33. Jeden taki poranek

10.4K 501 21
                                    

- Winter. Musimy wstawać. - Oznajmił ciepły głos Kyle, a po chwili poczułam, jak jego palce muskają skórę na mojej szyi, co sprawiało, że na moim ciele pojawiły się przyjemne dreszcze.

- Ja jeszcze śpię. - Odpowiedziałam stanowczo i mocniej nakryłam się kołdrą.

- Ty jak chcesz, ale ja muszę wstawać. - Zaczął spokojnie, cały czas mnie głaszcząc. - Aktualnie leżysz na mnie, więc ciężko mi będzie się wydostać. - Podniosłam głowę i spojrzałam na niego gniewnie.

- Leże tylko trochę na tobie. - Ponownie zamknęłam oczy i olałam to, co mówił wcześniej, było mi wygodnie i było mi ciepło, nie zrezygnuje z tego tak łatwo.

- Uwaliłaś się całym ciałem na mnie.

Kyle miał jedną, jedyną wyjątkową umiejętność, mianowicie wiedział co powiedzieć, żeby albo mnie wkurwić, albo uspokoić i czasami korzystał z tej pierwszej opcji. Podniosłam się, jak na zawołanie i zmierzyłam go wzrokiem.

- Wczoraj nie narzekałeś na moje ciało. - Posłałam mu złowieszczy uśmiech i skierowałam się do łazienki, bo aktualnie nie miałam na sobie nawet skrawka materiału.

Rozejrzałam się po beżowej łazience i złapałam w dłonie swoje ciuchy, które były kompletnie przemoczone, nawet majtki i stanik, zresztą cała podłoga w łazience pływa w wodzie, wyglądało to tak, jakbyśmy urządzili sobie kąpielisko z podłogi. Westchnęłam głośno i wrzuciłam ubrania do kosza obok. Nastawię pranie później, a tymczasem musiałam poprosić sprawcę tego problemu, żeby przyniósł mi coś z mojego pokoju — przecież nago nie będę paradować po domu pełnym ludzi.

- Ale ja w dalszym ciągu nie narzekam na twoje ciało... - Najpierw poczułam jego ciepły oddech na karku, a dopiero później dłonie, które oplotły mnie w pasie. Wystarczyło, żeby złożył pocałunek na moim karku, a ja robiłam się mokra. Cholera!

- Spieszyłeś się podobno. - Wydukałam, kiedy jego dłonie ponownie zaczęły dokładnie badać moje ciało. Jedna zjechała na pośladek, a druga ścisnęła moją prawą pierś. - Musisz mi przynieść jakieś ciuchy. - Można powiedzieć, że wyjęczałam to zdanie, zamiast powiedzieć. - Przestań! - Odsunęłam się od niego, bo później mogłoby być to niemożliwe.

- Ale co ja mam poradzić na to, że dłonie same mi chodzą. - Uśmiechnął się łobuzersko i zrobił krok w moją stronę.

- Nie żartuje, przynieś mi jakieś ciuchy! - Zrobiłam krok w tył i skrzyżowałam ręce, żeby dodać moim słowom trochę dramatyzmu.

Kyle uśmiechnął się szeroko, pokiwał głową, jakby chciał coś wyrzucić z głowy i wyszedł. Wrócił po kilku minutach z jeszcze większym uśmiechem i błyskiem w oku, który mówił mi, że coś wymyślił coś, co może mi się nie spodobać. Podał mi ubranie, które przyniósł, a ja wzięłam kilka głębokich wdechów, jak tylko zobaczyłam, co trzyma.

- Mogłeś wziąć wszystko, a ty przynosisz mi najbardziej obciachową pidżamę, jaką mam w szafie?

Pidżamę w kłapoucha kupiłam w razie, gdybym miała ''te'' dni. Była miękka, duża i wygodna, a to się najbardziej ceni, jeśli ledwo jesteś wstanie się ruszać, bo los po raz kolejny pokarał kobiety za niewinność. Kurwa, on chyba w tej szafie rył, jak dzik w ziemniakach, bo akurat ta część mojej garderoby była na samym dnie, w czarnych czeluściach szafy. Patrzyłam na niego chwilę i zrezygnowana postanowiłam się w nią ubrać, a po śniadaniu przebrać w coś normalnego.

- Wyglądasz uroczo. - Powiedział, a ja kątem oka ujrzałam, jak powstrzymuje śmiech.

- Nienawidzę cię. - Wysyczałam obrażona i wyszłam z pokoju, nie czekając na niego.

- Kochasz mnie. - Oznajmił pewnie i jedną dłoń położył na moim biodrze.

Miał racje, może nie kochałam go, ale na pewno nie nienawidziłam. Działał na mnie jak magnez, im bliżej siebie byliśmy, tym ciężej mi było się z nim rozstawać, nawet jeśli za chwilę miał się pojawić znowu. Nasza relacje była trochę skomplikowana, sama w sumie nie wiedziałam co będzie dalej, ale nie czułam się ani trochę źle z faktem, że uprawialiśmy wczoraj seks. Nawet jeśli miał być jednorazowy, to żadne z nas nie było dzieckiem, a już na pewno nie wierzyliśmy w wielką miłość od pierwszego wejrzenia.

Przy stole siedzieli prawie wszyscy oprócz taty i każdy na nasz widok uśmiechał się pod nosem. Kurwa! W tym domu nic się nie ukryje, wilkołaki mają lepszy węch niż ludzie. Przewróciłam oczami, kiedy Kyle z dumą wypisaną na twarzy pocałował mnie w policzek i powiedział, że zaraz wróci. Musiał to zrobić w jak najbardziej zatłoczonym pomieszczeniu w domu. 

- Musisz być bardzo głodna, skoro wczoraj zajęta byłaś czymś innym niż jedzenie. - Stwierdziła Roxy i ugryzła kawałek tosta. Wredna żmija musiała wszystko skomentować.

- Za to tobie chyba tego zajęcia brakuje, skoro tyle żresz. - Odgryzłam się jej z uśmiechem na ustach.

Nathan z Liamem zakrztusili się, a Gi wypluł kawę. Roxy zaśmiała się cicho i powiedziała, że jestem ''niewyżytą suką'' i w sumie na tym nasza ''sprzeczka'' się skończyło, między innymi też dlatego, że do domu wszedł Samuel z synem. Młody w kilka chwil znalazł się na moich rękach i pokazywał jaki strój supermana dostał od taty, był taki dumny z tego głupiego ubrania, że aż chciało mi się śmiać.

- Tu mam S jak Superman. - Uśmiechnęłam się i pogłaskałam go po głowie. - Pobawisz się ze mną w supermana? - Zapytał w taki sposób, że nie mogłam odmówić. Postawiłam chłopca na ziemi, a on klasnął w dłonie. - Ok. Ja jestem supermanem, a ty tym złym. Uwaga strzelam laserem z oczu.

Matt zaczął wydawać z siebie dziwne odgłosy, które miały imitować dźwięk laseru i biegać za mną po pokoju. Całe trzydzieści minut zajęła nam ta zabawa, w końcu wyleciałam z pokoju i na korytarzu wpadłam na Kyle'a, który przyglądał mi się dziwie.

- Co się tu dzieje? - Zapytał zmieszany, a ja zakryłam mu usta palcem.

- Ciii... Superman strzela do mnie z laseru, uważaj, bo ciebie też dopadnie. - W tym samym momencie Matt wybiegł za ściany i mrużąc oczy udawał, że nas trafił. Oparłam się o ścianę, wydając z siebie dźwięki konającego człowieka i usiadłam na ziemi. Kiedy Matt zmierzył wzrokiem Kyle'a, ten postąpił podobnie, a kiedy młody wyszedł z okrzykiem radości, wybuchliśmy śmiechem. - Całkiem przyzwoicie udajesz umierającego. - Przyznałam, zakrywając usta, bo dostałam głupawki i śmiałam się jak chora psychicznie.

Matt'a dawno nie było, a my wciąż siedzieliśmy na ziemi, oparci o ścianę i śmialiśmy się jak idioci. Nie sądziłam, że głupia zabawa z dzieckiem może mi tak poprawić humor.

- Co się tu dzieje? - Usłyszałam głos ojca i spojrzałam w górę. Stał wpatrując się w nas, jakbyśmy postradali rozumy, a jego poważna mina rozbawiła mnie jeszcze bardziej. Nie byłam wstanie nawet wydusić z siebie słowa, bo kiedy tylko próbowałam, napad śmiechu się nasilał.

- Matt nas postrzelił i musimy udawać martwych. - Po długiej próbie w końcu mi się udało, na co ojciec uśmiechnął się pod nosem i dodał coś w stylu ''dom wariatów''. - Myślisz, że udawaliśmy martwych wystarczająco długo? - Zapytałam ze łzami w oczach od śmiechu, kiedy Julius zniknął za rogiem.

- Myślę, że tak, ale w razie co możemy umierać jeszcze raz. - Posłał w moją stronę uśmiech i wstał. Kiedy uspokoiłam się już, wróciliśmy razem do kuchni, a tam oczywiście skierowane były wszystkie pary oczu i głupie uśmieszki.

Zdążyłam zjeść połowę śniadania, kiedy dołączył do nas Steve z żoną i nowo-narodzoną córką. Zerwałam się z miejsca i, prawie że wyrwałam dziecko ojcu i zaczęłam przytulać. Była taka urocza i spokojna, że nie chciałam oddawać jej z powrotem.

- Przepraszam, ale zabieram wam dziecko. Zróbcie sobie nowe. - Wypaliłam, na co oboje uśmiechnęli się serdecznie.

- Ty to sobie już robiłaś jedno... wczoraj. - Blondynka jak zwykle chciała mi dogryźć, ale postanowiłam olać ją i w dalszym ciągu przytulałam mała do siebie. - Właśnie Kyle... Ile zamierzasz mieć dzieci z Winter? - Roxy się nie poddawała i tym razem zaczęła, zaczepiać Kyle'a, który jak gdyby nigdy nic zaczął, odpowiadać na jej głupie pytania.

- Myślę, że czwórkę. - Spojrzałam na niego morderczym wzrokiem, a ten odkaszlnął i dodał. - Jednak myślę, że szóstka to idealna liczba.

Nathan z Liamem posyłali sobie porozumiewawcze spojrzenia, Roxy przytaknęła głową z aprobatą, a tato wyglądał, jakby miał zaraz zejść na zawał. Właśnie w tym jednym momencie, w mojej głowie narodził się szatański plan, skoro nawet Kyle dał się w to wciągnąć, to czemu nie sprawić, żeby pożałował swoich słów?

- Wiesz co? - Zapytałam z powagą. - W sumie to masz racje, zacznijmy od razu. Jeśli się uda, to za rok będziemy mieć swoje.

Chyba nikt, ale to absolutnie nikt nie spodziewał się takiej odpowiedzi, a tym bardziej Kyle, który cały sok, który miał w ustach wypluł na talerz i wpatrywał się we mnie w szoku. Tato zbladł jeszcze bardziej, ale wyglądało na to, że na zawał  nie zejdzie, a mina Roxy była bezcenna i już wtedy nie mogłam się powstrzymać przed kolejnym wybuchem śmiechu.

Jeden poranek, a sprawił mi tyle radości, ile jeszcze w życiu nie zaznałam. Nie pamiętam, nawet kiedy tyle się śmiałam i nie pamiętam, żebym była bardziej szczęśliwa, mimo że w głowie wciąż miałam obawy co do tego, czy Zach mnie tutaj znajdzie. Czułam, że to był mój dom, moje miejsce i w tym momencie nie zamierzałam z niego rezygnować.





MrokOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz