27. Dlaczego myślisz, że to ja jestem ofiarą?

10.1K 467 34
                                    

Dotrzymywałam kroku Kyle'owi i nawet nie spodziewałam się, że będę, tak dobrze się bawić. Między przerwami, kiedy włączali nowe piosenki, opowiadał żarty i sprawiał, że wybuchałam śmiechem, czasami nie mogłam oddychać, ale jemu sprawiało to satysfakcje. Kiedy już nie miałam siły, usiadłam do stołu, a tam napadł mnie brat z mocnym alkoholem i tekstem ''ze mną się nie napijesz?'' - nie odmówiłam.

Zeszło się sporo ludzi, których nie znałam, ale wszyscy bardzo mili i otwarci. Był jeden wampir, którego żoną była czarownica. Był wilkołak, który sam wychowywał dwójkę dzieci i kilku młodych chłopaków z mieszaną krwią. Mieszanki były tak różne i byłam tak zafascynowana tym odkryciem, że przez chwile odpłynęłam w rozmowie z obiektami zainteresowań. Wyobraźcie sobie wilkołaka, ze skrzydłami smoka — tak one też istnieją, tylko są zmiennokształtnymi — i mocą maga. Mózg miałam jak miazgę, nie potrafiłam przyswoić tych informacji! Nie było to normalne, nie wiedziałam, że takie połączenia mogą istnieć, ale oto stał przede mną dowód. Marcel Matthews, istny cud. Nie dość, że hipnotyzujący, przystojny to i unikalny, choć dużo za młody jak dla mnie.

Widziałam nawet Nathana i nową. Rozmawiali i żartowali, zdążyłam posłać im tylko słaby uśmiech i wróciłam do rozmowy z innymi. Poczułam lekkie ukłucie gdzieś w sercu i chyba wtedy dopiero zrozumiałam, o co była ta zazdrość o Nathana. Nie chodziło o niego, chodziło o mnie... czułam się samotna, niepewna, a on był swojskiego rodzaju ochroną. Był zawsze, kiedy go potrzebowałam, ale był tylko przyjacielem. Teraz kiedy na nich patrzyłam wiedziałam, że nic by z tego nie było, ja nigdy nie patrzyłam na niego jak nowa, nigdy nie doszliśmy do niczego więcej niż wspieranie się w trudnych chwilach. I niech tak zostanie.

Po jakimś czasie poczułam, że mocno szumi mi w głowie, na tyle mocno, że bałam się, o to jak dotrę z powrotem do domu, ale Kyle był blisko. Cholera, on zawsze był blisko, jakby tylko czekał na odpowiedni moment.

- Śnieżko, idziemy do domu, bo zaraz padniesz tutaj. - Oznajmił i podał mi rękę, bym mogła wstać. Było to ogromną pomocą, bo kiedy tylko wyprostowałam nogi, poczułam, jak bardzo nad nimi nie panuję.

- Kyle... - Wyszeptałam. - Zanieś mnie. Jestem narąbana jak szpadel. - Dodałam i brzmiałam dość trzeźwo, mimo że wszystko wirowało.

Niósł mnie całą drogę z powrotem do domu mojego ojca, mimo że obraz świata był nie wyraźny, a ja nie panowałam w stu procentach nad ciałem, to wiedziałam, że jestem bezpieczna. Kiedy usłyszałam deszcz i grzmoty gdzieś w oddali wzdrygnęłam się. O tej porze roku, w tym miejscu to dość normalne, ale dla mnie to było jak horror, który nawiedzał mnie po raz kolejny.

- Winter? - Użył mojego imienia, co oznaczało, że albo był wkurzony, albo zmartwiony. Stawiałam na to drugie, choć nie miałam pewności, kiedy poczułam, jak mocniej przytula mnie do siebie. - Co się dzieje? - Zapytał spokojnie, choć jego ciało mówiło, że tak nie było.

Kiedy grzmoty na chwilę ucichły, wymamrotałam coś, że to przez alkohol i wtuliłam się mocniej w ciepłe ciało Kyle'a. Powoli odpływałam, ale kolejny grzmot i błysk na niebie, skutecznie mnie wybudził, a moje serce zaczęło galopować, jak stado spanikowanych zebr. Naprawdę starłam się uspokoić, przecież to była tylko burza, ale nie mogłam opanować swojego ciała i tego, jakie obrazy napływały do mojego mózgu.

Huk wystrzelonego pocisku.

Twarz mamy.

Huk wystrzelonego pocisku.

Twarz Shaw'a tuż przed śmiercią.

Huk.

Twarz przeklętego Zacharego.

Huk.

Twarz martwej Sky, całej we krwi.

- Winter?! - Szatyn porządnie się zmartwił, kiedy zaczęłam niekontrolowanie szlochać. Alkohol skutecznie osłabił mój mur i kiedy wszystko puściło, nie panowałam nad niczym. - Powiedz, co się dzieje...

Błagał, ale ja przez następne kilka minut nie byłam w stanie nic z siebie wydusić. Płakałam nawet po tym, jak wniósł mnie do domu, nawet kiedy ciągle zadawał pytania, na które nie miałam ochoty odpowiadać. Wszystko zlało się w jedność, a ja odpłynęłam w szaleństwie rozpaczy, jedyne co mnie obchodziło to, to jak bardzo cierpiałam.

- Winter do cholery jasnej! - Wrzasnął, na co się wzdrygnęłam, ale skutecznie mnie to otrzeźwiło, wyrwało mnie to z letargu.

Kyle ciężko dyszał, a każdy jego mięsień niebezpiecznie się poruszał, był wkurwiony i może zmartwiony, o czym świadczyło jego przestraszone spojrzenie. Dopiero zauważyłam, że siedzę w swoim pokoju na łóżku, tak jakby mój mózg wyłączył się wcześniej, bo samo cierpienie było zbyt intensywne.

- Co to do cholery było?! Jakbyś oderwała się od rzeczywistości! - Ton jego głosu trochę mnie przeraził, ale teraz kiedy już wróciłam, nie chciałam z nim o tym mówić.

- Nie ważne. - Odpowiedziałam i położyłam się na łóżku w pozycji embrionalnej. Z moich powiek spłynęło kilka łez, ale nie chciałam na nowo rozpaczać. Nie chciałam zatracić się w tych emocjach, bo one by mnie w końcu zgubiły, więc ponownie zbudowałam swój mur.

- To nie było nic... - Szatyn złapał mnie za ramię i zmusił, bym spojrzała w jego stronę. - Jezu... Winter... - Westchnął i przeczesał dłonią włosy, które opadły mu na twarz. - Co tobie zrobili? - Zapytał ciszej, ale wciąż uparcie się we mnie wpatrywał.

- Dlaczego myślisz, że to ja jestem ofiarą? - Zapytałam beznamiętnie. W tamtym momencie nawet chyba nie sądziłam, że to pytanie wyszło z moich ust.

Stał w ciszy i przypatrywał się mojej twarzy, jakby szukał czegoś, co podpowie mu co ma zrobić. Nie odwracałam się, ja również nie spuszczałam z niego wzroku, z jego przemoczonych ubrań, które naturalnie oblepiły jego ciało, ukazując, jak dobrze jest zbudowany. Z jego brązowych włosów, z których teraz kapała woda i z jego ust, które lekko uchylone zatrzymały się w pół słowa.

Zabiłam kogoś. - Oznajmiłam w końcu, a jego oczy szeroko się otworzyły ze zdziwienia. - Shaw. Był z nami od początku, myśleliśmy, że nam pomaga... - Mój głos się złamał, nie byłam już taka pewna tego, co chciałam powiedzieć, ale musiałam dokończyć. - Był psem Zacharego, mówił mu, gdzie jesteśmy i jak nas z zaleźć... - Kontynuowałam, a kiedy znowu przed oczami zobaczyłam jego twarz, rozpłakałam się jak dziecko. - Chciał mnie oznaczyć. - Kyle zacisnął pięści, a jego mięśnie ponownie się napięły. - Zastrzeliłam go, kiedy już prawie mnie ugryzł.

Zapadła cisza, nie wiedziałam co teraz będzie, co zrobi Kyle. Moje serce zwolniło, kiedy wpatrywałam się na niego, czekałam jak na wyrok, bo mógł mnie przecież znienawidzić, zabiłam kogoś, mógł wszystko, ale zrobił to, czego się nie spodziewałam...

******

Dzisiaj krócej, ale zawsze coś... 

Co się tu zadzieje? Jakieś pomysły? 






MrokOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz