17. Prawda bywa okrutna

12.7K 586 29
                                    

- To tutaj? - Zapytałam Nathana i przegryzłam wargę.

Podjechaliśmy pod mroczny pub o nazwie ''młot na czarownice'' i obserwowaliśmy teraz drzwi wejściowe. Był to wolno stojący budynek, gdzieś na obrzeżach Maple tree, a czarno czerwone wnętrze i elewacja dodawała mroku i odstraszała potencjalnych nieletnich, którzy chcieliby kupić nielegalnie piwo. Nie zachęcali do wejścia też sami jego klienci, którzy mieli zakazane mordy i kupę wytatuowanych mięśni.

- Tak, ten pub ponoć należy do niej. - Odpowiedział i wziął głęboki wdech. - Nie czuję żadnych wilkołaków. - Dodał po chwili, co trochę mnie uspokoiło.

Nie wyobrażałam sobie jak ta mała kobieta ze zdjęcia, miała być właścicielką pubu, który przywoływał na myśl wszystkie nielegalne i nie zbyt przyjemne rzeczy. Prędzej powiedziałabym, że to siedziba dilerów, niż niskiej kobiety z burzą loków i piegowatą twarzą. Tak czy inaczej, chciałam dowiedzieć się kilka rzeczy... Nie chciałam, ja musiałam dowiedzieć się, o co chodziło mojej mamie przed śmiercią. Teraz tylko liczyło się odkrycie prawdy, a później się zobaczy.

- Dobra idę. - Wypuściłam głośno powietrze i złapałam za klamkę, powstrzymał mnie głos Nathana, przed ostatecznym ruchem.

- Nie sadzę by pójście tam samej, było dobrym rozwiązaniem. - Spojrzałam w jego zielone oczy i uniosłam brwi w zdziwieniu. - Nawet nie wiemy, czy na pewno tam jest i kim w ogóle ta kobieta jest.

- Mama nie wydałaby mnie... - Zaczęłam i posłałam mu słaby uśmiech. - Ale jeśli chcesz, to chodź ze mną. - Dodałam niby od niechcenia, ale obecność Avili na pewno sprawiłaby, że poczułabym się pewniej.

Nie musiałam długo czekać na jego reakcje, bo wyszedł z auta zaraz po moich słowach i kazał reszcie czekać. Jeśli powiedziałabym, że się nie bałam, to byłoby to kłamstwo - cholernie się bałam tego czego mogłam się dowiedzieć. Nie wiedza to błogi stan, lepiej się śpi i mniej myśli. Scenariusze napływały do mojej głowy jak kule z karabinu, nie mogłam nad tym zapanować. Co jeśli mój ojciec to jakiś zakazany typ? Co jeśli nie chce mnie znać? Co jeśli moja mama robiła rzeczy, o których wolałabym nie wiedzieć?

Wnętrze pubu komponowało się z tym, co widziałam na zewnątrz - czarno czerwone ściany, podłoga i dodatki. Nieco przyciemnione światła, pełno dymu papierosowego i oparów z alkoholu — ciężko było nawet oddychać.

Przy barze stał ogromny wytatuowany mężczyzna, z brodą i wygoloną głową na zapałkę. Podeszłam więc i nie śmiało zaczęłam, ale musiałam powtórzyć dwa razy, bo muzyka zagłuszała mój ściszony głos.

- Szukam Emily Wattson albo Malines Wotty. - Podałam dwa imiona, bo nie byłam pewna, które używa lub też, które imię będzie dla niej coś znaczyło. Mężczyzna zamarł na chwilę i dokładnie przyjrzał się mi i Nathanowi, a po chwili zniknął za drzwiami.

Brunet posłał mi zdziwione spojrzenie i wzruszył ramionami, jemu również wydało mu się to dziwne, ale póki co nic nie wskazywało na to, że gdzieś czyha niebezpieczeństwo. Z każdą minutą moje serce biło coraz mocniej, a ciało mimowolnie pokazywało to, jak bardzo zdenerwowana jestem.

- Winter? -Najpierw usłyszałam głos, a dopiero później odnalazłam wzrokiem osobę, do której należał. Kobieta z burzą loków na głowie i piegowatą twarzą wyszła z pomieszczenia za barem, przyglądając się nam uważnie. - Dziecko drogie! - Przeskoczyła zwinnym ruchem przez bar i mocno przytuliła.

Stałam tam jak słup i nie wiedziałam, co powinnam zrobić, ale kobieta po tym, jak mnie wyściskała odezwała się i posłała w moją stronę szczery uśmiech.

- Wiedziałam, że w końcu matka cię tu wyśle. - Oznajmiła jakby to była nagroda albo wygrana w totolotka. - Gdzie ona jest? Kiedy dojedzie? - Bombardowała mnie pytaniami, a ja starałam się trzymać swoje emocje w ryzach, choć pytania o moją rodzicielkę bardzo mnie rozstroiły.

- Nie żyje. - Wyszeptałam, a kobieta zamarła. Z jej ust wydobyło się coś na kształt szlochu, zdziwienia i złości. Zacisnęła małe rączki w pięści i zamknęła mocno oczy, tak jak zwykle robiłam to ja, by się uspokoić.

- Chodź dziecko... Porozmawiamy w odosobnionym miejscu. - Oznajmiła nieco oschlej i wskazała na drzwi za barem.

Drzwi prowadziły do ciemnego korytarza, w którym śmierdziało stęchlizną i bliżej nieokreślonym zapachem — wolałam nie wiedzieć. Prześlijmy przez kolejne drzwi, bacznie obserwując otoczenie i zaskoczyła mnie miła zmiana wystroju w tym budynku. Było to biuro — jak mniemałam Malines — w którym pachniało lawendą, a kolor ścian był właśnie koloru tej rośliny. Musiałam przyznać, że było tam czysto i przytulnie, choć dość ciasno.

- Tyle lat czekałam aż wróci... aż obie wrócicie... - Westchnęła głośno i usiadła na skórzanym krześle przy biurku, po czym wskazała na siedzenia przed nią. - Jak to się stało? - Nie musiała dopytywać, bo doskonale wiedziałam, o co pyta.

- Alfa. - Nie byłam skłonna do rozmów na ten temat, więc taka odpowiedź, musiała jej wystarczyć. Kobieta pokiwała tylko głową na znak, że rozumie.

- Twój ojciec z pewnością ucieszy się, kiedy się spotkacie. - Dodała weselej, a ja zamarłam i wpatrywałam się w jej twarz. Szukałam cienia kłamstwa, ale nic nie znalazłam.

- Ojciec?- Wydusiłam z siebie w końcu. Szatynka posłała mi uśmiech i potwierdziła skinieniem głowy. - Jest tutaj? - Wyszeptałam. Poczułam jak dłoń Nathana zakrywa moją, a później ściska ją, starając się mi dodać otuchy.

- Oczywiście, że nie tutaj. - Uśmiechnęła się promiennie, ale widząc moje zmieszanie, zmarszczyła brwi. - Czekaj...matka ci nic nie mówiła o twoim ojcu? - Jej wzrok świdrował dziury w mojej duszy, kiedy czekała na odpowiedzieć.

- Mówiła, że był... jest człowiekiem i tylko tyle.

- Człowiekiem?! - Kobieta podniosła się z fotela co mnie przeraziło i zmusiło do skulenia się. Nathan zareagował natychmiastowo, bo po chwili odgradzał mnie swoim ciałem od drobnej kobiety, która mimo wszystko wzbudzała we mnie strach. - Julius jest wilkołakiem. Jak mogła ci powiedzieć, że jest człowiekiem?!

Moja wizja ojca runęła bezpowrotnie, myślałam, że powie mi wszystkie inne rzeczy, ale nie spodziewałam się tego. Czułam, jak krew pulsuje w moich żyłach, starając się nadążyć za przyspieszonym biciem serca. Mój ojciec jest WILKOŁAKIEM czy może być coś gorszego? Chciałam zachować spokój, ale tą informacją mną wstrząsnęła i zmusiła do przemyśleń wszystkiego. Skoro był wilkołakiem to czemu nie został z nami, alfa nie miałby nic przeciwko wilkołakowi.

- Więc dlaczego go nie było z nami?! Dlaczego nie przyszedł po nas? Dlaczego nie uratował matki?! - W końcu wybuchłam i mój krzyk było słychać pewnie jeszcze w innym stanie. Malines zamarła i wpatrywała się we mnie, wyglądała, jakby czegoś szukała w moich oczach, ale tam była tylko złość.

- Ty naprawdę nie masz o niczym pojęcia... - Kobieta usiadła ciężko w fotelu i wypuściła wstrzymywane w płucach powietrze. - Wiesz, chociaż jak ma na imię? - Spojrzałam w jej oczy i pokręciłam przecząco głową. - Julius Dark. Mówi mam coś to?

Poczułam, jak moje serce staje w momencie w którym skończyła mówić. W mojej głowie wciąż rozbrzmiewało jego imię i historia, która jest opowiadana wszystkim wilkołakom jako przestroga.

- Czy to nie on postawił się staremu alfie? Nie jest przypadkiem w połowie magiem? - Nathan pierwszy raz się odezwał i w tym momencie byłam mu wdzięczna, bo mi zabrakło słów.

Kobieta potwierdziła nasze podejrzenia skinieniem głowy.

- Przecież on nie żyje. - Oświadczył wiadomy fakt, ale szatynka tylko się uśmiechnęła, a w jej oczach zobaczyłam błysk przebiegłości.

- Według kogo? - Zapytała rozbawiona.

********

Cześć robaczki!

Jak zawsze czekam na głosy, komentarze i wasze wrażenia :)

Długo mnie nie było, ale niestety dużo obowiązków i problemów się do tego przyczyniło :( 




MrokOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz