20. Tato, rodzina, dom.

11.3K 547 15
                                    

Miałam ochotę płakać, kiedy patrzyłam na to, co się dzieje, ale zamiast tego zbudowałam swój mur. Założyłam skorupę i maskę na twarz, tak by nikt nie mógł odgadnąć, co naprawdę czuję. Nathan i Liam pochylali się nad dziewczynami i zaczęli oceniać ich stan. Po tym, jak przysłuchali się biciu ich serca, odetchnęli głęboki i nie wiedziałam, czy to dobrze, czy źle.

- Zaraz przyjdzie pomoc. - Oświadczył Kyle i twardo wpatrywał się w moją twarz, co dostrzegłam kątem oka. Wciąż uparcie unikałam jego wzroku.

- A ty kim do cholery jesteś? - Zapytał z agresją Gi i przygarnął do siebie blondynkę, która wciąż przeraźliwie płakała.

- Kyle Perez. Mieszam w wiosce i jestem prawą ręką Juliusa Dark'a, naszego alfy. - Oznajmił dumie i mierzył naszych kompanów wzrokiem. Oceniał nas. Oceniał, jak bardzo niebezpieczni jesteśmy i czy powinniśmy wejść do wioski. Jednak to, co najbardziej mną wstrząsnęło to, to kiedy mówił o moim ojcu.

Myślałam, że tutaj nie będzie alfy, nie będzie hierarchii. Miało być bezpiecznie, a okazuję się, że moje przeczucia były słuszne — trafiłam z deszczu pod rynnę. Tępo wpatrywałam się w ziemie, do czasu, aż nie usłyszałam zbliżających się ludzi, lub wilkołaków w ludzkiej postaci. Dwóch rosłych mężczyzn wyłoniło się za drzew. Mój wzrok skupił się na jednym z nich, miał błękitne oczy i czarne jak smoła włosy. Mimo że u wilkołaków starzenie się przychodziło późno, to mogłam dostrzec pojedyncze zmarszczki i byłam pewna, że przeżył już pół wieku. W mojej głowie pojawiło się jedno słowo — ojciec. Nie mogłam być pewna, ale dostrzegłam cechy, które razem dzieliliśmy, a kiedy jego wzrok spoczął na mnie, wiedziałam. Wiedziałam, że mnie rozpoznał, a ja nie mogłam nic z siebie wydusić.

- Winter... - Szeptał, choć w mojej głowie głos dudnił niemiłosiernie.

Wlepił we mnie swój wzrok, jakby starając się ocenić czy to na pewno ja. Zrobił krok w moją stronę, a ja cofnęłam się o jeden. Zatrzymał się, kiedy jedna z poszkodowanych dziewczyn krzyknęła przerażająco, tak głośno, że przeszył mnie dreszcz.

- Weźcie te dziewczyny i zaprowadźcie wszystkich do domu głównego. - Rozkazał i znikąd pojawiło się kolejnych kilku mężczyzn. Ani Nathan, ani Liam nie zamierzali oddawać dziewczyn w ich ramiona, więc kiedy sytuacja była jasna, kazali nam za sobą podążać.

W całym tym zamieszaniu kompletnie zapomniałam o moim ramieniu i na chwilę o bólu, ale dał o sobie znać, kiedy zrobiłam kilka kroków. Chciałam iść o własnych siłach więc kiedy Kyle podszedł do mnie i zaoferował mi swoje ramie, prychnęłam głośno.

- Jeśli mnie dotkniesz, to odstrzelę ci rękę. - Oznajmiłam i zrobiłam kilka, dumnych kroków, a potem runęłam wprost w znienawidzonego mężczyznę.

- Dobra, koniec tych żartów. - Powiedział szatyn i bez problemu uniósł mnie w swoich ramionach. - Straciłaś dużo krwi, więc przestań się w końcu stawiać śnieżko.

Nie mogłam uwierzyć, że użył tego przezwiska, które sam mi nadał lata temu. Przewróciłam oczami, bo na to tylko było mnie stać, a on zaśmiał się w głos, widząc moją reakcję. Kiedyś naprawdę się w nim podkochiwałam, to była oczywiście niespełniona miłość, bo ja miałam czternaście lat, on dwadzieścia cztery i był dorosłym mężczyzną, do którego jedynie świeciłam oczami. Cóż, może i różnica wieku nie gra roli, ale nie kiedy samemu się jest dzieckiem, a wtedy takim byłam.

- Zrobiłaś się mało przyjazna. - Zauważył, kiedy pokonywał kolejne zarośla lasu.

- Cóż, ostatnio nie za bardzo ufam wikołakom. - Wychrapiłam. Chciałam, żeby zabrzmiało to oschle, ale traciłam siły, więc był to ledwie słyszalny szept.

- A jednak przyszłaś tu z Avila... - Cały czas patrzył na drogę, kiedy mówił, a jego twarz nie wyrażała żadnej emocji. - I tym... Lang'iem.

- Nathanowi mogę ufać. - Oznajmiłam. - A co do Liama, to jeszcze nie jestem pewna.

Nie wiedziała, dlaczego to mówiłam, przecież nie musiałam mu nic zdradzać, a jednak. Czułam, jak Kyle napina mięśnie, a jego zwykle jasne oczy pociemniały.

- Avila ci to zrobił? - Zapytał i wskazał na oznaczenie, które jeszcze było widać na moim odsłoniętym obojczyku.

- Nie. On mnie uratował. - Odpowiedziałam i w tym samym momencie poczułam, jak bardzo słaba jestem i już nie panowałam nad ciałem.

Zapadła ciemność, błoga ciemność. Gdyby to ode mnie zależało, nie budziłabym się, ale usłyszałam przytłumione głosy i to, że ktoś mnie szturcha. Na początku nie mogłam otworzyć oczu, ale z czasem stawało się to coraz łatwiejsze, aż w końcu zamrugałam kilka razy i zobaczyłam nad sobą twarz Kyle i jego zmartwiony wzrok.

- W końcu. - Wypuścił głośno powietrze i odsunął się.

Podniosłam się i rozejrzałam dookoła. Zobaczyłam Roxy i Gi wtulonych w siebie. Uśmiechnęli się w moją stronę serdecznie, ale nic nie mówili. Później mój wzrok spoczął na Juliusie, który przyglądał mi się badawczo, ale on również nic nie mówił, aż w końcu moje oczy spoczęły na przeklętym Kyle'u i jego pięknej buźce.

- Na ile odpłynęłam? - Zapytałam w końcu.

Rozglądałam się, ale pomieszczenie było mi obce. Był to ogromny salon, utrzymany w szarościach i bieli, z kolorowymi dodatkami. Zerknęłam przez ogromne okno i z niezadowoleniem stwierdziłam, że już się ściemniło.

- Na około dwie godziny. - Oznajmił Kyle. - Jak się czujesz?

- Świetnie! Bardzo dobrze po tym, jak prawie mnie nie rozszarpał zmienny. - Ironizowałam, jak zawsze, ale Kyle dobrze znał moje zagrywki i tylko uśmiechnął się słabo.

Nagle zrobiło się cholernie cicho, każdy zamilkł i jeden spoglądał na drugiego, jakby mieli jakaś tajemnice, o której zamierzali mi powiedzieć, ale jeszcze nie byli pewni czy powinni. Jedna minuta, druga... aż nie wytrzymałam i wyrzuciłam dłonie do góry w irytacji.

- O co chodzi!? - Wyrzuciłam z siebie w końcu i wtedy odezwał się mój ojciec.

- Winter... - Zaczął, ale mu przerwałam kiedy, już miał coś z siebie wyrzucić.

- Jezu, proszę tylko nie zacznij mi tu z jakąś łzawą sceną, jak z dramatu, kiedy ojciec odnajduje córkę i mówi, że umiera.

Ok, nie do końca to chciałam powiedzieć, ale moja skorupa działa. Moją obroną była ironia, bo kiedy mój mózg nie mógł wytrzymać, natłoku informacji to właśnie włączał tryb '' bądź super jędzą''. Spodziewałam się, że Julius się zdenerwuję, ale on tylko uśmiechnął się pod nosem i powiedział coś w stylu ''jak matka'', już miałam rzucić jakąś kąśliwa uwagę, ale do pomieszczenia wparowało dwóch identycznych mężczyzn, mega podobnych do Juliusa, ale młodszych o około dwadzieścia lat.

- Mówiłem ci, wygląda jak mama Sophie. - Odezwał się jeden, a drugi szturchnął go w ramie, jakby dopiero się spostrzegł, że jestem świadomą istotą i rozumiem, o czym mówią.

- O widzę, zjazd rodzinny. Mam jeszcze o czymś się dowiedzieć, na przykład o siostrze bliźniaczce czy to już koniec rewelacji? - Zapytałam, po raz kolejny z ironią i wpatrywałam się twardo w zebranych. Wszyscy zamilkli, aż odezwała się Roxy, a na jej twarzy malowała się niepewność i może strach.

- Właściwie to tak... - Zaczęła i przegryzła wargę. - Jestem twoją siostrą.

To wyznanie kompletnie mnie rozbiło, moje serce przyspieszyło i tępo wpatrywałam się w blondynkę, ale ona tylko wybuchła głośnym śmiechem. Miałam ochotę ją zamordować, ale jedynie rzuciłam w nią poduszką, która była pod ręką.

- Zabije cię! - Wysyczałam wściekła, a ona zaśmiała się głośniej. - Żarciki się ciebie trzymają suko jedna! - Rzuciłam kolejną poduszką i dopiero mnie olśniło. Nie czułam bólu w ramieniu, spojrzałam na nie, ale wyglądało na zagojone. Przecież spałam tylko dwie godziny więc jak to możliwe.

- Mamy w wiosce magów i czarownice, zajęły się tym. - Odezwał się w końcu Kyle i przeczesał włosy dłonią.

Trochę mnie to zbiło z tropu, mieli tu być ci, którzy są przeciwni oznaczaniu, a nie mieszanina stworzeń. Może im płacą za pomoc? Może mają jakieś układy. Jednak zanim zdążyłam zadać pytanie, które tkwiło mi w przełyku, odezwał się Gi po raz pierwszy odkąd się ocknęłam.

- Mieszkają tu też pary mieszane. - Wyglądał na zadowolonego i szczęśliwego. Może jednak to będzie nasz azyl, skoro nawet Roxy i Gi czują się tu dobrze.






MrokOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz