41. Jedyna rzecz, która jest pewna

7.9K 372 37
                                    

- I co z tym dziennikarzem? - Zapytałam kiedy Kyle wrócił ze spotkania. Miał omówić warunki umowy, która powinna być dla nas jak najbardziej korzystna. 

Zamierzałam się ujawnić, a to oznaczało, iż przyszłość była niepewna, nawet podpisanie umowy nie dawało stu procentowej gwarancji na to, że pójdzie wszystko zgodnie z planem. Wszyscy w domu byli spięci i czekali na rozwój wydarzeń.

- Zgodził się. - Odparł krótko. - Przygotują wszystko i za jakiś tydzień, przyjadą z kamerami. - Szatyn podszedł do mnie i mocno przyciągnął do swojego torsu, jakby chciał mnie schować przed resztą świata.

Oparłam czoło o jego klatkę piersiową i westchnełam ciężko. Teraz wszystko się zmieni, a ja cholernie bałam się tych zmian, bałam sie, że będzie gorzej niż jest.

- Pójdę pogadać z twoim ojcem i zaraz wracam. - Kyle pocałował mnie w czoło i zniknął w jednym z korytarzy w domu. 

Wpatrywałam się w miejsce, w którym chwilę wcześniej stał Kyle i próbowałam opanować tłukące się serce, które chciało wyskoczyć z mojej klatki.  Wszystko było tak nierealne, tak dziwne, że czasami mój mózg wypierał te informacje, nie pozwalał mi brać tego na poważnie, a jednak teraz musiałam w to uwierzyć. W jednej chwili cała energia ze mnie wyparowała, a ja z ledwością, dotarłam do swojego pokoju i runełam na łóżko. Nie dane mi było rozkoszować się chwilą samotnosci, bo jak torpeda do pokoju wparowała Roxy - ona chyba wybierała zawsze najgorsze momenty na odwiedziny. 

- Winter. - Przegryzła wargę i spojrzała na mnie, a ja z jej oczu wyczytałam już wszystko. Nie musiała nic mówić, żebym dostrzegła przerażenie w jej oczach i domyśliłem się o co może chodzić.

- Ile dni? - Usiadłam na łóżku i przyjrzałam się jej twarzy - na czole utworzyła się jej zmarszczka, a jej oczy zaszły mgłą, jak gdyby zaraz miała się rozpłakać.

- Już ponad tydzień. - Odpowiedziała piskliwym głosem. - Jeśli się okaże, że jestem w ciąży, to się zabije. - Dodała na wdechu i wypuściła głośno powietrze z płuc. 

- Mi się spóźnia dwa dni, ale bez paniki. Nie wiemy jak przemiana na nas zadziałała. - Starałam się ją uspokoić, ale to wcale nie należało do łatwych zadań. Blondynka, jak sobie coś ubzdurała, to żadna siła nie była wstanie jej przekonać do zmiany decyzji. 

- Zrób ze mną ten test. Będę czuła się lepiej. 

Nie chciałam tego robić, bo to było bezsensu, a jeśli by się okazało, że jednak Gi nie strzela ślepakami, to powinna być z nim... Ale bałaganie w jej oczach było tak silne, że nie mogłam odmówić i wzięłam od niej ten nieszczęsny test ciążowy. 

Kilka minut później siedziałyśmy w mojej łazience, na podłodze i tępo wpatrywałyśmy się w ekran telefonu, który odliczał czas. Kiedy czas się skończył, ja miałam zerknąć na jej test ciążowy, ona na mój - jej kolejny pomysł, a ja żeby poczuła się lepiej, zgodziłam się to zrobić.

Kiedy czas się skończył, a z telefonu wydobył się alarm, odwróciłyśmy testy i z ulgą stwierdziłam, że miałam racje. Blondynka nie była w ciąży, a ja nie musiałam słuchać jej lamentu przez następne miesiące, choć swoją drogą nie uważałam, żeby był to koniec świata.

- Mówiłam, że wszytko będzie ok. Test jest negatywny. - Oznajmiłam wesoło, a kiedy nie usłyszałam odpowiedzi spojrzałam na nią. Na jej twarzy malowało się zdziwienie i może nutka strachu, ale nie byłam wstanie powiedzieć dlaczego.

- Winter... - Zaczęła niepewnie i spojrzała na mnie, a jej wzrok przeszył mnie na wylot. - Ten test jest pozytywny. 

Nie słyszałam więcej, bo w uszach zaczęło mi szumić, a z mojego gardła wydobył się pisk, najpierw krótki, taki jak kiedy ktoś Cię zaskoczy, a kiedy spojrzałam sama na test, zaczęłam krzyczeć jak opętana. Nie potrafiłam stwierdzić ile czasu tak krzyczałam, ale w końcu drzwi od łazienki się otworzyły, a ja zobaczyłam w nich prawie wszystkich domowników, a na samym przodzie stał Kyle i ciężko oddychał. Musieli uznać, że coś mi się stało i zlecieli się zobaczyć o co chodzi. Cholera! Stało się dużo, za dużo...

- Winter? - Kyle wpatrywał się we mnie, a ja w niego i za cholerę nie mogłam, nic z siebie wydusić. Stałam jak słup, a w moich oczach wzbierały się łzy. 

Czy mogłam być w jeszcze gorszej sytuacji, niż kilka minut temu? Okazało sie, że mogłam. Związek z Kylem rozwijał się w przewrotnym tempie, ale ciąża, to było za dużo. Dopiero zaczynaliśmy wszystko między nami układać, miało dojść do ujawnienia się, a ja zaszła w ciążę.

- Kyle zostaje, reszta wychodzi. 

Zarządziła moja przyjaciółka i po kolei spychała wszystkich z pomieszczenia. Kiedy drzwi się zamknęły, Kyle podszedł do mnie i zabrał z moich dłoni test. W głowie miałam tysiąc myśli, ale żadnej poukladanej w całość.

- Czy Ty jesteś...

Nie mógł dokończyć pytania, bo tak jak ja był w szoku. Spodziewałam się każdej reakcji, nawet krzyku, ale on przyciągnął mnie do siebie i pocałował zachłannie. Nie oddałam pocałunku, bo z moich oczu popłynęły łzy, a z gardła wydobył się szloch. 

- Winter? - Szatyn złapał mnie za podbródek i zmusił bym na niego patrzyła, jednak nic nie powiedział. Głaskał mnie po policzku i całował w czubek głowy, chcąc dodać mi otuchy, wiedział jak nikt inny, że potrzebuje chwili aby to przetrawić.

- Ja nie wiem co myśleć... - Wydukałam w końcu. - Dopiero zaczęliśmy być razem... - Wzięłam głęboki oddech i kontynuowałam. - Jeszcze ta sprawa z ujawnieniem się... To za dużo, ja nie jestem pewna ani jednej rzeczy w moim życiu.

- Jest tylko jednyna rzecz, która jest pewna w moim życiu... - Zaczął spokojnie. - To że kocham cie, jak wariat i nie ważne co się stanie będę z Tobą. - Oparł swoje czoło o moje i uśmiechnął się łobuzersko. - Cholera! Jestem taki szczęśliwy.

Staliśmy przytuleni do siebie dobre kilka minut. Potrzebowałam tego, jego bliskości i spokoju. Potrzebowałam Kyle jak nigdy. 

- Lepiej chodźmy na dół, bo reszta dochodzi od zmysłów. Darłaś się jakby ktoś Cię próbował oskórować. 

- Roxy  nie umie trzymać języka za zębami, jestem pewna, że już cały dom i połowa wioski wie o mojej ciąży. - Skrzywiłam się na myśl, że czeka mnie teraz komitet powitalny z pampersami i butelkami. 

Tak jak mogłam się spodziewać, już od progu każdy nam gratulował i rzucał żartami odnośnie "celności" Kylea. Wszyscy wydawali się tacy szczęśliwi , nawet ojciec, który żartował coś o zakopaniu zwłok Kyle w ogrodzie, tylko ja czułam wewnętrzny niepokój. Bałam się jak sobie dam radę, jak to wszystko się potoczy i pytałam się siebie, o to co się stanie jeśli masz związek nie przetrwa. Kyle widząc mój niepokój, posadził mnie sobie na kolanach i głaskał po plecach. 

- Chcesz się położyć? - Wyszeptał mi do ucha po jakimś czasie.

- Tak. 

- Tylko nie róbcie dzieci! - Usłyszałam za plecami te blond jędzę i prychnęłam. Oczywiście wszystkim wydawało się to bardzo zabawne, a mnie tylko wkurzyło. 

- Spokojnie, teraz na jakieś kilka miesięcy są bezpieczni. - rzucił Liam, a moje pięści automatycznie się zacisnęły. 

- Jesteście idiotami! - Warknęłam i pomaszerowałam do pokoju szatyna. nie miałam zamiaru dalej słuchać ich głupich żartów. 

- Śnieżko, uspokój się trochę. Wiesz, że to tylko żarty. 

Nie odpowiedziałam, szłam dalej w ciszy z pięściami mocno zaciśniętymi i mocno nadszarpnietymi nerwami. Jednak Kyle nie miał zamiaru się odczepić i po chwili byłam przez niego niesiona do pokoju, moje protesty na nic się nie zdały, bo on tylko śmiał się w głos, jak dziecko na karuzeli.

- Nie pozwolę Ci się denerwować, zwłaszcza teraz. - Szepnął do mojego ucha, a po moim ciele przeniósł się przyjemny dreszcz. 

- Pfff... To będziesz musiał mi się na oczy nie pokazywać. - Fuknęłam, jednak szybko na moich ustach pojawił się szatański uśmiech. - Dzisiaj do upadłego oglądamy czarodziejki. Inaczej będę się denerwować. 

Mina Kyle była bezcenna, a ja przez chwilę pomyślałam, że ta ciąża wcale taka zła nie musi być.

*****************

Meldować się i pisać jak wrażenia. 😙





MrokOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz