Marshall
Obudziłem się, a moja głowa i cała klatka piersiowa paliła żywym ogniem, dosłownie jakbym płonął żywcem. W głowie miałem pustkę i starałem się, przypomnieć co się stało, bo wyglądało na to, że nieźle mnie ktoś poturbował, ale z tego, co kojarzyłem nie było nikogo, kto mógłby sobie to zrobić.
Rozpoznałem pomieszczenie, w którym się znajdowałem, byłem tutaj nie raz i byłem pewien, że to skrzydło medyczne w domu Alfy. Musiałem się mocno postarać, żeby przypomnieć sobie, co się działo wcześniej, do tego stopnia, że głowa chciała mi wybuchnąć. Rozłożyliśmy namioty i gadałem z Winter. Chciałem ją oznaczyć i... kurwa! Strzeliła do mnie!
- Mówiłem ci, że trzeba się jej pozbyć. - Usłyszałem głos Zacharego i odwróciłem głowę w tamtą stronę. Nieznacznie się skrzywiłem, kiedy poczułem, jak przy każdym ruchu ból się nasilał.
- Uwierzysz, że do mnie strzeliła? - Uśmiechnąłem się krzywo, na co alfa głośno westchnął.
- Milimetr dalej i byłoby po tobie. - Oznajmił zniesmaczony. - Mówiłem, że to suka, niewarta uwagi.
Tym razem Zach miał racje, zresztą zwykle miał. Mogłem nie bawić się z nimi, tylko od razu przerwać tę szopkę, a tak... leże ledwo żywy i pluję sobie w brodę. Podniosłem się, co sprawiło mi nie lada wysiłek, kule w pistolecie były nasączone trucizną, więc to cud, że mnie odratowali.
- Uciekli. - Oznajmił brunet i zacisnął mocno pięści. - Następnym razem będzie po mojemu i nie ma zabawy z panienkami. Chcesz jakąś, to ją oznaczysz, bo teraz mamy problem i to cholernie duży. - Przytaknąłem na jego słowa. Następnym razem będzie normalnie, bez zabawy tak jak z Winter. - Jak do siebie dojdziesz, to wtajemniczę cię w szczegóły, bo prawdopodobnie wiem, gdzie się ukryli.
Kiedy Zachary wyszedł, odetchnąłem głęboko. Jeśli ją znajdę, to czeka ją coś gorszego niż oznaczanie, a szkoda, bo naprawdę chciałem zrobić to normalnie. Gdyby tylko nie była taka uparta, to mogłoby wszystko się ułożyć, przecież nie chciałem jej bić tak, jak Zach. Miałem plany na przyszłość, ale musiała to spierdolić.
Tydzień zajęło mi dojście do siebie, na tyle, żeby normalnie funkcjonować, jeszcze nikt nigdy nie urządził mnie jak Winter i z dnia na dzień, wymyślałem coraz to nowe formy zemsty, tak żeby zapamiętała raz na zawsze. Na początku chciałem ją zabić, najpierw torturować, a później zabić, ale z czasem doszedłem do wniosku, że gorsze od śmierci, będzie dla niej życie ze mną, w niewoli.
- Uciekła do tatusia. - Oznajmił Zach i zaśmiał się. - Na razie ciężko jest się przebić przez te zaklęcia, ale daj nam kilka tygodni i będziemy gotowi. - Widziałem w jego oczach błysk, który mówił mi, że pragnie krwi.
- Chcesz zaatakować całą wioskę? - Zapytałem zdziwiony. Było to bardzo niebezpieczne i praktycznie nierealne do zrealizowania, zwłaszcza że było tam tyle różnych gatunków paranormalnych, ile jeszcze nie widziałem w jednym miejscu.
- Nie całą wioskę. Wystarczy, że dostaniemy się do miejsca, gdzie jest Winter, Dark i Avila. Na ich głowach najbardziej mi zależy. - Pokiwałem głową z aprobatą i posłałem mu uśmiech.
Czas się rozliczyć...
Winter
Kiedy Kyle wyszedł z pokoju, zajęło mi chwilę, żeby się uspokoić. Gdyby nie zadzwonił ten nieszczęsny telefon, żadne z nas nie powstrzymywałoby się przed tym, co zaczęliśmy. Na samo wspomnienie poranka robiło mi się cieplej i musiałam mocno zaciskać uda. Cholera! Spędziłam z Kylem kilka dni, a rzucałam się na niego jak dzikus. Co będzie po miesiącu?
Usłyszałam zgrzyt zamka i ciężkie kroki. Dopiero po chwili w kuchni pojawił się Julius, który badawczo mi się przyglądał. Jak zawsze elegancko ubrany z nienaganną fryzurą i nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Hej. Chcesz trochę jajecznicy z bekonem? - Wskazałam na patelnie, na której znajdowało się, dużo za dużo jedzenia jak dla mnie.
- Nie dziękuje. Ale jak przyjdzie Sam albo Steve to jestem u siebie w gabinecie. - Odpowiedział spokojnie, ale czułam, że coś było nie tak. Wydawał się być spięty, nieobecny, jakby czymś się martwił.
- Wszystko ok? - Zrobił kilka kroków w stronę wyjścia, ale zatrzymał się i uśmiechnął słabo w moją stronę.
- Tak. Nie masz się czym przejmować.
Kilka minut później w kuchni zjawiła się Roxy z Magiem, jak zawsze przyklejeni do siebie zjedli trochę śniadania i wybyli mówiąc, że idą na spacer i rozejrzeć się za lokum, bo ponoć w wiosce stały nowo wybudowane mieszkania i domki. Swoją drogą to dość miłe, że czuli się tu bezpiecznie i wiązali z tym miejscem swoją przyszłość, a zamieszkanie razem to duży krok, choć wcale im się nie dziwiłam. W domu ojca było dużo obcych ludzi, mieli tylko swój pokój, ale poziom prywatności jako taki. Zapewne marzył im się seks w kuchni i na schodach... wyobraziłam sobie, jakby to było, gdybym to ja z Kylem miała swoje miejsce, mieszkanie lub dom...
Stop! Musiałam przestać o tym myśleć, to było zbyt szybko, a moja wyobraźnia była nad wyraz aktywna. Jeszcze nawet do niczego nie doszło, a ja planowałam naszą wspólną przyszłość jak zdesperowana nastolatka — tak nie mogło być. Jeszcze nic poważnego między nami nie było.
Potrząsałam głową, żeby odgonić cholernie przyjemne wizje, odłożyłam talerz do zmywarki i w tamtym momencie ktoś zadzwonił do drzwi. Dziwne, zdarzyło się to chyba pierwszy raz, żeby ktoś dzwonił, zwykle każdy od razu wchodzi do środka. Otworzyłam drzwi, ale nikogo nie było, tylko mała koperta z moim imieniem. Coś kazało mi się bać tego, co było w środku, choć bomba raczej by się nie zmieściła, a przecież wioska była bezpieczna. Jednak ten nienaturalny strach sprawił, że na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka.
Winter przestać sobie wymyślać, coś, czego nie ma. Jesteś w domu z ojcem, nic ci nie grozi. - Powtarzałam sobie w głowie, choć marne to było pocieszenie. Podniosłam kopertę i otworzyłam, a w środku znalazłam płytę dvd, bez podpisu. Chwilę zastanawiałam się, co powinnam zrobić, ale ciekawość wzięła górę i przeniosłam się do salonu, gdzie znajdował się odtwarzać. Trzęsącymi się rękoma otworzyłam to, co miało do mnie trafić i zamarłam.
Na telewizorze zobaczyłam nagranie z balu, na którym oznaczył mnie Zach. Widziałam czysto i wyraźnie jak wgryza się w moją szyję i wychodzi, a na sali zapada głucha cisza. Kolejne nagranie było z domu alfy, widziałam hol i siebie jak zbiegam po schodach, a tam Zachary mnie przygniata do ściany i bije. Chwila ciemności i zobaczyłam bal, na którym zginęła Sky, widziałam siebie, jak tulę ją w ramionach i szlocham, a z jej ust wydobywa się posoka, która pokrywa moje ubranie.
Zaczęłam się cofać, kiedy na ekranie zobaczyłam swoje zdjęcia z wioski, w której miałam być bezpieczna. Zakryłam dłoniom usta, a z moich oczu zaczęły wylewać się łzy. Dotarło do mnie, że to było ostrzeżenie, a ja nigdzie nie będę bezpieczna.
- Śnieżko? - Na dźwięk głosu Kyle, gwałtownie się odwróciłam, tym samym strącając lampę która stała na małej szafce obok kanapy. - Co się... - Zaczął coś mówić, ale spojrzał na telewizor, na którym ponownie wszystko się odtwarzało. Jakby nagrał je ktoś specjalnie od nowa i za każdym razem pokazywały się te same sceny.
- Kyle... - Wydusiłam i rzuciłam się mu w ramiona, nie mogłam już powstrzymywać szlochu, który wydobył się z mojego gardła. Szatyn objął mnie ramionami i czułam, jak jego mięśnie się napinają, z każdą kolejną sceną odtwarzaną z płyty. - Wie, gdzie jestem... - Próbowałam coś wydusić z siebie, ale marnie mi to szło. Słowa ugrzęzły mi w gardle i nie chciały go opuścić.
- Winter... - Złapał mnie za twarz obiema rękoma i zmusił bym, patrzyła mu w oczy. - Skąd to masz? - Zapytał tak chłodno, że przeszły mnie ciarki. Widziałam, jak jego oczy pociemniały ze złości, co nie zdarzało się często.
- Leżało...po... pod drzwiami. - Wydukałam żałośnie, a Kyle przyciągnął mnie siebie i mocno przytulił.
Miał to być mój azyl, miałam być bezpieczna, a znowu jestem na celowniku Zacha. Wiedziałam, że nie odpuści i to kwestia czasu kiedy i tutaj rozpęta się piekło. Zachary Sanders nie odpuszczał, był nawet gorszy od swojego ojca, a ja jako jego była partnerka wiedziałam najlepiej, do czego był zdolny i na samą myśl robiło mi się nie dobrze.******
Kto się spodziewał, że Marshall żyje? Jak wrażenia?
CZYTASZ
Mrok
Fantasy''Nie ma żadnej więzi mate, jest tylko ON - ten, który cię wybierze i oznaczy... i wtedy do końca swojego życia - o ile przeżyjesz oznaczenie - będziesz od niego uzależniona, jego jad będzie twoim narkotykiem...'' ''Nigdy nie chciałam zostać oznaczo...