12. Nie ma tego złego...

14.3K 693 42
                                    


''Je­den do­tyk Twoich ust po­wodu­je pa­raliż mo­jego ciała. ''


Mimo że chłopcy wyglądali prawie jak ludzie i zachowywali się, jak zwykłe dzieci to byłam czujna. Roxy szła kilka metrów za nami i mimo niechęci, zgodziła się iść. Wybór, mimo strachu był oczywisty — albo mini wampirki, albo strzygi.

- To już niedaleko. - Powiedział wesoło blondyn i uśmiechnął się w moją stronę.

Słyszałam dźwięk łamanych gałęzi pod naszymi stopami i szelest liści porywanych przez wiatr. Każdy dźwięk powodował u mnie zawał serca, ale mimo to szłam dalej.

Oby to, co mówią o wampirach było prawdą, bo inaczej już po nas.

Wytarłam spocone dłonie w jeansy i rozejrzałam się dookoła. Gdzieś w tych gęstwinach czaiły się prawdziwe potwory, a ja byłam bezbronna i byłam cholernie przerażona. Nie wiedziałam co mną kierowało, ale zatrzymałam się momentalnie i w tym samym czasie rozległ się ryk połączony z piskiem. Nie dało się tego opisać, ale był przerażający, pełny gniewu i przyprawiał mnie o gęsią skórkę. Moje serce przyspieszyło, a ja zaczęłam błądzić wzrokiem po każdym krzaku i drzewie dookoła, jednak mój ludzki wzrok nie był wstanie nic wyłapać.

- To wujek. - Oznajmił jeden z chłopców. - Będziemy mieć kłopoty, bo jest zły. - Dodał i podrapał się po głowie.

Nie wiedziałam, czy lepiej tam stać, czy zwiewać gdzie pieprz rośnie, ale byłam zbyt przerażona, by się ruszyć. Ryk znowu dotarł do moich uszu, tym razem głośniej, a wraz z nim echo kroków, które ktoś stawiał z nadzwyczajną prędkością. Nim się obejrzałam dorosły wampir, wyrósł nam na drodze i zasłonił chłopców swoim ciałem. Miał czarne włosy i krwistoczerwone tęczówki, po jego minie widziałam, że zaraz może nam zrobić krzywdę, zwłaszcza że wysunął ogromne kły i mierzył nas wzrokiem.

- Wujku przestań! - Zganił go szatyn. - Ta, dała krew Markowi. - Chłopiec wskazał na mnie, a wampir automatycznie się rozluźnił. Nie widział we mnie zagrożenia, najwyżej jedzenie.

Krwiopijca stał tam i przyglądał się na zmianę to mnie, to chłopcom jakby sprawdzał, czy młody mówi prawdę. Kiedy uznał, że tak, odetchnął głęboko i schował kły, a jego tęczówki przybrały błękitny odcień.

- Ile razy wam mówiłem?! - Nakrzyczał na krnąbrne dzieci. - Co, gdyby wam się coś stało?!

W tym momencie wyglądał jak każdy rodzic, który karci swoje pociechy za nieposłuszeństwo i gdybym nie wiedziała, że to wampir uznałabym to za urocze, a zwłaszcza smutne miny chłopców. Mimo że zagrożenie minęło, nie poruszyłam się, nie zamierzałam prowokować dorosłego wampira, nawet kiedy schował kły.

- Przepraszamy... - Zaczął blondynek. - Ale zaatakowała nas strzyga! - Wykrzyczał i spojrzał na mężczyznę z przerażeniem. - One nam pomogły. - Znowu wskazał palcem na nas.

Dorosły wampir zassał głośno powietrze i odwrócił się w moją stronę. Był zły, a może zmartwiony — nie byłam pewna. W głowie mały głosik kazał mi uciekać, ale moja usta zaczęły wyrzucać z siebie słowa.

- Młody mówi prawdę, dwie nas zaatakowały kilka kilometrów wcześniej. - Zaczęłam drżącym głosem. - Nie wiem, czy to nie te same. - Wampir przeczesał dłoniom włosy i wyciągnął dłoń w moją stronę.

- Eric. - Przez chwilę przypatrywałam się jemu, ale postanowiłam uścisnąć jego dłoń. - Co prawda niedaleko zauważyliśmy strzygi, ale nie tak blisko naszej granicy... Dziwne... - Zamyślił się, by po chwili znowu zmierzyć mnie i Roxy wzrokiem. - Nie jesteście ludźmi. - Zaczął węszyć i skrzywił się nieznacznie. - Wilkołaki. - Stwierdził.

Patrzyłam na niego i obserwowałam każdy jego ruch, wyglądał na wyluzowanego i co dziwne, nie warczał na nas. Czyżby całe te historie o wampirach były wyssane z palca?

- Normalnie bym się na was pożywił... - Na te słowa moje serce przyspieszyło. - Ale ofiara krwi nas zobowiązuje. - Dodał, a ja odetchnęłam głęboko z ulgą.

Nie spodziewałam się, że to powiem, ale ten wampir był nawet dość zabawny i przyjazny. Kiedy ja z Roxy na każdy szelest liści trzęsłyśmy się jak osiki, on opowiadał nam kawały — pomagało. Poprosiłyśmy go, by udał się z nami do miejsca, gdzie ostatni raz widziałyśmy chłopaków — z nim, strzygi nas nie zaatakują.

- Nie rozumiem tylko jednego... - odsunęłam gałąź, która prawie uderzyła mnie w twarz. - dlaczego strzygi tak się was boją? - Zerknęłam na naszego towarzysza, który uśmiechnął się tajemniczo.

- Jak ci powiem, to będę musiał cię zabić. - Widziałam błysk rozbawienia w jego oczach.

- Zapomnij... - podniosłam dłonie do góry w geście obronnym. - nie było pytania.

Zaśmiał się, a po chwili zamarł, co przyprawiło mnie o zawał serce. Nerwowo rozglądałam się po lesie, gdy nagle za krzewów wyskoczyły dwa wielkie wilki. Nathan i Marshall — pomyślałam. Basiory odgrodziły nas od Erica i głośno warczały, od czasu do czasu ujadając i szczękając zębami.

- To wasze towarzystwo jak mniemam. - Prychnął wampir.

- Nathan! - Spojrzałam na kasztanowego wilka i zgromiłam go wzrokiem. - Marshall! - Zwróciłam się do czarnego jak smoła basiora. - Spokój i siad! - Krzyknęłam na nich, a Roxy wybuchła śmiechem. - Przepraszamy za nich, są tacy... pieskowaci? - Chwilę zastanawiałam się jakie słowo dobrać i to jako jedyne wpadło mi do głowy. Tym razem wybuchłam śmiechem z Roxy.

Trzask łamanych kości przyprawił mnie o dreszcze — najgorszy dźwięk, jaki w życiu usłyszcie to zmieniający się wilkołak. Nathan i Marshall stali goli jak ich stworzono i w tym momencie za drzew wyłonił się Gi, który na te widoki zmarszczył brwi i zaborczo objął Roxy, tak, że nie widziała nic poza jego torsem. Uśmiechnęłam się na ten widok — to było dość urocze, zwłaszcza ta zazdrość w jego oczach.

- Eric dzięki za wszystko, ale jak widzisz, nasze towarzystwo jest dość hermetyczne. - Posłałam mu uśmiech, a on go odwzajemnił. Nic nie odpowiedział, tylko pomachał w naszą stronę i oddalił się w kierunku, z którego przybyliśmy.

- Co to kurwa miało być?! - Nawrzeszczał na mnie Shaw, a jego klatka piersiowa unosiła się niebezpiecznie szybko. - Czy wiesz, co on mógł wam zrobić?! - Darł się dalej, a ja wpatrywałam się w jego rozwścieczoną twarz. Był taki seksowny, kiedy nie robił z siebie pajaca.

- Mógł, ale nie zrobił. - Uniosłam kąciki ust w wymuszonym uśmiechu.

- Myśleliśmy, że coś wam się stało! - Shaw zrobił krok w moją stronę, a ja cofnęłam się o krok. - Lataliśmy po lesie jak idioci!

- Chyba nie tak... - Uśmiechnęłam się, kiedy ręką wskazywałam na jego nagie ciało.

Marshall zatrzymał się, jakby dopiero do niego dotarły moje słowa. Spojrzał na siebie i z powrotem na mnie z diabelskim uśmiechem, wymalowanym na twarzy — oznaczało to, że knuje coś złego.

Wypiął dumnie klatę i zmierzył mnie wzrokiem, kiedy skończył, ruszył na mnie jak drapieżnik. Cofałam się do czasu, aż drzewo nie zagrodziło mi drogi. Przeklęłam pod nosem i przełknęłam głośno ślinę.

- Ratunku... - Wyszeptałam i zerknęłam w miejsce, gdzie przed chwilą stała Roxy z Gi, ale już ich tam nie było, tak samo, jak Avilii. - Gdzie wy jesteście, jak was potrzebuje?! - Wydarłam się, mając nadzieje, że słyszą.

- Nawet jak cię słyszą, to nie zrobią nic. - Wyszeptał mi do ucha Marshall. Poczułam jego ciepły oddech na skórze i ścisnęło mi żołądek. - Jesteś zdana tylko na mnie. - Dodał i musnął ustami mój policzek.

Cholera! - powtarzałam sobie w głowie. Chciałam uciec, chciałam się wymigać jakoś, ale mnie sparaliżowało, dosłownie nie mogłam się ruszyć. Dłoń Marshalla objęła mnie w pasie i przyciągnęła do jego nagiego, cholernie seksownego ciała, spojrzałam w jego czarne, błyszczące oczy — i to mnie zgubiło...

Brunet wpił się w moje usta, przytrzymując mnie z tyłu głowy i w pasie bym się nie wyrwała i jeśli na początku stawiałam jakiś opór, to zapomniałam o tym. Cholera! Zapomniałam nawet o oddechu, bo kiedy Marshall na chwilę się ode mnie oderwał, musiałam wziąć kilka głębokich oddechów.

Moje ciało przeszły dreszcze, kiedy poczułam ciepłą dłoń pod swoją koszulką, która gładziła mnie po plecach - to było nowe uczucie, ale przyjemne. Każdy dotyk Marshalla, każdy pocałunek wywoływał w moim ciele fale gorąca, płonęłam w środku i skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie byłam podniecona.

- Oh Winter... - Westchnął i oparł czoło o moje, ciężko dysząc. - Gdybym tylko mógł, to bym cię wziął już tutaj. - Zjechał ustami po linii mojej szczęki, zostawiając mokry ślad.


*****************

Uff! Zabierałam się za ten rozdział już jakiś czas i w końcu jest!

Czekam na wasze komentarze, jak odczucia? 






MrokOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz