39. Jestem dziwadłem

9K 413 18
                                    

Najpierw czułam spokój i była ciemność, ale z każdą chwilą, kiedy odzyskiwałam świadomość, czułam coraz silniejszy, palący ból w każdej kości. Czułam się, jakby przejechał mnie walec drogowy i zrobił zryw. Szczerze mówiąc, nie chciałam się budzić, ale mój organizm postanowił inaczej. Nie otworzyłam oczu, tylko leżałam z zamkniętymi powiekami i starałam się, sobie przypomnieć co się stało i uderzyło to we mnie jak tsunami. Do mojej głowy zaczęły napływać obrazy i wspomnienia — przemieniłam się w wilka. Byłam pieprzonym dziwadłem!

Usłyszałam otwieranie drzwi i tym bardziej nie chciałam otwierać oczu ani okazać, że już nie śpię. Nie chciałam widzieć, jak inni patrzą na mnie jak na potwora. Starałam się udawać, że jeszcze jestem w ramionach morfeusza, ale ukrycie przyspieszonego bicia serca i przerażenia nie było możliwe, jeśli miało się do czynienia z wilkołakiem.

- Winter, wiem, że nie spisz... - Oznajmił Kyle. - Jak się czujesz? - Zapytał z troską, co uderzyło we mnie jeszcze silniej niż fakt, że byłam wilkołakiem. Czyżby się o mnie martwił? - Musisz coś zjeść. Leżysz nieprzytomna od ponad dwudziestu godzin.

Uchyliłam oczy i spojrzałam na niego. Nie wyglądał, jakby się mnie brzydził, raczej jak zwykle, ale przecież pamiętałam, że się przemieniłam. Może jednak to był sen?

- Czuję się, jakby mnie coś przejechało, tak z kilka razy z rzędu. - Odpowiedziałam z chrypką, choć nie było się czemu dziwić, bo w ustach miałam Saharę.

- To normalne po pierwszej przemianie. - Odpowiedział najzwyczajniej i przyłożył dłoń do mojego czoła.

Zerwałam się na równe nogi i wpatrywałam się w niego w szoku. Czyli się zmieniłam, a on mówi o tym tak najzwyczajniej w świecie? Czy on postradał rozum?! Przecież zmieniłam się, byłam wilkiem, a kobiety się nie przemieniają, my nie posiadamy tego genu... Jeśli myśleliście, że kiedykolwiek w waszej głowie wybuchł pożar i tornado na raz, to zapewniam, że nie mogło się to równać z tym, z czym ja mierzyłam się w tamtej chwili.

- O boże... Jestem dziwadłem... - Wykrztusiłam i zakryłam dłonią twarz.

- Hej... Hej... - Zaczął spokojnie Kyle i podszedł do mnie, przytulając czule. - Chcesz powiedzieć, że ja też jestem dziwadłem? - Zapytał, a ja spojrzałam na jego twarz. Kyle nie był dziwadłem, był moim Kylem... ale to nie zmienia faktu, że ja się zmieniłam, a to było anormalne — delikatnie mówiąc.

- Nie ty nie jesteś. Ja jestem Kyle... - Odpowiedziałam stanowczo i położyłam dłoń na jego policzku. Wyglądał, jakby nie spał już długo, co mnie zmartwiło, zawsze przekładał siebie nad innych.

- Ty się zmieniasz w wilka i ja też, a to znaczy, że oboje jesteśmy dziwadłami. - Jego kąciki ust delikatnie się podniosły, choć z jego oczu mogłam wyczytać, że miał dużo zmartwień, kiedy ja spałam. Może Zach wrócił? Może powinnam była wtedy rozszarpać mu gardło?

- Kyle ja jestem kobietą. Żadna inna kobieta się nie zmieniała w wilka... - Odpowiedziałam oburzona. - A to czyni mnie jedynym dziwadłem. - Dodałam spokojniej i spuściłam wzrok, nie mogłam na niego patrzeć, wiedząc, że jestem wybrykiem natury, a on zasłużył na więcej.

- Nie tylko ty... - Zaczął głaskać mnie po głowie. - Roxy i Eva też się zmieniły.

Teraz zaczęłam sobie przypominać już wszystko. Miał racje, faktycznie widziałam je po zmienię i tak samo, jak ja były wilczycami. W sumie to trochę obawiałam się o nie, bo pisk, jaki z siebie wydawałyśmy, był przerażający i na samo wspomnienie ich skomlenia i bólu przeszły mnie ciarki. Przestałam w tamtym momencie zamartwiać się moją odmiennością, bo poczułam potrzebę zobaczenia się z nimi sprawdzenia, czy dobrze się czują.

- Co z nimi? Gdzie one są? - Zapytałam przerażona, a Kyle zaśmiał się cicho, ale odpowiedział, że właśnie jedzą obiad. Nie rozumiałam, jak on może tak spokojnie o tym mówić, przecież to nie było normalne. MY nie byłyśmy normalne, nasza przemiana nie była normalna, a on zachowywał się jak zwykle.

Zeszliśmy na dół, choć już po otwarciu drzwi od sypialni czułam zapach jedzenia. Krwisty stek, puree ziemniaczane i sałatka — aż ślinka ciekła. W kuchni byli wszyscy nawet Roxy i Eva, które ponoć tak, jak ja przeszły przemianę — choć widać było, że one lepiej to zniosły niż ja.

- Winter jak się czujesz? - Zapytał Nathan, kiedy tylko wkroczyłam do pomieszczenia.

- Przejechał cię kiedyś tir, a później spadłeś z klifu? - Zapytałam, a kiedy zobaczyłam, jego zdezorientowaną minę dodałam. - To właśnie tak.

Usiadłam ciężko do stołu i spojrzałam na moje towarzyszki niedoli, które wyglądały, jakby czuły się dużo lepiej niż ja. Chciałam z nimi pogadać, ale za nim to nastąpi, musiałam coś zjeść, bo mój żołądek chciał się sam zjeść — byłam głodna i z pewnością wtedy nie byłam dobrą osobą do prowadzenia rozmowy. Tak więc, priorytety...

Po posiłku przez dwie godziny rozmawiałyśmy, o tym co się stało. Tylko ja Roxy i Eva, nikt więcej. Musiałyśmy to sobie w głowie poukładać, wymienić się spostrzeżeniami i wspierać, jako że byłyśmy dziwadłami. Roxy znosiła to najlepiej, wręcz cieszyła się z tego. Eva była najbardziej przerażona, choć podobało jej się uczucie, jakiego doznała po zamianie, czuła się silniejsza i niepokonana.

- Ja zmieniłam się zaraz po tobie, jak zawyłaś... - Oczy Roxy zaświeciły się jak światełka na wspomnienie przeżytych nowości. - Poczułam, że muszę... że jestem niepokonana. - Eva pokiwała głową z aprobatą, a ja westchnęłam ciężko. Czyli wszystko zaczęło się ode mnie, od tej nieszczęsnej chwili.

- Co się dzieje? Jesteś jakaś przygaszona? - Zapytała Eva nieśmiało.

- Czuję się odpowiedzialna. - Odpowiedziałam, a kiedy ich pytające spojrzenia skierowały się na mnie, dodałam. - Jakbym to była moja wina. Gdybym ja się nie zmieniła wy też nie... a teraz... - Zaczęłam się jąkać, bo nie miałam pojęcia, jak wyrazić to co miałam teraz w głowie. Po prostu czułam się za nie odpowiedzialna i wiedziałam, że muszę wziąć wszystko na swoje barki.

- Ohh... daj spokój... to było mega! Jesteśmy niezniszczalne teraz. - Oznajmiła wesoło Roxy. - A poza tym Zach może nas pocałować w dupę. Pewnie jeszcze się zbiera po twoim ataku. - Dodała i uśmiechnęła się rozmarzona.

Musiałam przyznać, było dużo plusów tej sytuacji, ale miałam wrażenie, że i dużo minusów, a je dopiero miałyśmy poznać i nie spodziewałam się, że będą tak rozległe i wpłyną na tyle osób. Szczerze, gdybym mogła, to postarałabym się to powstrzymać, ale w tamtej chwili było już za późno...

*******

Miało być dłużej, ale wyszło jak wyszło... Cóż, jak pech to pech i chyba nie ma nic wspólnego z piątkiem trzynastego. Powiem wam tylko tyle, że wstałam o 3.30 (tak rano, lub dla niektórych w nocy) a usiadłam na dupie dopiero o 18.30 -.- 




MrokOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz