* Nathan *
Trzymałem ją za dłoń, a ona bezwładnie za mną podążała. Nie zadawała pytań, nie wzdychała i nie wykrzywiała ust, jak to miała w zwyczaju. W myślach wyklinałem Shaw'a za to, co zrobił nam, a w szczególności jej. Wszyscy mu zaufaliśmy, ale to Winter najbardziej ze wszystkich zaangażowała się i najbardziej ze wszystkich oberwała.
- Giovanni, Roxy wstawać! - Wydarłem się, zanim dotarliśmy do namiotów. - Kurwa! Nie żartuje, zbieramy się! - Dodałem, kiedy żadne z nich nawet nie wychyliło nosa z namiotu.
- Co jest? - Zapytał zdezorientowany Mag.
- Zaraz będzie tu gorąco. - Oświadczyłem. - Shaw nas wydał. - Dodałem ciszej i zacisnąłem pięści.
Jak mogłem dać się tak zwieść, jak mogłem pozwolić na to wszystko?
Gołąbki natychmiast wyskoczyły z namiotu, Gi w locie jeszcze ubierał spodnie, a Roxy koszulkę. W innych okolicznościach na pewno nie puściłbym im tego płazem, ale w tej chwili liczyło się, by wyjść z tego cało. Gdzieś w oddali usłyszałem wycie i wzdrygnąłem się na ten dźwięk. Po samym wyciu doliczyłem się sześciu przydupasów Zacha, co wcale nie poprawiało naszej sytuacji.
Narzuciłem na siebie plecak, tak jak reszta i z zamiarem ucieczki zrobiłem kilka kroków, jednak coś mnie zaniepokoiło i spojrzałem na Winter, która wpatrywała się w miejsce, z którego dobiegało wycie.
- Winter co robisz? Rusz się! - Podniosłem głos, by otrzeźwić ją, ale ona tylko wzruszyła ramionami.
- Jest jakiś sens, by dalej uciekać? - Zapytała zachrypniętym głosem. - Ja chce już mieć spokój, nie mam siły dalej tego ciągnąć... - Dodała, opuszczając głowę w dół. Nie widziałem jej twarzy, ale mogłem wyobrazić sobie jej minę, jej smutne oczy.
- Winter nie żartuj! Idziemy! - Ponownie na nią krzyknąłem, ale nie zareagowała już.
Na niebie zagrzmiało złowrogo, pierwszy raz w życiu przeszły mnie ciarki na dźwięk burzy, ale pierwszy raz w życiu byłem w takich okolicznościach. Idealna pogoda — pomyślałem — do tej dramatycznej sytuacji.
Nie miałem czasu, więc przerzuciłem brunetkę przez ramie i zacząłem biec. Nie powiem, że była to idealna sytuacja, ale nie zostawię jej tam, nawet jeśli teraz próbowała okładać mnie pięściami po plecach — swoją drogą ucieszyła mnie ta reakcja, przynajmniej nie była już bierna.
Mag rzucił jakieś czary mary — nie wiem, nie znam się na tym — miało to nam kupić trochę czasu i zmylić pościg. Byłem wdzięczny, że Roxy znalazła sobie jakiegoś Maga, który był użyteczny, a nie na przykład człowieka — nikogo nie dyskryminuje, stwierdzam fakt.
Nie łatwo było biec i nieść na sobie wyrywającą się dziewczynę, ale czego nie robi się dla innych.
- Gdzie teraz? - Zapytała blondynka, kiedy nasze stopy dotknęły szosy, co prawda do komisu samochodowego była jeszcze długa droga, ale co jakiś czas mijały nas auta, więc jedyne co nam pozostało to liczyć na cud. Jak na złość zaczęło lać, mam na myśli taki deszcz, że w ciągu kilku chwil byłem przemoczony.
Postawiłem Winter na ziemi, bo uznałem, że na tyle się uspokoiłaby nie robić głupot. Spojrzałem na jej twarz — to było cholernie trudne, bo jej oczy wręcz tonęły w rozpaczy i zdradzie, jaką jej zadano.
- Winter?
Chciałem zapytać, czy da radę, ale zanim zdążyłem, ona wtuliła się we mnie. Przez kilka sekund nie wiedziałem co zrobić, zaskoczyła mnie tym, ale w końcu oplątałem ją ramionami i pogłaskałem ją delikatnie po włosach. Była taka niska i krucha — przemknęło mi przez myśl.**********
* Winter *
Wtuliłam się w Nathana, ale sama nie wiedziałam dlaczego. Po prostu miałam ochotę się wypłakać, a on był najbliżej. Poczułam, jak głaska mnie po głowie i głośno wzdycha, pewnie teraz byłam dla nich ciężarem, więc dlaczego mnie zabrał, mógł mnie tam zostawić.
W głowie miałam miazgę, nie potrafiłam nic sensownego skleić ze swoich myśli, to było dobijające, jak gwoźdź do trumny mojego zaufania. Wątpiłam bym zaufała już jakiemuś wilkołakowi, jakiemuś mężczyźnie.
- Nikt nie chce się zatrzymać. - Oznajmiła zrezygnowana Roxy.
Cholera! Oni ratowali nam tyłki, a ja się nad sobą użalałam, musiałam coś z tym zrobić, tylko co?
Czułam się wykorzystana, oszukana i nie miałam siły w, by walczyć o siebie, ale Roxy, Gi i Nathan zasługiwali bym wzięła się w garść. Pomagaliśmy sobie nawzajem i nie zostawili mnie, więc nie mogłam ich zawieść.
Chwilę jeszcze wtulałam się w Nathana, ale kiedy usłyszałam wycie, oderwałam się od niego i przeczesałam włosy palcami.
- Nie wtrącajcie się. - Zarządziłam i wyszłam na jezdnie. Byli zdziwieni moją nagłą zmianą humoru, ale posłuchali.
Jedno auto, drugie, trzecie i nic . Rozpłakałam się tak bardzo, jak to możliwe i w końcu zatrzymała się jakaś kobieta w średnim wieku, otworzyła okno, a ja teatralnie zaczęłam pociągać nosem.
- Przepraszam, ale potrzebujemy transportu do Maple Tree albo chociaż do jakiegoś komisu... - Wyjąkałam, a orzechowe oczy kobiety czujnie mnie obserwowały. - Moja babcia... moja babcia wylądowała w szpitalu, a nasze auto pało jak na złość. - Wytarłam rękawem łzy i spojrzałam na siwiejącą już właścicielkę auta.
- Wsiadajcie. Podwiozę was do komisu. - Odpowiedziała, a jej wyraz twarzy złagodniał.
Spojrzałam na resztę i kiwnęłam dłonią by przyszli, w tym samym momencie usłyszałam głośne warczenie — Zach był niedaleko i miałam nadzieję, że ta miła kobieta lubi przycisnąć gazu. Co prawda byliśmy na drodze, gdzie jeździło dużo ludzi, niemających pojęcia o istotach nadnaturalnych, ale jeśli alfa był zdesperowany, to nie miało to znaczenia — zabije wszystkich.
Kiedy odjeżdżaliśmy, odwróciłam się i zobaczyłam wielkiego basiora na drodze, który prawdopodobnie warczał wściekle. Moje serce zabiło szybciej i złapałam Nathana, który był obok i wskazałam miejsce, gdzie znajdował się wilk. Avila zerknął i wypuścił głośno powietrze, a później ścisnął mnie za dłoń, jakby sam nie wierzył w to co widział.
Jechaliśmy jakąś godzinę, aż kobieta kazała nam wysiąść, wskazując komis samochodowy. Nie odzywaliśmy się praktycznie wcale, przez myśl przemknęło mi, że brakuje tego dupka Shaw'a, ale na samą myśl zaczęłam kręcić głową. Nie rozumiałam, jak tak szybko się do niego przyzwyczaiłam, jak mogłam mu zaufać i nie zauważyć tego, jaki był naprawdę.
Analizowałam każdą chwilę, jaką razem spędziliśmy, przypomniały mi się chwilę, kiedy wychodził samotnie i zaraz po tym psy Zacha nas znajdowały. W tej śmiesznej restauracji wyszedł do toalety, chwilę później zaatakowali nas, to samo wcześniej w hotelu - też chwilę go nie było i szukali nas. Pewnie kiedy był sam o wszystkim informował alfę. Poczułam, jak żołądek mi się skurcza, a serce mocno przyspiesza, bo przypomniało mi się coś jeszcze, wcześniej o tym nie myślałam, ale... skoro pomagał Nathanowi, to ile z tych dziewczyn zostało wydanych alfie? Czy biedna Rose dała rade, czy Zachary złapał ją już?
- Nathan? - Wypowiedziałam jego imię nagle, gdy w mojej głowie połączyły się pewne fakty.
- Tak? - Zapytał zatroskany i czujnie obserwował moją twarz.
- Powiedziałeś, że ten dupek pomagał ci... - Zaschło mi gardle i ciężko było wydusić z siebie choć jedno słowo. - Co z tamtymi dziewczynami?
Moje słowa wywołały burze wśród reszty, Roxy stanęła nagle i patrzyła na mnie przerażona. Nathan zaciskał mocno pięści i szczęki, był tak wściekły, że mógłby zaraz się zmienić. A Gi otworzył szeroko oczy i ścisnął dłoń swojej dziewczyny. Wszyscy teraz mieli to same myśli co ja — jeśli wydał inne dziewczyny to już po nich, a było to wysoce prawdopodobne.
Kurwa! W tej chwili go nienawidziłam tak bardzo, że jeśli byłaby okazja, zastrzeliłabym go jeszcze raz.*****************
Kolejny rozdział i czekam na komentarze :)
Przeżyły te dziewczyny czy nie? Co myślicie o Marshallu?
![](https://img.wattpad.com/cover/190505116-288-k311096.jpg)
CZYTASZ
Mrok
Fantasy''Nie ma żadnej więzi mate, jest tylko ON - ten, który cię wybierze i oznaczy... i wtedy do końca swojego życia - o ile przeżyjesz oznaczenie - będziesz od niego uzależniona, jego jad będzie twoim narkotykiem...'' ''Nigdy nie chciałam zostać oznaczo...