Zgrzyt metalu, huk wystrzałów i pisk opon — tylko tyle słyszałam, albo aż tyle. Byłam bezużyteczna, tylko ja w tym całym zamieszaniu nie mogłam zrobić nic. Roxy prowadziła, Marshall i Nathan starali się celować w opony — już nie jednego, a trzech aut — Giovanni za to zbierał siły, by zablokować im drogę.
Huk tłuczonej szyby i syk Marshalla wyrwał mnie z letargu — musiałam coś zrobić. Kiedy Shaw schował się za siedzenie i dotknął zakrwawionego ramienia, wyrwałam mu broń i wstałam. Wzięłam głęboki wdech i wycelowałam w przeciwników — na tyle na ile umiałam — co prawda nigdy nie obchodziłam się z bronią, więc nie spodziewałam się, że mnie lekko odrzuci, ale kula trafiła w auto za nami.
- Winter schowaj się! - Wykrzyczał Marshall i pociągnął mnie za rękaw bluzy.
Nawet postrzelony miał mnóstwo siły i straciłam na chwilę równowagę. Spojrzałam mu w oczy z hardą miną, a przynajmniej tak to sobie wyobraziłam i wyrwałam się, nie zamierzałam być bierna, już nie.
- Nie ma mowy! - Wykrzyczałam.
Zajęłam miejsce te, co wcześniej i wycelowałam po raz kolejny. Wybuch opony — dosłownie tak to można nazwać — sprawił, że jedno z terenowych aut gwałtownie skręciło w prawo, co z kolei spowodowało kolizje z autem, które jechało z tyłu.
Chciałam jeszcze raz wystrzelić, ale zabrakło mi amunicji, więc zjechałam po oparciu i wzięłam kilka głębokich wdechów, żeby trochę się uspokoić.
- Nie mam już naboi! - Starałam się przekrzyczeć całe zamieszanie, ale nie było to łatwe.
Usłyszałam wybuch kolejnej opony i spojrzałam w stronę Nathana, który tak jak ja, schował się za siedzeniami. Serce waliło mi jak młot pneumatyczny, ale podejrzewałam, że nie tylko mi, bo każdy wyglądał, jakby ze strachu miał wyzionąć ducha.
- Gi, nie mamy już naboi! Został tylko jeden! - Wykrzyczał tak głośno, że zabolały mnie bębenki.
Włoch jak na zawołanie się odwrócił, a powietrze wokół nas zaczęło się zagęszczać, jego oczy żarzyły się jeszcze bardziej, a przydługie włosy, lekko falowały, kiedy podniósł dłonie. Moc wystrzeliła z jego palców z taką szybkością, że usłyszałam tylko szum w uszach, a po chwili huk i przeraźliwy krzyk. Dla pewności przez chwilę się nie wychylałam, ale ciekawość wzięła górę i ostrożnie wyjrzałam, tylko po to, by ujrzeć jak płomienie pożerają samochód naszych prześladowców. Nathan zagwizdał na ten widok, a Gi skrzywił usta w grymasie — chyba nie lubił używać tego typu magii, ale ta magia uratowała nam dupska.
- Marshall? - Zapytałam i spojrzałam na niego.
Z jego ramienia sączyła się krew, a on bezskutecznie starał się ja zatamować. Zapomniałam o całym zamieszaniu i złapałam za jakąś bluzę, która leżała na siedzeniu i przyłożyłam mu do ramienia.
- Cholera! - Krzyknęłam.
Musiałam wyjąć kulę, bo inaczej się nie zagoi, zwłaszcza jeśli była nasączona czymś, co szkodziło wilkołakom. Co prawda, wyglądało to na normalny postrzał, ale zwykły rumianek mógł działać z opóźnionym zapłonem, nawet po kilku dniach od przyjęcia niektóre zioła mogą narobić szkód.
- Gi... - Zaczęłam. - Wiem, że zużyłeś dużo siły na atak, ale może umiesz wyjąć tę kulę?
Spojrzałam na mężczyznę, jego oczy były zamglone, widać było, że ledwo się trzymał, ale mimo to skupił całą swoją moc w dłoni i po chwili cienka, zielona nić wpełzła w ranę Marshalla. Ranny syknął, ale nie wydał z siebie żadnego dźwięku, kiedy Gi wyciągał kule. Kiedy Gi pozbył się kuli i rana mogła spokojnie się zagoić, polałam ją wodą i opatrzyłam ramię tym, co było pod ręką, w myślach modliłam się, by kule nie były nasączone trucizną.
- Martwisz się o mnie... - Marshall posłał mi uśmiech i przyglądał się mojej twarzy. Mógłby dostać w ten głupi łeb i tak by się cieszył, że opatrzyłam mu ranę.
- Nie myśl, że to coś znaczy... po prostu ciężej jest pozbyć się zwłok niż opatrzyć ranę. - Odpowiedziałam mu zgryźliwie.
Jechaliśmy chwilę w milczeniu, każdy musiał opanować emocje i myśli. Zastanawiałam się, skąd wilkołaki wiedziały gdzie nas szukać. Były trzy auta pełne wilkołaków, a to znaczyło, że byli pewni nas potkać, ale skąd wiedzieli, że z kilku tysięcy dróg będziemy jechać właśnie tą? Było to dziwne o tyle, że nikt inny nie wiedział o naszych planach, chyba że ktoś nas śledził i podsłuchał, jak rozmawialiśmy w restauracji?
- Skąd wiedzieli gdzie nas znajdą? - Zapytałam na głos i wtedy cztery pary oczu spojrzało na mnie z przerażeniem. - Zachary nie wysłałby trzech ekip, żeby sprawdzić, czy może akurat tą drogą jedziemy.
Nie spodziewałam się odpowiedzi, bo teraz każdy na sto procent analizował cała sytuacje. Dopiero teraz dotarło do mnie, w jak beznadziejnej sytuacji się znajdujemy. Musimy uważać jeszcze bardziej i zastanowić się nad tym, co dalej.
Jechaliśmy jeszcze przez dobre dwie godziny aż, kazaliśmy Roxy zjechać w głąb lasu. Autem podziurawionym od kul nie mogliśmy się poruszać, więc trzeba było wymyślić coś na spokojnie i odsapnąć chwilę. Na szczęście rana Marshalla szybko się goiła i nie wyglądało na to, żeby kule były z dodatkiem czegokolwiek.
- Co teraz? - Zapytała Roxy, kiedy wtulała się w swojego chłopaka. - To auto już się nie nadaje. - Spojrzała na Gi ze strachem w oczach, a on ją tylko mocniej przyciągnął do siebie.
- Jeśli przejdziemy przez ten las, znajdziemy się w małym miasteczku, jest tam salon samochodowy z używanymi autami. - Nathan jak zwykle zdążył już obmyślić jakiś plan i teraz zerkał w ekran telefonu, prawdopodobnie by znaleźć najodpowiedniejszą drogę,
- Shaw jak twoje ramie? - Zapytał po chwili i uważnie się przyjrzał czarnookiemu.
- Niedługo będzie jak nowe. - Odpowiedział Nathanowi, a mi szepnął na ucho. - Jeśli dalej będziesz się mną tak troskliwie zajmować. - Parsknęłam i zmarszczyłam brwi.
To było trochę dziwne, ale z jednej strony wkurzało mnie, jaki był pewny siebie, a z drugiej mnie to kręciło. Nie wiedziałam w sumie jak mam na to reagować, czy się denerwować, czy śmiać, a może najzwyczajniej olewać.
Samochód postawiliśmy jak najdalej od jezdni i przykryliśmy, czym się dało. Niestety, ale część rzeczy trzeba było zostawić, nad czym rozpaczała najbardziej Roxy, a szczególnie nad kosmetykami, ale jakoś udało się rozpacz opanować i wyruszyliśmy.
- Wiecie, że to będzie w sumie, moja pierwsza noc w lesie. Nigdy nie jeździłam na żadne obozy czy wycieczki. - Po chwili ciszy Roxy rozpoczęła temat, głupio było iść w ciszy.
- W sumie, nigdy cię na żadnym nie widziałam... nawet na tym dla wilkołaków. - Przystanęłam i wzięłam łyk wody. - Ale ja też byłam na zaledwie trzech i to takich trzydniowych obozach.
- Ja jeździłem, póki mogłem... ostatni chyba jakoś jak miałem szesnaście, siedemnaście lat. - Powiedział z uśmiechem Marshall. - Jesteście lamusami.
- Sam jesteś. Kiedy ty sobie jeździłeś na obozy, my prawdopodobnie martwiłyśmy się, czy nikt nas nie zabije na balu. - Odpowiedziałam ze złością.
Od około czternastego roku życia musiałam stawiać się na każdym balu i za każdym razem bałam się, że zginę przez oznaczenie. W oczach Roxy zobaczyłam to samo — wspomnienia strachu, oczekiwanie w niepewności i odebraną część życia. Shaw tego nie zrozumie, inaczej to działało u wilkołaków, oni wybierali, kiedy chcą iść na bal, kiedy chcą szukać partnerek i co chcą robić ze swoim życiem.
Las się zagęszczał, a teren robił się nierówny, potknęłam się dwa razy, ale jakoś udało mi się wyjść z twarzą, za trzecim razem wpadłam na Marshalla, a dokładniej na jego plecy.
- Wiedziałem, że na mnie lecisz. - Powiedział z uśmiechem, kiedy pomagał mi wstać. - Ale poczekaj, chociaż aż rozłożymy namiot. - Puścił w moją stronę oczko.
- Jesteś głupi Shaw. - Rzuciłam od niechcenia i ruszyłam dalej.
Nie to, że byłam sierotą, ale miałam na sobie balerinki z odzysku — to znaczy od mamy Nathana — które co jakiś czas spadały mi z nóg, nie zbyt dobrane obuwie na wycieczki w las. Oczywiście nie zamierzałam narzekać, ale naprawdę ciężko było w nich się przebijać przez te chaszcze i gęstwiny, które jak na złość nie chciały się skończyć.
Zawiał mocniejszy wiatr z północy, a ja poczułam, jak na moim ciele tworzy się gęsia skórka i to nie przez chłód, tylko przez nieuzasadniony niepokój. Rozejrzałam się dookoła, ale nic nadzwyczajnego nie zauważyłam.
CZYTASZ
Mrok
Fantasy''Nie ma żadnej więzi mate, jest tylko ON - ten, który cię wybierze i oznaczy... i wtedy do końca swojego życia - o ile przeżyjesz oznaczenie - będziesz od niego uzależniona, jego jad będzie twoim narkotykiem...'' ''Nigdy nie chciałam zostać oznaczo...