył mu się syndrom bohatera i ją pociesza, oczywiście poczułam ukłucie w sercu, na myśl, że siedzą tam sami, razem... ale co miałabym zrobić, wyciągnąć go za kudły i powiedzieć, że jestem zazdrosna.
- Nie najlepiej, to była jej przyjaciółka. - Wyjaśnił i przeczesał dłonią włosy. Szedł lekko przygarbiony, jak gdyby cały ciężar spadł na niego, choć on nic złego nie zrobił. Odprowadziłam go wzrokiem i spojrzałam znowu na Kyle, który przyglądał mi się zaciekawiony.
- A więc ty i Nathan...
- Nie. - Przerwałam mu, zanim dokończył. Wiedziałam, do czego zmierza i nie miałam zamiaru ściemniać. Fakt, byłam trochę zazdrosna, ale to by było na tyle. - A ty? - Zapytałam. Byłam szczerze ciekawa, kogo upolował Kyle, ale on tylko pokiwał przecząco głową. - Chyba nie zmieniłeś orientacji? - Droczyłam się z nim, ale nie wyglądał jakby był w nastroju na żarty.
- Byłem z kimś, ale to nie było to. - Wyjaśnił szybko.
Wypiłam czekoladę i pożegnałam się z szatynem. To, co się ostatnio działo było wykańczające i miałam szczerą nadzieję, że już nic dzisiaj się nie stanie. Miałam zamiar iść spać, ale mijałam pokój, w którym była nowa i usłyszałam głos Nathana, który ją pocieszał. Cholera! Zacisnęłam mocno pięści i zastanawiałam się co robić, tak więc przez dobre kilka minut krążyłam przed pokojem, jak idiotka i starałam się wymyślić co powiedzieć, kiedy wejdę do pokoju. Na myśl, że mogą coś robić... moje ciało ogarniała chęć mordu.
- Winter, coś się stało? - Nathan pojawił się w drzwiach znikąd, a ja zamarłam. Zeskanowałam go wzrokiem i doszłam do wniosku, że dziewczę wcale nie odrzuca pomocy Avilii, bo widać było mokre ślady od łez na jego koszulce.
- Chciałam się zapytać, czy mogę jakoś pomóc, ale widzę, że sobie radzicie. - Naprawdę nie chciałam mówić tego z agresją, ale samo jakoś tak wyszło.
Nathan spojrzał na mnie zdziwiony, ale ja tylko rzuciłam szybkie ''nieważne'' i poszłam do swojego pokoju. Miałam ochotę wrzeszczeć zła na siebie, nie byliśmy razem, mógł robić, co chce, a ja strzelałam fochy jak debil. Oszaleje zaraz! Do niedawna nawet nie patrzyłam na Nathana, jak na kogoś z kim mogłabym być, więc co się zmieniło? Czemu jestem taka zazdrosna?
CZYTASZ
Mrok
Fantasy''Nie ma żadnej więzi mate, jest tylko ON - ten, który cię wybierze i oznaczy... i wtedy do końca swojego życia - o ile przeżyjesz oznaczenie - będziesz od niego uzależniona, jego jad będzie twoim narkotykiem...'' ''Nigdy nie chciałam zostać oznaczo...